Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
KILKA WIADOMOŚCI O BEZDOMNOŚCI
Wrozmowach o bezdomności jak bumerang wracają te same frazy, argumenty i stereotypy – także wpoważnych mediach. Jakże często nie są wcale poparte znajomością konkretnych osób, ich sytuacji ihistorii… Warto wciąż pokazywać, że o bezdomności warto imożna myśleć inaczej.
Azatem po kolei – użyte cytaty pochodzą z kilku tekstów, które znalazłem tylko wostatnich tygodniach.
Gdy czytam, że osoby w kryzysie bezdomności „okupują hamaki” czy „opanowały centrum Warszawy”, zastanawiam się, dlaczego myśli się o nich jak o najeźdźcach, a nie mieszkańcach i mieszkankach miasta. Może wcale nie „okupują”, a „korzystają”? Nie „opanowują”, a „przebywają”? Mechanizm odmawiania osobom mieszkającym na ulicy godności poprzez używanie metafor rywalizacyjnych, odzwierzęcych czy nawiązujących do odpadów jest częsty, ale nie prowadzi do zrozumienia zjawiska. Służy mu za to zobaczenie w nich ludzi.
Czytam: „wstyd, żeby wcentrum europejskiej stolicy takie rzeczy turyści oglądali” i zastanawiam się, czy ktoś, kto to mówi, był kiedyś w zagranicznych miastach. Doprawdy, również wosławionych krajach zachodnich osoby w kryzysie bezdomności korzystają z parków, ławek, hamaków, placów. Gdzie bowiem mają się podziać?
„Tani alkohol robi duże luki w pamięci”? Owszem – ale w sprawie alkoholu nieraz myli się przyczynę ze skutkiem. Często to bezdomność jest przyczyną alkoholizmu. Odwrotnie – rzadziej.
Idźmy dalej: „Jeśli już ktoś zdecyduje się przedstawić swoją historię, to wersje się powtarzają. Przyjechał do pracy, ale nie wyszło”. Tak, powtarzają się – a przyjazd do Warszawy i nieudany start bez poduszki ochronnej w postaci rodziny czy znajomych to częsty początek bezdomności. Podobnie jak dziedziczona bieda, nieudany interes, choroby, konflikty rodzinne, pożary, bycie ofiarą oszustw, wypadki czy opuszczanie domu dziecka. Często dochodzi do kumulacji nieszczęść, wwyniku których ktoś trafia na ulicę. Granica między posiadaniem zabezpieczenia materialnego a skrajnym wykluczeniem bywa naprawdę cienka.
„Co ciekawe, okradają się nawzajem i często dochodzi między nimi do bójek” – czytam dalej. Nie, to nie jest ciekawe. I nie warto otym opowiadać, jakby się było wzoo. Osoby w kryzysie bezdomności nie są wswej masie święte (choć bywają). Ale iwreszcie populacji świętości jest niewiele. Ludzie są różni – niezależnie od zasobności portfela.
To nie koniec. „Proponujemy im skorzystanie złaźni, wskazujemy konkretne adresy, tylko od nich zależy, czy skorzystają” – cóż, chciałbym wiedzieć, ile to tych adresów jest. Bo łaźni wWarszawie jest dosłownie parę – inie są wcale otwarte całą dobę, jak niektórzy sobie wyobrażają. Rzecznicy praw obywatelskich od lat apelują w tej sprawie do władz miasta ozwiększenie wsparcia.
„Menelom w centrum mojego miasta mówię »nie!«”? A ja mówię „nie” mówieniu „menel”. Mówię „nie” wypychaniu ich z centrum, bo ich przebywanie tutaj wynika z racjonalnego wyboru. Wpewnym sensie idę dalej: mówię „nie” bezdomności. Ale by sobie znią radzić, potrzeba nie represji, a systemu, nie wypychania na peryferia imargines, a realnego wsparcia, opartego nałaźniach, wsparciu mieszkaniowym, socjalnym, psychologicznym imedycznym. To nieprawda, że wystarczy chcieć.
Mogę tak długo, ale kończy mi się miejsce. Nie wątpię, że temat wróci – zapewne już w komentarzach do tego tekstu. Na początek zachęcam, by uznać, że sprawa nie zawsze jest tak jednoznaczna, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.