Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
LETNICY OBRONILI DZIKI PRZEDODSTRZAŁEM
Wczoraj od rana ponad 100 osób broniło przed odstrzałem stada 50 dzików i 20 świnek wietnamskich w zagrodzie edukacyjnej w Cyganówce pod Garwolinem. Do ekologów dołączyli lokalni mieszkańcy i warszawscy działkowicze
Od godz. 7 obrońcy zwierząt zbierali się w zagrodzie w Cyganówce. To wieś w gminie Wilga pod Garwolinem. Ośrodek od 20 lat prowadzi lokalny leśniczy Krzysztof Muszyński. Wzagrodzie prezentuje daniele, jelenie, a także dziki i świnki wietnamskie. To głównie zwierzęta po wypadkach, często wymagające opieki. Świnki wietnamskie trafiają tu, gdy porzucają je znudzeni właściciele.
Niedawno leśniczy dowiedział się w nieoficjalnej rozmowie, że inspekcja weterynaryjna planuje uśpić świniowate w jego zagrodzie z obawy przed epidemią afrykańskiego pomoru świń, czyli ASF. Na wczoraj była zapowiedziana kontrola. – Inspekcja weterynaryjna miała być od razu zmyśliwymi, którzy w razie decyzji o odstrzale mogliby ją wykonać. Nie pozwolimy na to, w razie potrzeby sami wejdziemy do zagrody ibędziemy osłaniać dziki – mówił Dawid Fabjański z fundacji Animal Rescue, która wczoraj od rana była na miejscu i chciała bronić zwierząt.
ASF w okolicy nie było
Ekolodzy i leśniczy Muszyński mają swoje argumenty. W gminie Wilga iwcałym powiecie garwolińskim nie było ostatnio przypadków ASF. Jeśli choroba pojawiłaby się w zagrodzie, wszystkie świniowate padłyby w ciągu trzech dni. Leśniczy postawił dodatkowy płot, żeby stworzyć strefę buforową, dzięki której dziki zzagrody nie mają szansy na kontakt z dzikami wnaturze. Dodatkowo Fabjański pokazuje przepisy i dyrektywy unijne, wedle których dziki przed odstrzałem należy najpierw obserwować i badać, np. poprzez sprawdzenie krwi. WCyganówce tego nie zrobiono.
Obrońcy zwierząt boją się, że dojdzie do powtórki z sytuacji z rancha turystycznego pod Hajnówką, gdzie wczerwcu myśliwi pod nieobecność właściciela odstrzelili pięć oswojonych, bo hodowanych w azylu dla zwierząt, dzików. – Łatwiej jest wszystkie odstrzelić, niż wydawać pieniądze na badania – mówi jeden z ekologów.
Letnicy solidarni z ekologami
Po stronie obrońców zwierząt stanęli też mieszkańcy i działkowicze, którzy od rana zbierali się na miejscu. WWildze jest około 5 tys. działek letniskowych, wwakacje odpoczywają tu m.in. warszawiacy. Wczoraj wieść szybko rozeszła się po wsi i działkach, obrońców cały czas przybywało. Niektórzy przychodzili z przygotowywanymi naprędce transparentami, m.in. „Stop mordom zwierząt”.
– To wspaniałe miejsce. Codziennie odwiedzają je dziesiątki osób. Wycieczki szkolne z okolic, ale też zWarszawy, podjeżdżają autokarami – mówi nam Małgorzata Kurek, sołtyska Cyganówki, która też rozesłała wici inawoływała do obrony zwierząt. – To nie pierwszy raz, jak chcą leśniczemu zamknąć zagrodę. ASF to tylko pretekst – mówi.
Andrzej Koryś, powiatowy lekarz weterynarii wGarwolinie, pojawił się około godz. 10. Nastroje były napięte, z tłumu padały okrzyki, żeby wywieźć go na taczce lub wrzucić do dzików. – Nie, bo się zarażą – rzucił ktoś z tłumu. – Lekarz ma leczyć, a nie zabijać – dodał ktoś inny.
Ekolodzy rozmawiali jednak spokojnie. Koryś wytłumaczył, że w jego powiecie wprawdzie nie ma ASF, ale chorobę zdiagnozowano 2 km od granicy. – Nasz obszar wszedł w strefę zagrożenia, stąd dodatkowe kontrole oprócz tych, które przeprowadziliśmy na początku roku. Ale naszym celem nie jest odstrzał, tylko sprawdzenie możliwości identyfikacji zwierząt oraz warunków ich przetrzymywania – mówił Koryś.
Udało się przechytrzyć weterynarza
Do kontroli nie doszło, bo ekolodzy wzięli weterynarza sposobem.
– Czy pan albo pana koleżanka kiedykolwiek braliście próbki z dzika? – pytał Fabjański.
– Tak, nawet dziś rano – odparł Koryś.
– To odmawiamy zgody na wejście na teren gospodarstwa, bo może pan przenosić ASF na ubraniu – odparł Fabjański.
Weterynarz zapowiedział ponowną kontrolę. Dopytywany przez dziennikarzy, tłumaczył: – Zagroda leży przy drodze, którą jeździ wielu cudzoziemców zBiałorusi czy Ukrainy. Nawet mając dobrą wolę, któryś może się zatrzymać i rzucić na wybieg kawałek słoniny z wirusem – tłumaczył.
Obrońcy zareagowali na to zaraz po jego odjeździe. Nad podwójnym ogrodzeniem zaczęli montować zadaszenie z siatki, które uniemożliwi przerzucenie czegoś przez płot. Na ogrodzeniu wiszą też wyraźne tablice informujące o zakazie karmienia zwierząt.
Wirus dotarł do Warszawy
Afrykańskim pomorem świń człowiek nie może się zarazić, ale zapewne to właśnie ludzie przenoszą wirusa np. na butach. Wskazuje na to bardzo krótki czas rozprzestrzeniania się choroby.
ASF przywędrował do Polski ze Wschodu. Długo chorowały tylko zwierzęta na Podlasiu, w pobliżu białoruskiej granicy, ale jesienią choroba błyskawicznie rozprzestrzeniła się na Mazowszu. Podejrzewa się, że wirusa rozwlekli myśliwi.
WKonstancinie jednocześnie znajdowano nawet 50 padłych dzików. WWarszawie padłe zwierzęta znajdowano m.in. wWilanowie i na Bielanach, epidemia objęła też tereny na zachód od Warszawy. Wmieście wstrzymano odłowy dzików do pułapek, prowadzony był odstrzał interwencyjny.
Afrykański pomór świń nie jest groźny dla zwierząt domowych ani ludzi, ale zagraża gospodarce. W zainfekowanym zakładzie hodowli trzody trzeba zabić i zutylizować wszystkie zwierzęta.