Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Po co dzieciom sztuka
Robią kolaż i celowo przyklejają zdjęcie gołej kobiety. Albo bazgrzą po kartce papieru, twierdząc, że ta bazgranina jest wyrazem ich ekspresji artystycznej. Dziecko w muzeum to duże wyzwanie dla kuratorów sztuki.
Do działu edukacji Muzeum Sztuki Nowoczesnej zadzwonił telefon. Redakcja „Przekroju” promowała nowy numer kwartalnika happeningiem, który polegał na wyrzuceniu na brzeg Wisły 15-metrowej makiety wieloryba. Padła propozycja, żeby ów żart potraktować serio ina kanwie tej historii zrobić zajęcia z dziećmi. Kuratorzy MSN zorganizowali warsztaty rodzinne „Wcieniu wieloryba”.
– Pomyślałam, że warto porozmawiać z dziećmi o wielorybie jako istocie biologicznej, ale też przedstawić go jako figurę obecną w kulturze – opowiada Katarzyna Witt z MSN. – Dzieci siedziały na podłodze, a ja prezentowałam zdjęcia największego ze ssaków wformie slajdów. Wspólnie rysowaliśmy różne stadia rozwoju wieloryba. Pytałam: „Skoro wieloryb jest największym zwierzęciem na świecie, dlaczego nie nazywamy go królem zwierząt?”. Dyskusja była bardzo ożywiona.
Nauka według wzoru 3 razy S
Wstołecznych muzeach igaleriach zajmujących się sztuką nowoczesną aż roi się od oferty adresowanej do dzieci. Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim zaprasza najmłodszych (do 5 lat) na „Smykowizje”, wramach których można zbudować rakietę, by przyjrzeć się z bliska spadającym gwiazdom, albo zbadać, wco może zmienić się cień rzucany przez drzewa. Dla starszych (powyżej 5. roku życia) są zajęcia z cyklu „Jak smakuje sztuka” – mogą się dowiedzieć, co to jest asamblaż idlaczego czasami na płótnie siadają owady. – Pojawiają się także akcenty kulinarne. Dzieci mają np. za zadanie nauczyć się rozpoznawania przypraw. W czasie zajęć dochodzimy do wniosku, że kolor może mieć zapach – mówi Anna Kierkosz, kierowniczka działu edukacji wCSW.
„Smykowizje” są organizowane raz wtygodniu, „Jak smakuje sztuka” co dwa tygodnie. Kuratorzy edukację dziecięcą sprowadzają do pojęcia „3 razy S” – storytelling, synestezja i sensoryczność. Mali obserwatorzy sztuki współczesnej uczą się jej poprzez uruchamianie zmysłów: łączenie doznań słuchowych ze wzrokowymi oraz wzrokowych zdotykowymi. Kontemplacja dzieł sztuki ma więc wymiar organoleptyczny. Dzieci robią farby zjadalnych żeli i jogurtów, aby nimi malować, brać je do buzi, odciskać ślady. Oglądają wystawę przewożone przez rodziców na kocu jak na sankach, wrytm muzyki. Albo za pomocą epidiaskopu oglądają na ścianie slajdy zwodnej animacji.
Zpięciolatkami i starszymi dziećmi można popracować na ideach – temu służyła m.in. instalacja w formie łódki, do której każdy mógł wejść ipoczuć się jak uchodźca, by oswoić strach przed innością. – To nie są zajęcia, tylko przygody wprzestrzeni. Dzieło sztuki staje się częścią tej przygody. Zaczyna mówić, ożywać. Stereotypem jest twierdzenie, że sztuka współczesna jest trudna i trzeba z nią obcować we fraku. Małe dzieci nie zdają sobie sprawy z tego stopnia trudności. Dla nich sztuka jest punktem wyjścia do zabawy, do kreatywności – uważa Kierkosz.
Sztuka musi komplikować świat dziecięcy
Do 7 października MSN zaprasza dzieci na cykl warsztatów towarzyszących wystawie „Bestia, bóg i linia”. Wprogramie przewidziano m.in.: opowieść oegzotycznej Azji za pośrednictwem języka migowego tłumaczonego na język polski; dwa zajęcia z„ciałowania”, podczas którego kilkulatki będą się turlać, tańczyć iwydawać dźwięki, aby lepiej poznać własne ciało; odbędzie się też kongres migracyjny pomyślany jako dziecięca debata na temat wędrówek, podróży i tułaczek.
Zdarzają się również zajęcia niezwiązane zwystawą. Jak wspomniany na wstępie warsztat owielorybie albo wykład na temat transatlantyku, wczasie którego rodzice leżą na podłodze, a ich pociechy falują nad nimi z kartkami w dłoniach – w ten sposób kuratorzy wyjaśniają, na czym polega sztuka kinetyczna.
– Chcemy pokazać dzieciom, że świat dookoła da się oglądać zróżnych perspektyw. O ile rodzice dążą do tego, aby złożoną rzeczywistość dziecku uprościć, o tyle my próbujemy ją trochę komplikować – przyznaje Katarzyna Witt.
– Co konkretnie ma pani na myśli? – dopytuję.
– Niedawno mieliśmy zajęcia na temat politeizmu – opowiada pracowniczka MSN. – My wierzymy wjednego Boga, awIndiach jest czczonych wiele bóstw. To niełatwe zagadnienie. Ale zastanawialiśmy się z dziećmi, jakie te bóstwa mogą mieć znaczenie, dlaczego ludzie przypisują im różne atrybuty. Padały też pytania owizerunek Boga wzachodniej kulturze ioto, dlaczego może mieć jasne włosy [śmiech]. Chcemy zachęcać dzieci do refleksji.
Na przeszkodzie samodzielnemu myśleniu stoi często powielanie utartych schematów wyniesionych ze szkoły. Rysowanie szablonowego pejzażu – trawa, kwiatki, motyl – jest mniej angażujące niż ułożenie zkartki papieru bryły przypominającej budynek onieregularnych kształtach. – Dzieci czasem wpadają w panikę, jakby bały się zaryzykować, że im nie wyjdzie. Wtedy mówię: „Słuchajcie, ja nie wiem, jak to zrobić, ale może wy wiecie?”. Imetodą prób ibłędów staramy się coś ztą kartką zrobić. Bezpieczniej narysować ładny obrazek i dostać w szkole piątkę. Muzeum próbuje walczyć z tym nawykiem: nie musi być ładnie, ma być coś ciekawego – komentuje Witt.
Nie wszystko, co robi twórca, jest ładne
Zachęta organizuje wydarzenia dla rodzin zdziećmi co niedzielę. Od marca do czerwca wystawa skierowana do najmłodszych „Wszystko widzę jako sztukę” zgromadziła w sumie ok. 60 tys. odwiedzających. To mniej więcej tyle samo, ile miejsc na Stadionie Narodowym! Teraz mali widzowie mogą podziwiać wystawę „Tango na 16 metrach kwadratowych”, podczas której odbywają się zabawy intelektualne wurządzanie małej przestrzeni mieszkaniowej. Mogą też obejrzeć z rodzicami pokaz obiektów Kojiego Kamojiego „Cisza iwola życia”, rozwieszając na sznurku pocięte kartki papieru wcelu dostrzeżenia ruchu materii. Jesienią jest w planach ekspozycja prac malarskich „Co po Cybisie?”. To świetny pretekst, aby uczniom szkół przystępnie opowiedzieć onurtach współczesnego malarstwa.
Jak oswajać dzieciom zagadnienia zarezerwowane dla sztuki współczesnej, która nie mieści się w szkolnej podstawie programowej? Pracownicy Zachęty od lat przygotowują pomoce naukowe w postaci publikacji książkowych. „Bardzo nam się podoba” to zbiór pytań iodpowiedzi, np. „Czy sztuka ma płeć?” albo „Dlaczego artysta używa tak dużo farby?”. W innej ilustrowanej książce dla dzieci „Kto to jest artysta?” autorzy dowodzą, że np. nie wszystko, co robi twórca, jest ładne, pokazując na rozkładówce stado rozdeptanych karaluchów.
– Cenimy trudne pytania, śmieszne pytania. Chcemy się dowiedzieć, co dzieci sądzą na dany temat. Apóźniej rozmawiamy, tłumaczymy, naświetlamy kontekst, w jakim dzieło powstało. Nam głównie chodzi oto, żeby rozwijać u dzieci krytyczne myślenie – mówi Zofia Dubowska-Grynberg z działu edukacyjnego Zachęty.
Misja edukacyjna podjęta przez galerie i muzea to niełatwe zadanie. Trzeba wyjaśnić dziecku, dlaczego nie wolno dzieła dotykać – bo się psuje, zostają na nim ślady, bo ma wiele lat. Są również prace wzbudzające kontrowersje, jak zdeformowane chorobą nowotworową obiekty Aliny Szapocznikow czy film Anety Grzeszykowskiej, na którym artystka pokrywa swoje nagie ciało czarną farbą.
Pytam, czy tego typu prezentacje są dozwolone dla dziecięcego oka, nieodpornego na różne prowokacje. Zachęta ma na to sposób. Zanim umożliwi najmłodszym kontakt ze sztuką, co do której są wątpliwości, wybór dzieł konsultuje z psychologiem. W przypadku Grzeszykowskiej nie było o co kruszyć kopii, bo artystka nie robiła krzywdy swojemu ciału. A nagość? Przecież doświadczamy jej w ciągu dnia kilkakrotnie. – Nie każda sztuka jest dla dzieci. Sztuka, która pokazuje krzywdzenie siebie albo innych, nie powinna być pokazywana dzieciom. One się boją, że to może spotkać ich albo ich najbliższych. Są filmy przeznaczone do oglądania od iluś lat i tak samo jest ze sztuką – przekonuje Dubowska-Grynberg.
Wyjść poza schemat – to niepisane motto sztuki nowoczesnej wwydaniu dziecięcym. A dzieci lubią testować, jak bardzo rozciągliwe są jej ramy. – Robią kolaż i celowo przyklejają zdjęcie gołej kobiety. Albo bazgrzą po kartce papieru, twierdząc, że to wyraz ich ekspresji artystycznej – śmieje się Witt.