Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
PO CO MY WSZYSCY BIEGAMY
Od kilku lat biegam. Trzy, cztery razy w tygodniu, po mieście. I na podstawie obserwacji sporządziłem pewnego rodzaju katalog biegaczy.
Jeżeli ktoś porusza się ociężale, jakby dźwigał na plecach wszystkie problemy korporacji, sylwetkę ma niekoniecznie smukłą, a jego ubiór to bawełna ciężka od potu, możemy uznać, że zdomu wypędził go partner lub partnerka. Całym sobą komunikuje światu, że nie jest tutaj z własnej woli, że biegnie tylko dlatego, że ktoś oczekuje od niego sylwetki Brada Pitta z okresu, w którym grał w „Podziemnym kręgu”. Wie też, że nie jest wstanie sprostać tym oczekiwaniom, ponieważ już na sam widok biegających w reklamach kobiet i mężczyzn czuje się śmiertelnie wyczerpany.
Drugi typ biegacza to wciąż niezbyt smukła sylwetka, jednak ubiór już bardziej sportowy, chociaż sposób poruszania się i tempo wskazują, że nie jest to uczestnik maratonów. To raczej ktoś, kto spieszy się do sklepu monopolowego, który niebawem zostanie zamknięty. Prawdopodobnie biega nie tyle dla przyjemności, co z panicznego lęku przed przyrostem wagi. Wykazuje skłonność do dobrej kuchni i napojów alkoholowych. To najczęściej mężczyzna w średnim wieku, pracownik umysłowy średniego szczebla, który prawdopodobnie spotkał się już w swoim życiu z gwałtownymi zmianami wagi, a przeskok z rozmiaru M do XXL pozostawił u niego swoisty rodzaj traumy. Przyznaję, że zaliczam się do tej grupy biegaczy. Jako dziecko cierpiałem na chroniczną niedowagę, co spowodowało, że rozpaczliwie usiłowałem przytyć, zajadając się kiełbasą i białym pieczywem. To z kolei doprowadziło do geometrycznego przyrostu wagi, awrodzony narcyzm sprawiał, że odczuwałem dyskomfort, kiedy kupiona rok wcześniej koszula nie dopinała mi się na do niedawna rachitycznej piersi.
Trzeci typ biegacza to rozpędzona masa mięśni i ścięgien odziana w ściśle przylegające sportowe ciuchy. Niekoniecznie pozdrowi cię, kiedy przemyka obok wtempie, od którego ty trafiłbyś na SOR, jednak z całą pewnością będzie miał urządzenie, które mierzy tętno, ciśnienie krwi, liczbę przebiegniętych kilometrów oraz wskazuje pogodę na wszystkich właśnie rozgrywanych maratonach na planecie Ziemia. Jego oddech jest równy, bieg rytmiczny. Cały jest prędkością i żywi do ciebie lekką pogardę, co w zasadzie jest uzasadnione, bo twój brzuszek trzęsie się nad gumką od legginsów. To menedżer wyższego szczebla, miłośnik sushi i białego wina, który określa cel i osiąga go wzałożonym czasie.
Staram się o takich jak on nie myśleć i wierzyć, że mnie nie odwiozą na intensywną terapię z zawałem serca. I kiedy sycę się tą myślą, słyszę, jak stojąca na przystanku kobieta mówi do wnuczka: „Popatrz! Pan biega, aprzecież jest gruby! Ty też powinieneś wziąć się za siebie!”.