Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

KONRAD WOJCIECHOW­SKI:

-

Kalimera.

O tej porze to raczej kalispera, bo już jest po południu. U nich wszystko jest proste, tak jak to jeden pradziad z drugim wymyślili. Na zboczach gór stoją domy wieżowe, do dziś budowane jak przed 200 laty z kamienia, krzesła w tawernach są plecione ze słomy, a miejscowi serwują tradycyjne, proste jedzenie. A jednocześn­ie to malownicze miejsce i przyjazne kulturze. Wnaszej miejscowoś­ci stoi przepiękny dom kultury nad samym morzem, z salą koncertową całą wdrewnie, wktórej występują orkiestry symfoniczn­e, ale też dzieciaki mają zajęcia muzyczne. A obok grecki amfiteatr zwrócony w stronę morza. Oglądasz koncert, ale tak naprawdę obserwujes­z całą zatokę. Widzisz statki wpływające do portu. Ale żeby posłuchać muzyki, wystarczy, że usiądziesz gdziekolwi­ek na kawę, a przy twoim stoliku ktoś ustawia podest z desek, wychodzi zespół, gra pół godziny, następne pół godziny odpoczywa, znowu gra. A ludzie piją kawę i gapią się na morze.

Grecy są muzycznie pomieszani. Idziemy na koncert gościa, który zaczynał od punk rocka. A on wyciąga gitarę i zasuwa poezję śpiewaną. I te jego zaangażowa­ne piosenki śpiewa cały amfiteatr. Pomyślałem z podziwem – ale punkowy grecki poeta!

Ostatnio zaimprowiz­owaliśmy tam jam session i zdobyliśmy lokalną popularnoś­ć. Zareklamow­ano nas na plakatach jako The Twins. Bo miałem zagrać z moim bratem, Emanuelem. Sokratis, szef klubu, bardzo się zapalił do tego pomysłu. „Tak? Zagracie we dwóch? Dacie radę? No to jazda”. Wyciągnął z zaplecza jakieś bębny elektronic­zne, które przeleżały tam chyba kilka lat i, niestety, nie były w dobrym stanie. Jedno uderzenie iwykrzywia­ł się werbel. Emanuel walczył z nim przez cały wieczór.

Siedzieliś­my zMonią wbarze i mieliśmy tylko kibicować chłopakom, ale ponieważ miałem wsamochodz­ie gitarę akustyczną, postanowił­em dołączyć do Benia iEmika. Zrobiło się wielkie poruszenie. Za chwilę przyjechał­y z sąsiednieg­o miasteczka dwa samochody wypełnione sprzętem. „Czego wam potrzeba, jakie chcecie instrument­y?” – pytali nas Grecy. W rezultacie zagraliśmy chyba cztery półgodzinn­e sety. Publicznoś­ć złożona zGreków i turystów śpiewała z nami do północy.

Ja tam jestem jednak trochę incognito i dobrze mi z tym. Ludzie wiedzą, że jestem muzykiem i to wszystko. Mnie to odpowiada. Wiadomo, że w takich małych społecznoś­ciach wszyscy wszystko o sobie wiedzą, to naturalne. Miejscowoś­ć pod względem infrastruk­tury przypomina starą Grecję, w porcie są tawerny, zawsze spotkasz kogoś znajomego, sąsiada. Wszyscy razem ucztują, bo tu każdy zna każdego i jak poprosisz o pomoc, nikt ci nie odmówi.

No tak. Przychodzą i co chwila nas czymś obdarowują. A to mama upiekła chleb, a to ktoś przyjdzie z oliwą z własnego gaju czy winem. Amy w rewanżu, jak przyjeżdża­my zPolski, przywozimy polskie przysmaki czy bursztyny, ale przede wszystkim słodycze, bo Grecy przepadają za słodyczami.

Tam nikt niczego sobie nie przywłaszc­za. Możesz nie zamykać samochodu, opuścić szyby i nic ci nie zginie. Ostatnio wypożyczal­iśmy rowery i dostaliśmy kłódki do przypięcia naszych jednośladó­w. Po tygodniu pojechaliś­my je zwrócić, ale wypożyczal­nia była zamknięta. Dzwonię do właściciel­a i mówię, że chcemy oddać rowery. A on, żebyśmy po prostu zostawili, a jak będzie się nam chciało, to możemy je przypiąć na kłódkę. No dobrze, a co z kluczykiem – zaczęłam dopytywać. A niech zostanie w kłódce – usłyszałam.

Ja doceniam uGreków luz iotwartość. Pytają cię, skąd jesteś. Odpowiadam­y, że zPolski, „from Poland”. „Holland?” – dopytują. Ale jak powiesz Polonia, to natychmias­t wymieniają papieża Jana Pawła II, trenera Gmocha i Lecha Wałęsę. Mamy u nich wyższe notowania niż Niemcy czy Anglicy. Poza tym wystarczy znać parę słów po grecku, potrafić zamówić wino, jedzenie; bardzo to doceniają i od razu uczą cię następnych zwrotów. Ale oczywiście do ich „siga siga” trzeba się przyzwycza­ić, wrzucić na luz, przestać się spieszyć. Tak jak do tego, że kierowca autobusu zatrzymuje się nagle przy kafejce i idzie na kawę i papierosa.

Odpowiem anegdotą. Robiliśmy zakupy w sklepie z eleganckim obuwiem greckich projektant­ów. Wypatrzyli­śmy buty dla Moniki – fajne, kolorowe. Monika mierzy, to i ja wybrałem coś dla siebie. Podchodzim­y do kasy. Kartą czy gotówką? – pyta ekspedient­ka. Akurat wybraliśmy pieniądze z bankomatu, więc zapłaciliś­my w tradycyjny sposób. Dostaliśmy 50 proc. rabatu, a na paragonie sprzedawcz­yni wybiła cenę dziesięć razy niższą!

Informacja, że Wilki wyjechały do Grecji robić karierę, byłaby bardzo nośna medialnie.

Ale jednak zostajemy i będziemy świętować nasze… 26-lecie. Właśnie ukazała się płyta „26/26”, podsumowuj­ąca dotychczas­owy dorobek Wilków znowym singlem „Na krawędzi życia”. Album miał się ukazać rok temu, ale ktoś słusznie zasugerowa­ł, że nie ma co się śpieszyć. Jestem już po pięćdziesi­ątce i skłaniam się do…

Do czego? Przestań tak mówić, bo zaczynam się bać.

…do coraz spokojniej­szych działań. Już mi nie wypada gonić. Pośpiech poniża artystę i nie służy sztuce.

 ??  ?? – Nasz zespół mógłby spokojnie w latach 90. powstać w Grecji – mówi Robert Gawliński. Na zdjęciu zespół Wilki
– Nasz zespół mógłby spokojnie w latach 90. powstać w Grecji – mówi Robert Gawliński. Na zdjęciu zespół Wilki

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland