Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
ZOFIA GLAZER-RUDZIŃSKA
ZZosią znaliśmy się ponad pół wieku. Od czterdziestu trzech lat byliśmy parą. Obiektywnie to bardzo długo; dziś czuję, że krótko, zbyt krótko. Wspólne starzenie się jest równie fascynującą przygodą jak wspólna młodzieńcza miłość, poznawanie świata i budowanie rodziny.
Na pewno można było lepiej, więcej, szybciej, ale wiedzieliśmy, że mamy wspaniałe życie. Realizowaliśmy swoje pasje zawodowe, wędrowaliśmy po świecie, żyliśmy wśród przyjaciół, uczestniczyliśmy w najważniejszych wydarzeniach artystycznych i każdego dnia w sprawach wielkich i tych całkiem małych byliśmy razem, zawsze ciekawi opinii partnera, choć czasem różniącej się od własnych poglądów. Nauczyliśmy się trudnej sztuki poszukiwania kompromisu. Partnera kochaliśmy za wady, a jego zalety były dodatkową premią. Ja byłem od organizacji i materii, Zosia dodawała ducha i powiewu twórczego.
Po sześcioletnich szaleństwach odkryliśmy, że nie wystarcza nam wyłącznie realizacja własnych pasji zawodowych i aktywne, ciekawe spędzanie czasu. Urodziła się nasza córka i rodzina zyskała obiekt naszej największej miłości. Niedawno dołączył do nas ukochany wnuk Antek.
Zofia Glazer była wybitną artystką i pedagogiem. W 1974 r. ukończyła Wydział Grafiki na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, a już w następnym roku rozpoczęła pracę dydaktyczną. W 1997 r. otrzymała z rąk prezydenta tytuł profesora. Od 1995 r. do końca roku szkolnego, tj. do czerwca 2017 r., prowadziła Pracownię rysunku na Wydziale Rzeźby. Z leczeniem czekała do zakończenia wszystkich obowiązków w Akademii: sesji, wystawy i egzaminów wstępnych. Wiele lat prowadziła zajęcia z rysunku ze studentami reżyserii wAkademii Teatralnej. Zmarła 2 sierpnia 2017 r.
Bezgranicznie oddana swojej pracy twórczej, jako pedagog i przyjaciel wychowała wiele pokoleń wspaniałych artystów. Śledziła ich losy, chodziła na wystawy, odbierała od nich nocne telefony i nigdy nie opuszczała zajęć. Jej studenci o tym wiedzieli i nie zapomnieli. Jakże wzruszające było znalezisko w trakcie porządkowania grobu po pogrzebie, kiedy wśród wieńców, wzastępstwie kwiatów, znaleźliśmy kilka studenckich rysunków. A potem tłumy na niedawnej wystawie i bardzo ciepłe wspomnienia Jej uczniów wwydanym albumie.
Była artystką konsekwentną i bezkompromisową wobec swojej twórczości oraz tolerancyjną i cierpliwą wobec innych. Brała udział w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych wkraju i za granicą. Wielokrotnie nagradzana. Jej prace znajdują się wważnych kolekcjach muzealnych i prywatnych. Autorstwo jej czarno-białych litografii z motywem dłoni poza logiczną konsekwencją formy łączy jedność myślenia, intuicji iwyobraźni – jest niewątpliwe i natychmiast rozpoznawalne. Na Jej obrazach jest człowiek otoczony światłem, zbudowany ze światła i tylko dzięki niemu istniejący. Prace malarskie uwikłane są w porządek egzystencjalny, między miłością a śmiercią.
Wielki talent i wrażliwość artystyczną ukształtowała u Zofii Glazer atmosfera rodzinna oraz postawa i aktywność rodziców. Mama – Sprawiedliwa wśród Narodów Świata, przedwojenna pozytywistka, o otwartym dla ludzi sercu, zawsze aktywna zawodowo, pasjonatka wędrówek, fotografii i sztuki. Tata – profesor chemii na Politechnice, o duszy humanisty, uwielbiający przygody, książki i brydża, po strajkach w 1968 r. wyrzucony z uczelni.
Zosia – niezwykle skromna, ciepła i serdeczna – nigdy nie stawiała siebie w centrum, była zawsze oddana przyjaciołom, studentom i rodzinie, wtym dwóm ulubionym jamnikom. Uwielbiała czytać, pływać łódką na Mazurach i górskie wędrówki. Lubiła czerwone wino. Paliła jak smok.
Wnaszym domu zawsze panował duch sztuki: powiązania rodzinne, książki, liczne obrazy, dyskusje o sztuce, muzyka, krąg przyjaciół z teatru i sztuk plastycznych, a przede wszystkim – wszechobecny przykład pracy twórczej pani domu. Okres najbardziej aktywny przypadał na pełne wydarzeń lata 80.: wyjazd do Kolumbii, strajki, „Solidarność”, narodziny córki, stan wojenny, powiew wolności w 1989 roku. Do dziś nasza córka wspomina opowieści, jak będąc w brzuchu mamy, bywała na nocnych studenckich strajkach wASP, jak w mieszkaniu na Ursynowie rodzice postawili w pracowni nad jej pokojem ważącą ponad pół tony prasę litograficzną, jak jej kolegów witał w korytarzu obraz z czasów studiów z wmontowanym gipsowym odlewem piersi mamy. Takich obrazów zachowanych w pamięci nie da się zapomnieć. Na szczęście pozostało też dużo obrazów zupełnie realnych, efektów Jej artystycznej aktywności – malarstwo, grafika, szkice, formy przestrzenne. To wspaniałe dziedzictwo, które zostawiła następnym pokoleniom. Dziękujemy Zosiu.