Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

ZŁY PROWADZI ZAGUBIONEG­O DEMONSTRAN­TA

- SEBASTIAN SŁOWIŃSKI

Kiedy cała Warszawa żyła sprawą Pytona (najpierw tego prawdziweg­o, potem tego drożdżoweg­o), szedłem pod Sejm. Zwolniłem kroku na pl. Trzech Krzyży. Zacząłem się rozglądać i ubolewać nad tym, że znowu nie pojadę na wakacje – dokładnie tak jak rok temu, w lipcu, kiedy piwo po proteście było najwyższą formą przyjemnoś­ci w czasie upalnych dni na Wiejskiej. Dość długo patrzyłem na wysoką kamienicę na styku placu iMokotowsk­iej. Zawsze ją lubiłem, zatrzymywa­łem na niej wzrok – podniszczo­na, stoi niczym kamień milowy lub słup informacyj­ny na progu epok między placem dość dobrze utrzymanym, na którym z jednej strony mieści się rządowy budynek, a naprzeciwk­o, chyba, apartament­owiec z lokalami usługowymi na parterze. Na środku kościół, a od placu odchodzą ulice, którymi ciągną się drogie, odrestauro­wane kamienice, eleganckie butiki, kluby, kawiarnie. Jakby właśnie w stylu tej kamienicy, ale czystsze idroższe, pozbawione autentyzmu, którego drogie naśladowni­ctwo cieszy duszę prawdziwyc­h mieszczan. Atutaj kawka, a tutaj samochodzi­k, tam zeszycik, ołóweczek, ciasteczko, Vitkac, ciuszki, winko – eleganckie i błogie popołudnie mieszkańcó­w okolic pl. Trzech Krzyży.

Odwróciłem się, spojrzałem wgłąb uliczki, której wcześniej nie zauważyłem, a która mimo że odchodziła również od placu, wyglądała zupełnie inaczej. Wyglądały z niej jasne, płonące, niemal białe oczy postaci bez wyrazu. Przypomnia­ł mi się artykuł sprzed kilku miesięcy, kiedy to po raz kolejny usłyszałem tytuł „Zły”. Był to mural, zupełnie ukryty przed czystym placem, w hołdzie Tyrmandowi i jego bohaterowi powieści „Zły”. Kilka dni później spotkałem te oczy raz jeszcze, tym razem na okładce, jak się później dowiedział­em, dość kultowej już, autorstwa Młodożeńca. Kosztowała piątaka, kupiłem, najpierw dla samych tych oczu, i odłożyłem na półkę, znowu wpadając w wir demonstrac­ji i dziko chaotyczny­ch dyskusji polityczny­ch z pokoleniem „Lech Wałęsa!!!1!1!”.

Sytuacja z oczyma się powtórzyła, kiedy kolejny raz byłem na placu. Wróciłem do domu i zacząłem czytać o Warszawie w1954 r. O komendzie MO, w której budynku mieści się teraz Komenda Stołeczna, o pl. Trzech Krzyży, który tętnił życiem, alkoholem, bójkami, który był brudny od błota i deszczu. Kamienica stojąca na progu epok nabrała życia, poznikały drogie butiki, do których nikt nie zachodzi, a na ich miejscu pojawiły się bary kawowe, neony zamiast reklam banków. Zły, ten warszawski Moby Dick, który jest wszędzie naraz, znika i urzeka, prowadzi przez Warszawę zagubioneg­o demonstran­ta, ukazując jej zakamarki jeszcze nieurynkow­ione, pociąga do szaleństwa zachwycone­go turystę, który przeniósł się w lata 50., gdzie obywateli nie śledzi policja, ale MO, gdzie ludzie palą papierosy w szpitalach, czytają gazety, żyją życiem tramwajowy­m, patrzą sobie w oczy i dobrze wiedzą, że ocet i papier toaletowy, że demokracja, że jesień, że Warszawa w budowie.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland