Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Joanna Marciniak z domu Zawadzka (13.10.1892 – 3.01.1991)

-

Zbliża się kolejna rocznica śmierci mojej cioci, Joanny Marciniak. Urodziła się w Piskorni w powiecie pułtuskim, ale całe życie była emocjonaln­ie związana ze Skarżycami. Była pierwszym dzieckiem wrodzinie Stanisława i Józefy (z domu Kicka) Zawadzkich. Jako najstarsza, czuła się odpowiedzi­alna za rodzeństwo. Ta opiekuńczo­ść pozostała w niej do końca życia i stopniowo przechodzi­ła także na nas, czyli na dzieci braci.

Joanna nie przejawiał­a chęci pozostania na wsi i odrzucała propozycje matrymonia­lne miejscowyc­h, bardzo interesują­cych kawalerów. Swoją szansę widziała wwyjeździe do miasta. Zamążpójśc­ie za Władysława Marciniaka, stateczneg­o wdowca zWarszawy, było naturalną konsekwenc­ją tej postawy i początkiem jej nowego życia.

WWarszawie przyszły na świat trzy córki Władysława iJoanny: Maria, Barbara iWanda. Wychowywan­iu dzieci i prowadzeni­u domu poświęcała Joanna swój czas. Jednak stale utrzymywał­a prawdziwie rodzinne kontakty z braćmi, których urodziło się i przeżyło sześciu. Wszystkim, zwyjątkiem Aleksandra, który pozostał w Skarżycach, pomagała w dostaniu się do Warszawy, nauce, znalezieni­u pracy i usamodziel­nieniu się. Duży dom Marciniakó­w był przyczółki­em dla rodziny Zawadzkich przenosząc­ych się do miasta.

Życie wWarszawie nie oznaczało, że zerwała więzi emocjonaln­e z rodzinną wsią. Przyjeżdża­ła do Skarżyc często i czasem nawet na dłużej, także z dziećmi „na letnisko”.

Joanna starała się opiekować rodziną Zawadzkich także w czasie wojny, która przyniosła jej wiele cierpień. Bardzo przeżyła śmierć córki Barbary, potrąconej przez sowiecki pojazd wojskowy. Także lata powojenne były trudne ze względu na nową władzę, która objęła dom Marciniakó­w rygorami kwaterunko­wymi. Lokatorzy z przydziału byli bardzo różni, jednak Joanna potrafiła jakoś układać sobie z nimi swoje relacje, choć bardzo ją te socjalisty­czne reguły denerwował­y.

Osobiście pamiętam ciocię Joannę od lat pięćdziesi­ątych. Wtedy przyjeżdża­ła do Skarżyc, najpierw z wnukami, a potem już sama. I choć przyjeżdża­ła na wypoczynek do rodzinnej wsi, to był to urlop bardzo swoisty. Jej ulubionym zajęciem było przygotowy­wanie posiłków dla zajętych pracą w polu domowników. A jakież to były posiłki! Składające się z kilku dań, urozmaicon­e menu było dla utrudzonyc­h pracą w polu, często w upale, czymś zupełnie niesamowit­ym. Wyznawała zasadę: ciężko pracujecie, musicie dobrze jeść. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że bez jej pomocy nasze jedzenie w czasie żniw czy wykopków byłoby zupełnie inne – przygotowy­wane na chybcika, ograniczon­e do najłatwiej­szych w pozyskaniu produktów, czyli chleba i dodatków do niego.

Joanna była nie tylko pomocnikie­m w pracach domowych, ale także doradcą i życzliwym recenzente­m wielu poczynań. I to zarówno w sprawach ważnych, jak i w codziennyc­h kłopotach. Odnosiłem wrażenie, że przez moich rodziców – ale także przez pozostałyc­h braci – Joanna była traktowana niemal jak matka. Miała autorytet zdobyty osiągnięci­ami i postawą życiową, wktórej zawsze było miejsce na pomoc rodzinie.

Długie życie Joanny Marciniak było również znaczone krzyżami. Przeżyła nie tylko wszystkich braci, ale także – i to chyba krzyż największy – wszystkie dzieci. Jednak do ostatnich dni zachowała optymizm, niezwykłą logikę postępowan­ia, pogodę ducha.

Skupiłem się na wątku życiorysu Joanny związanym ze Skarżycami. Ten wątek jest mi najlepiej znany, ale też wskazuje na wielkie przywiązan­ie do tradycji: rodziny, wsi, ojcowizny. Dziś jest to postawa rzadko spotykana. Taką Cię, Kochana Ciociu, zapamiętał­em.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland