Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
LUBIMY JARMARK
Według wstępnych szacunków jubileuszowy, X Jarmark Tumski, odwiedziło, tak jak rok temu 20 tys. osób. Było mniej stoisk, zgłosiło się 500 wystawców, a kramów rozstawiono 400. W tym 70 kolekcjonerskich
– Weryfikowaliśmy zgłoszenia – tłumaczy dyrektor Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki Radosław Malinowski. – Chodziło o to, żeby uniknąć zwykłej tandety i tego, czego byśmy tu wPłocku mieć nie chcieli.
Anie chciano np. pseudokolekcjonerów, którzy na swoich stoiskach wystawiali w latach ubiegłych przedmioty związane i opatrzone godłami totalitaryzmów. – Jeśli ktoś nas oszukał w poprzednich latach iwbrew temu, co zadeklarował w zgłoszeniu, handlował byle czym, w tym roku nie daliśmy zgody na wystawienie się na Jarmarku – dodaje Malinowski.
Ajednak na Nowym Rynku był kramik ze zwykłymi spodenkami i koszulkami, na przykład. Taki, jakich pełno na każdym bazarku. – No bo ludzie stale próbują nas oszukać iczasem im się udaje – rozkłada ręce szef POKiSu. – Nie odbierzemy teraz kupcowi stoiska; skoro już zapłacił iprzejechał wiele kilometrów, to trudno. Ale za rok taki wystawca już nie będzie miał po co przyjeżdżać do Płocka.
Malinowski tłumaczył jeszcze, że mniejsza liczba kramów wynika też z tego, że jest mało miejsca na ich ustawienie. Zdradził, że organizatorzy zastanawiają się nad poszerzeniem terytorium Jarmarku Tumskiego wjego kolejnych edycjach o kolejne ulice. Być może będzie to np. ul. Kościuszki, ale decyzje jeszcze nie zapadły.
Płocczanie poruszali się po jarmarkowych stoiskach jak po własnym domu. Mają swoje ulubione stragany z chlebem ze smalcem, podziwiają porcelanę zawsze u tego samego małżeństwa, buszują wśród zwiewnych jedwabnych bluzek, które co roku wiszą na straganie na stoiku przy Tumskiej. To trochę dobrze, a trochę źle – z jednej strony impreza na dobre zadomowiła się w płockim kalendarzu, z drugiej – straciła chyba efekt zaskoczenia, nowości, który towarzyszył jej pierwszym edycjom.
Mimo to ludzie lubią Jarmark. W tym roku także na Tumskiej, Grodzkiej iNowym Rynku jak zwykle był tłok, równie chętnie oglądano „indiańskie” instrumenty i biżuterię zmiędzywojnia, noszono przez miasto drewniane róże i delikatne rysunki ptaków w ramkach.
– W zasadzie co roku jest ta powtarzalność, ale i tak zawsze tu przychodzę – komentował spotkany na Tumskiej pan Wiesław. – Lubię stoiska związane z Płockiem, przy Muzeum Mazowieckim, siedzą tam autorzy książek o mieście, widziałem fajne stare zdjęcia z Płocka. Podoba mi się, że płockie sklepy też się wystawiają, na Grodzkiej widziałem pana ze sklepu z winami, na Tumskiej panie z lizakami.
Wniedzielę, na zakończenie wydarzenia, Malinowski podsumowywał: – Jarmark się rozwija, frekwencja była podobna do tej z ubiegłego roku, sprzedawcy chwalą organizację. Miejsce znalazło się nawet dla tych, którzy przyjechali w ostatniej chwili, bez wcześniejszej rezerwacji. Akolekcjonerów w tym roku było więcej niż w roku ubiegłym, pojawili się także nowi. To nas szczególnie cieszy.
Jego zdaniem najciekawsze momenty Jarmarku to np. sobotni pokaz mody zorganizowany na Grodzkiej i historyczna rekonstrukcja na pl. Narutowicza. – Wszyscy też zachwycali się... kataryniarzami – dodawał. – Dlatego w przyszłym roku chcemy zrobić niespodziankę z nimi wroli głównej, myślimy odużym koncercie, graniu synchronicznym muzyki poważnej.
– Jak idzie? Co roku coraz gorzej – wzdychali za to sprzedawcy, których pytaliśmy, czy dużo uhandlowali. – Ale to nie specyfika Płocka, wkażdym mieście kolekcjonerskie towary schodzą coraz gorzej. Po prostu coraz mniej jest kolekcjonerów. Starsi odchodzą, młodych nie przybywa. Internet wygrywa ze wszystkim.
– Wszystko jest kwestią rodzaju i ceny towaru – uważa natomiast Bogdan Kowalczyk, ambasador Jarmarku, „hetman” kolekcjonerów. – A impreza tego typu to nie tylko handel, chodzi także o to, by przejść się między straganami, poznać nowych ludzi, zobaczyć coś nowego, dowiedzieć się czegoś ciekawego. Za charakter iwalkę wdwóch meczach finałowych płocczanom należą się brawa. Choć w pierwszym spotkaniu przegrali różnicą pięciu bramek (28:33) i jechali do Kielc jak na stracenie, nie odpuścili rywalom.
Stoczyli wyrównany bój, wpierwszej połowie prowadzili dwoma-trzema bramkami, a na przerwę schodzili, wygrywając jedną. Nie odpuścili też wdrugiej połowie, walczyli zwielkim poświęceniem, ale na sprawienie niespodzianki było to za mało. Orlen Wisła przegrała 29:33 (14:13). I podobnie jak to jest od siedmiu lat, znów musi się zadowolić tylko srebrem.