Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
KOMPROMITACJA MENTALNYCH ZWYCIĘZCÓW
Po porażce 1:2 wWarszawie rewanżowy mecz z luksemburskim F91 Dudelange był dla Legii meczem, od którego zależała przyszłość klubu. Aprzecież jeszcze rok 2016 wydawał się czasem odrodzenia polskiego futbolu. Reprezentacja nieźle zagrała w mistrzostwach Europy, a Legia po 20 latach awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W niej potrafiła zremisować z późniejszym triumfatorem Realem Madryt iwygrać ze Sportingiem Lizbona, a po przerwie zimowej grać w Lidze Europy.
Rok 2018 przypomniał czasy, gdy polscy piłkarze mogli grać jedynie o honor. Zaczęła reprezentacja Polski na mundialu wRosji. Teraz przyszła kompromitacja Legii.
WLuksemburgu stołeczna drużyna mogła – i powinna – awansować. Zadanie utrudniła sobie jednak już w pierwszych dwunastu minutach, gdy straciła dwie bramki. Sytuacji nie uratowały bramki José Kanté. Pomimo remisu 2:2 mistrz Polski odpadł już w III rundzie eliminacji do Ligi Europy.
Legia zdominowała polską ligę, wostatnich sześciu latach zdobywała tytuł aż pięciokrotnie. W ostatnim sezonie można było usłyszeć, że choć warszawianie grają słabo, to tylko oni mogą powalczyć o fazę grupową europejskich pucharów. Było inaczej. Mistrz Polski przegrał z drużyną z 19-tysięcznego miasteczka w Luksemburgu.
Sytuację w Legii można opisać jednym słowem. Bałagan. Do tytułu w poprzednim sezonie poprowadził warszawian Dean Klafurić. Trener „tymczasowy”, o którym prezes Dariusz powie później, że jego pozostanie na stanowisku było błędem. Zwalnia go dopiero, gdy Legię zwalki o Ligę Mistrzów eliminuje Spartak Trnava. Mistrz Słowacji, dla którego bramki strzelają piłkarze odrzuceni przez kluby polskiej ligi. Jego miejsce zajmuje kolejny „strażak”, dotychczasowy asystent trenera Aleksandar Vuković. Prowadzi mistrza Polski jedynie wtrzech meczach i przegrywa najważniejszy z nich – z Dudelange usiebie. Po nim mówi oproblemach mentalnych swoich piłkarzy, którzy nie wytrzymują presji. Presji grania z tytułem mistrza Polski, uczestniczenia w europejskich pucharach? Czy gry z mistrzem Słowacji i Luksemburga?
Na jego miejsce prezes Mioduski zatrudnia Ricarda Sá Pinto. Portugalczyk po raz pierwszy spotkał się z zespołem trzy dni przed rewanżem z Dudelange. Na konferencji po podpisaniu kontraktu mówi – chwalebnie szczerze, że nie zna piłkarzy i nie wie, jak może grać jego drużyna. Ale podniesie ich na duchu, a awans ma załatwić jakość piłkarska. Nie załatwiła.
Po meczu w Luksemburgu Sá Pinto uważał jednak, że jego drużyna zrobiła wiele, żeby awansować. Podkreślał, że mistrz Luksemburga ma niezłych piłkarzy, ale głównym winnym porażki jest sędzia. Portugalczyk imponująco szybko wtopił się realia polskiej piłki. Przeciwności losu, arbiter i słaba forma na początku sezonu to stałe elementy tłumaczeń po corocznych porażkach.
Oprócz katastrofy wizerunkowej brak awansu jest dla mistrza Polski porażką finansową. Na dotychczasowych meczach warszawski klub zarobił 1,2 miliona euro. Budżet zakłada jednak udział w fazie grupowej Ligi Europy, gdzie UEFA płaci 2,6 miliona euro. Dodając do tego premie za osiągane w niej wyniki, Legia traci ok. 5 milionów euro. A przecież na europejskich boiskach leżą większe pieniądze – nie wspominam tu o umowach sponsorskich, dochodach z dnia meczu czy promocji piłkarzy.
Sá Pinto powiedział po porażce, że jego piłkarze, by zaczęli grać na swoim – czyli jakim? – poziomie, potrzebują czasu. Niespodziewanie dowodził, że mają już mentalność zwycięzców. Portugalczyk czasu ma teraz bardzo dużo. Może skupić się na lidze, walce o mistrzostwo i udział weuropejskich pucharach. Ale już teraz wszyscy w klubie powinni myśleć, jak uniknąć podobnego blamażu w przyszłym roku.