Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
DOŚĆ UPOKARZANIA SŁUPKAMI?
Rozbuchane wizje budowy nowych linii metra wWarszawie przykryły inną bardzo ważną obietnicę wyborczą jednego zkandydatów: likwidację słupków. To błąd. WWarszawie potrzebujemy nie mniej, ale więcej fizycznych barier broniących pieszych przed kierowcami
– Od 12 lat Platforma Obywatelska prowadzi walkę z osobami posiadającymi samochody. Kompletnie nieracjonalną. Zwężanie dróg, stawianie wszędzie słupków, likwidowanie miejsc parkingowych – wyliczał Patryk Jaki wponiedziałek 20 sierpnia w programie „Fakty po faktach” wTVN 24. – Znikną słupki? – dopytała prowadząca Justyna Pochanke.
– W części tak – odpowiedział kandydat PiS na prezydenta stolicy, chwilę później dodając, że skończy z „polityką upokarzania kierowców wWarszawie”. Nie było to nieprzemyślane stwierdzenie, bo kilkanaście dni wcześniej podobną deklarację złożył zagadnięty na jednym ze spotkań zwarszawiakami na Mokotowie. Zapytany: „Panie ministrze, czy pozbędzie się pan tych słupków, które zalewają Warszawę?”, odpowiedział: „TAK, to element mojego programu”, co zrelacjonował na swoim profilu twitterowym Marek Borkowski, południowopraski dzielnicowy radny PiS, zdeklarowany wróg słupków.
Według mnie to katastrofalnie błędna ocena sytuacji. Słupki nikogo nie upokarzają. Wwielu miejscach są po prostu niezbędne, by zagwarantować minimum komfortu pieszym, którzy są słabszym, a więc zasługującym na większą ochronę użytkownikiem ulic i chodników. Najlepszym przykładem jest ul. Świętokrzyska. Kilka tygodni temu zamontowano na niej słupki na odcinku do ronda ONZ do ul. Mikołaja. Okazały się konieczne, bo kierowcy notorycznie inagminnie łamali przepisy. Najbardziej widowiskowo – wpółnocno-wschodnim narożniku ronda ONZ, gdzie niemal codziennie można było spotkać samochód zaparkowany niemal na schodach wejścia do stacji metra.
– O ich montaż prosili mieszkańcy, zaniepokojeni nagminnym łamaniem przepisów i zagrożeniem stwarzanym przez nieodpowiedzialnych kierowców – tłumaczyli drogowcy. Zapewniali, że mieszkańcy wielokrotnie zwracali uwagę na problem samochodów dostawczych, które często poruszały się po chodnikach, aby podjechać jak najbliżej lokali, lub zatrzymywały się „na chwilę” na prawym pasie lub ścieżce rowerowej, blokując drogę rowerzystom i niszcząc wyremontowane chodniki.
Aktywiści skupieni wokół facebookowego profilu „Święte krowy warszawskie” niemal codziennie wrzucają zdjęcia samochodów parkujących ekstremalnie samolubnie: mazdy stojącej w poprzek chodnika przy pl. Hallera, niepozostawiającej ani centymetra dla pieszych, dostawczego volkswagena na chodniku przy Asnyka, luksusowego mercedesa na przystanku autobusowym przy Bonifraterskiej... Chyba każdy, kto kiedyś spacerował po mieście z dzieckiem wwózku, ma do opowiedzenia kilka historii, jak kierowcy interpretują nakaz zachowania 1,5 m dla pieszych na chodniku.
Przeciwnicy słupków wyciągają argument: a na Zachodzie ich nie ma. Po pierwsze: są, po drugie: nawet jeśli jest ich mniej, to dlatego, że tam kultura kierowców jest inna. W Londynie nikomu nie przyjdzie do głowy, by zaparkować przy namalowanej na asfalcie ciągłej linii oznaczającej zakaz parkowania. Raz, że po prostu nie wypada, dwa, że mandaty są astronomiczne.
– Po co słupki, przecież jest straż miejska – to inny argument. Też nietrafiony. Strażnicy nie mają daru teleportacji. Od przyjęcia wezwania do przyjazdu na miejsce mija jakiś czas. Parkujące auto zdąży w tym czasie napsuć krwi wielu pieszym, kierowca po załatwieniu swoich spraw bezkarnie odjedzie, a strażnicy odnotowują, że zgłoszenie jest nieaktualne, i jadą do następnego.
Sam jestem kierowcą. Zdarza mi się – o zgrozo – pojechać nawet do centrum. Klnę czasem, jeśli nie mogę znaleźć miejsca do parkowania. Nie szturmuję jednak wtedy chodnika czy trawnika, tylko wzdycham i płacę ciut drożej za parkowanie na parkingu Złotych Tarasów albo obok Pałacu Kultury. Awniektóre rejony centrum wogóle nie zapuszczam się samochodem, parkuję wcześniej idojeżdżam komunikacją miejską. Więc cytując klasyka: nie mówcie mi, że się nie da.
Wjednym się zgodzę. Słupki nie są szczytowym osiągnięciem, jeśli chodzi o estetykę ulic. W niektórych miejscach mogłyby je zastąpić meble miejskie – ławki, donice z zielenią czy tzw. parklety łączące jedno i drugie, albo żywopłoty. Przykładem miejsca, gdzie raczej w ten sposób należałoby separować samochody od pieszych, jest Chmielna przy tzw. pl. Pięciu Rogów. Trójkątny skrawek o powierzchni może 4 m kw. wygradza tam 11 słupków parkingowych, co wygląda absurdalnie.