Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
JAK WSPIERAĆ MŁODYCH
Czy ludzie, którzy chcieliby coś zrobić dla siebie i swojego miasta, dostali właśnie prztyczka w nos? Czy po zamknięciu księgarnio-kawiarni Czerwony Atrament nie pomyślą, że w Płocku nic nie da się zrobić? Pora wyciągnąć wnioski i poszukać dobrych rozwiązań
Krzysztof Blinkiewicz iMagda Chylińska zamknięcie Czerwonego Atramentu przy Synagogalnej 4 (lokal jest wynajęty od Agencji Rewitalizacji Starówki) ogłosili w ub. tygodniu – na naszych łamach i na Facebooku. Szczerze do bólu wyznali swoją porażkę, sporą część winy wzięli na siebie. Wkomentarzach wybuchł lament, bo ich lokal to jedyne takie miejsce wPłocku – kulturotwórcze, niebanalne, sprzyjające dobrym pomysłom. Wiele osób biło się w piersi – że to także ich wina, bo choć się zCzerwonego Atramentu cieszyli, to przez prawie trzy lata nie byli wnim ani razu. Albo bardzo rzadko. Mimo że imprezy, jakie się tam odbywały, nie były biletowane.
Takim obrotem sytuacji bardzo zaskoczony jest prezydent Płocka Andrzej Nowakowski. – Kibicowałem im od początku, zaglądałem do nich, rozmawiałem i wierzyłem, że im się uda, że wogóle dobrze im idzie. Bo oni nigdy się nie skarżyli – komentuje. – Ale przykład Krzysztofa iMagdy pokazuje, że poza marzeniami, które się realizuje, trzeba twardo stąpać po ekonomicznym gruncie. Dla nich to było bolesne zdarzenie.
Nowakowski przyznaje – takim osobom jak właściciele Czerwonego Atramentu, kreatywnym, zpomysłami, powinno się pomagać, przynajmniej na początku. Ale jeśli po jakimś czasie nie dadzą rady – trudno, polegną w zderzeniu z ekonomią.
Kiedy kilka lat temu płocka „Wyborcza” wspólnie zUrzędem Miasta zorganizowali w Płocku Pracownię Miast, jednym z wiodących tematów było to, jak ściągnąć do śródmieścia młodych, jak wspomóc ich twórcze inicjatywy. Bo wymierające, puste centrum miasta potrzebuje „świeżej krwi”. Kogoś, kto swoim zapałem ipracą ściągnąłby rówieśników, i nie tylko. Magda Chylińska opowiadała wówczas np. oKatowicach. Otym, że tam miejskie lokale, niekoniecznie te prestiżowe, wynajmują swoim kreatywnym mieszkańcom w bardzo preferencyjnych stawkach – od złotówki do 7zł za m kw. Tylko po to, by pasjonaci budowali ten szczególny klimat miasta, żeby z ich fermentu rodziły się nowe pomysły, żeby faktycznie ożywiać, rewitalizować starówkę.
Czerwony Atrament ostatni raz będzie otwarty w środę, z jego upadku muszą wyciągnąć wnioski nie tylko właściciele, to także istotne doświadczenie dla władz Płocka.
– Tak, miasto powinno wspierać takie inicjatywy, niższe czynsze są bardzo dobrym pomysłem, ale potencjalni zainteresowani powinni o tym rozmawiać bezpośrednio zwłaścicielami lokali, miejskimi spółkami, które je posiadają – twierdzi prezydent.
Czy jednak nie byłoby lepiej dać takim ludziom czytelny sygnał, budując specjalny miejski systemem zwytypowanymi miejscami zniską ceną najmu, może nawet stworzyć coś w rodzaju komisji, jury, które oceniałoby projekty i do tego programu kwalifikowało?
Andrzej Nowakowski: – Komisja? Raczej nie... Ale stworzenie systemu? Tego nie wykluczam, trzeba by się do tego przygotować. Jednak praw ekonomii nie da się całkiem pominąć. Podam przykład – Miejski Zakład Gospodarki Mieszkaniowej wynajął za bardzo małe pieniądze lokal przy Tumskiej, była tam restauracja z daniami wegańskimi. Wydawało się, że pomysł jest bardzo dobry, ajednak też nie wypaliło. Realizować marzenia to piękna sprawa, ale też na te marzenia trzeba jakoś zarobić.
Jacek Koziński, prezes ARS, twierdzi, że zawsze jest skłonny do rozmów iustępstw wobec każdego, kto chce wynająć od nich lokal na działalność. Że restauratorzy ze Starego Rynku mają inne czynsze wsezonie, ainne, niższe, wmartwym okresie zimowym. Czerwonym Atramentem był zachwycony, bo wprowadzał coś innego, nowego. Mówi, że pomagał, doradzał. Czemu więc czynsz przy Synagogalnej 4 to aż 12 tys. zł miesięcznie (na początku było to 9 tys. zł)? – Kiedy właściciele przyszli do mnie z biznesplanem, kilka razy pytałem, czy wszystko obliczyli, przemyśleli, czy będzie ich stać – odpowiada Koziński. – Nie mówili wówczas, że ta kwota jest zbyt wysoka. Pomogliśmy im wten sposób, że przystosowaliśmy lokal do ich potrzeb, to były konkretne wydatki po naszej stronie i umówiliśmy się, że za jakiś czas będą to spłacać wczynszu, dlatego stawka wzrosła.
Ajednak, kiedy przestały wpływać pieniądze, bo przychody drastycznie spadły, można było, mając rewitalizację wnazwie, samemu zaproponować obniżenie tej jednak bardzo wysokiej opłaty. – Gdyby płacili cokolwiek, to może tak można by zrobić, ale tych wpływów nie było – odpiera prezes ARS. – Aczynsz wcale nie był bardzo wysoki, przecież to jest 200m kw. Lokale na piętrach są wykupione, stanowimy zich właścicielami wspólnotę, musimy partycypować wkosztach stałych, a jako spółka nie możemy też dokładać. To są twarde prawa rynku, ekonomii. I z nimi Czerwony Atrament też musiał się zmierzyć. Bo trzeba rozumieć, że jak się zakłada firmę, to należy obliczyć możliwości, skalkulować rzetelnie zyski, bo przecież z czegoś trzeba się utrzymać. Oni teraz odejdą, amy znów będziemy musieli przystosować lokal pod innego najemcę, znów wydać pieniądze. Dla nas to także kłopot.
Jednak Koziński także się zarzeka, że jest gotów rozmawiać z kreatywnymi osobami, które przyjdą zdobrym pomysłem, negocjować, podpowiadać. Tylko czy ktoś, kto chciałby zrealizować swoje marzenia, niekoniecznie te wybitnie komercyjne, azmyślą otworzeniu lepszego, ciekawego Płocka, jeszcze się odważy?
Prezydent Płocka przyznaje, że osobom kreatywnym, z pomysłami, powinno się pomagać, przynajmniej na początku. Ale jeśli po jakimś czasie nie dadzą rady – trudno, polegną w zderzeniu z ekonomią
Macie pomysły, jak miasto mogłoby wspierać wartościowe inicjatywy młodych lub dla młodych? Piszcie:
Więcej o upadku Czerwonego Atramentu –