Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
TAK SIĘ ZARABIA NA ULICACH
Ukraińcom i bezrobotnym płacą 30 zł dniówki.
Jeżdżą luksusowymi autami za setki tysięcy. Warszawę podzielili na strefy wpływów. Najwięcej zarabiają na Mokotowie
Ogodz. 5.30 samochód ze sprzętem parkuje na chodniku. Wysiada dwóch–trzech mężczyzn. Stoisko rozkładają w kilkadziesiąt sekund. Wsiadają do auta i jadą w kolejne miejsce.
Atu za kilka minut podjeżdża następny samochód, ekipa wypakowuje towar. O godz. 6 przychodzi sprzedawca. Za 12 godzin pracy dostanie 30 zł.
Mandat? Proszę bardzo
Strażnik: – Dzień dobry, pozwolenie na handel i wpis potwierdzający prowadzenie działalności gospodarczej. Sprzedawca: – Nie mam.
– Będzie mandat.
– Proszę bardzo.
Tak kończy się większość interwencji. Maksymalna kara to 500 zł. Jeśli sprzedawca nie przyjmie mandatu, strażnik kieruje wniosek oukaranie do sądu. Najczęściej kary nie ma, bo handlujący nie mają stałych dochodów. To bezrobotni, bezdomni, a ostatnio obywatele Ukrainy. Werbowani są na osiedlu, przy sklepie, na ławce. Są najniżej w hierarchii.
WWarszawie działa kilka grup, które zajmują się nielegalnym handlem. Miasto podzielili na strefy. Najwięcej można zarobić na Mokotowie, dlatego tam działają dwie grupy. Jedna odpowiada za Ksawerów i Czerniaków, druga – za Dolny Mokotów iSadybę. Pracuje na nie łącznie 15 stanowisk. Kolejne grupy działają m.in. na Pradze-Południe, Pradze-Północ iwŚródmieściu. W całym mieście jest blisko 30 miejsc, w których codziennie handluje się nielegalnie.
Dowodzący są bezkarni
Truskawki za 8 zł, maliny za 12. Ziemniaki, kapusta, pomidory i papryka. Nie ma tylko kasy fiskalnej. Resztę z foliowej torebki wydaje dwóch chłopaków w kaszkietówkach, mają około 20 lat. Nie narzekają. Mieszkają wbloku obok, więc na siku idą do siebie. O tym, ile wyciągają dziennie ani dla kogo pracują, powiedzieć nie chcą.
Od strażników miejskich wiem, że dostają od 20 do 40 zł. Pracują od godz. 6 do 18.
Grzegorz Staniszewski, naczelnik wydziału profilaktyki i planowania straży miejskiej: – Mandatem możemy ukarać tylko tego, kto sprzedaje. Właściciele towaru i dowodzący pozostają bezkarni. Kilka lat temu wwakacje szef jednej z grup zatrudnił grupę nastolatków. Powiedział im, żeby przyjmowali mandaty, bo nic im za to nie grozi. Później ojciec jednego z nich napisał nam emocjonalny list. Że chłopcy chcieli dorobić, oszukano ich, a teraz urząd skarbowy za zaległe mandaty upomina się o kilka tysięcy złotych.
Do walki ze zorganizowanymi grupami od nielegalnego handlu straż próbuje wciągnąć inne służby. Powiadamia policję, prokuraturę, ZUS, urzędy skarbowe, sanepid i zarządców terenów. – Ale po pojedynczych kontrolach wycofują się i zostajemy z tym problemem sami – przyznaje Staniszewski.
Ludzie od brudnej roboty
Według ustaleń strażników największym potentatem nielegalnego hand-lu jest lider grupy z Dolnego Mokotowa, 40-letni Krzysztof F. Pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego. Nielegalnym handlem zajmuje się od ponad 10 lat. W tym czasie był karany m.in. za naruszenie nietykalności funkcjonariuszy, próbę wjechania autem winterweniującego strażnika i jazdę bez uprawnień. – Od kiedy rozwinął działalność, do takiej brudnej roboty ma ludzi. Cztery lata temu nieznani mężczyźni zajechali drogę kierowcy lawety, który na nasze zlecenie holował jedno z aut służących do handlu. Zastraszyli kierowcę i ściągnęli samochód z holownika – wspomina Staniszewski.
Nikt nie wie, ile zarabiają szefowie grup. Według strażników w najpopularniejszych miejscach towar wart kilkadziesiąt tysięcy znika w kilka godzin, po południu konieczna jest druga dostawa. Jedna grupa kontroluje pięć–sześć stanowisk. – Handel odbywa się bez kas fiskalnych, nie odprowadza się podatków, więc nielegalni przedsiębiorcy praktycznie nie ponoszą kosztów prowadzenia działalności – słyszę. – Z naszych obserwacji wynika, że jeżdżą luksusowymi SUV-ami wartymi setki tysięcy, które są rejestrowane na członków ich rodzin.
Towar podają przez kratę
Wwalce znielegalnym handlem strażnicy liczyli na nowe przepisy, które pozwalają konfiskować towar. Sprzedawcy chwilowo odczuli zaostrzenie prawa. Latem ubiegłego roku wakcie zemsty za konfiskatę towaru ze stoiska na Mokotowie ktoś wrzucił do auta strażników pojemnik zkwasem masłowym. Mimo dezynfekcji i wielokrotnego czyszczenia samochód nie nadaje się do użytku. Nie udało się schwytać sprawcy ataku. Taki incydent powtórzył się jeszcze kilka razy.
Sprzedawcy znaleźli też sposób na nowe prawo. W większości miejsc za stoisko handlowe służy samochód z przyczepą lub furgonetka. Handlarze zaczęli okratowywać pojazdy tak, by towaru nie dało się odebrać, aklientom wydają produkty przez małe otwory wycięte wkratach. Wystarczy, że sprzedawca zamknie się ztowarem wśrodku, a strażnicy nie mogą wejść do środka. Staniszewski: – W takich przypadkach wzywamy policję. Do współpracy dochodzi jednak rzadko, bo policjanci mają pilniejsze obowiązki.
Wsprawie nielegalnego handlu strażnicy miejscy interweniują około 100razy dziennie. Obok nieprawidłowego parkowania to jeden znajczęstszych powodów ich wyjazdów.
Handlujący to bezrobotni, bezdomni, a ostatnio obywatele Ukrainy. Werbowani są na osiedlu, przy sklepie, na ławce. Są najniżej w hierarchii