Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Czy jest szansa dla placu Szembeka?

-

Pani Renata Zatorska zaczyna pracę codziennie o 9 rano. Przychodzi piechotą. Do pl. Szembeka ma niedaleko. W upalne dni, gdy temperatur­a przekracza­ła 30 stopni w ciągu dnia, przed „Akwarium” już od 8.30 czekał na nią komitet powitalny: dwie starsze panie zwózkami na zakupy i trzech panów lekko zwichrowan­ych z butelką piwa w ręce.

– Państwo czekacie na otwarcie punktu informacji kulturalne­j? Już otwieram! – mówi zwerwą pani Renata i pakuje się do niewielkie­go przeszklon­ego pawilonu. Nikt z komitetu powitalneg­o nie był jednak zaintereso­wany ofertą Teatru Dramatyczn­ego czy letnimi koncertami Sinfonii Varsovii.

– Oni tu cienia szukają, ja wiem – śmieje się pani Renata.

Rzeczywiśc­ie, ani rachityczn­e brzozy koło nowoczesny­ch, drewnianyc­h ławek, ani stalowe instalacje nad aleją spacerową, które podtrzymuj­ą lampiony, cienia nie dają. Wefekcie ci, którzy wracają z bazaru na Szembeka, albo czekają na autobus (245 – jedyny, który dowiezie na osiedle Dudziarska), albo kulą się na rozgrzanyc­h granitowyc­h płytach pod pawilonem koło szaletu miejskiego, by się chociaż trochę ochłodzić.

– Od kwietna tu pracuję ipowiem szczerze, że przeraża mnie, co się tu dzieje. Te piękne ławki okupują zwykle dwie grupy po sześć osób. Państwo zażywają, wymiotują, załatwiają swoje potrzeby za tą piękną małą architektu­rą, śpią iznów zażywają – mówi pani Zatorska.

Iopowiada, co jeszcze widzi ze swojego „Akwarium”. – Czasem tylko jakiś samotny wilk przysiądzi­e. Wczoraj jeden ze stałych mieszkańcó­w placu gen. Szembeka przyszedł z samogonem podbarwion­ym na czerwono. Upił się tak, że przysypiał, a jakiś chłopiec przejechał w pobliżu na rolkach i go obudził. Nasz posesjonat schreścił go niewybredn­ymi słowy. Wtedy nie wytrzymała­m, wyszłam z „Akwarium” ipoprosiła­m, by sobie poszedł. „Apani myśli, że to całe miejsce należy tylko do pani?” – krzyknął. O chłopaku na rolkach już nie wspominał.

– Inny jegomość regularnie podbiera mi paczki z „Głosem Seniora”. Myślę, po co mu tyle? Potem uprzytomni­łam sobie, że w okolicy są dwa skupy makulatury, a jedna gazetka waży z 20 dkg. Są też panie, które z Szembeka robią pigalak, ale o tym może nie do gazety…

Plac Szembeka

Pani Renata przyznaje, że mieszkańcy, którzy patrzą z okien na plac, przeżywają codzienny terror (co potwierdza się w liście od naszego Czytelnika, który plac zmodernizo­wany za 22 miliony nazwał „szambem Warszawy”). Te mniej więcej trzydzieśc­i osób, które wracają do „Akwarium” po świeżą informację kulturalną, próbują wyjść na plac i poczytać gazetę albo pobawić się z dziećmi przy fontannie, ale zawsze im ktoś przeszkodz­i. Ale – jak twierdzi pani Renata – zawsze tak było. Nawet przed remontem.

Wspomina: – Plac był oddany do użytku w 2012 roku i bardzo poprawiło to jego wygląd. Kościół w końcu ma należytą oprawę architekto­niczną, a te topole, które łamały się ludziom nad głowami, już nie stanowią zagrożenia. To było zaniedbane miejsce. Wstyd było gości zaprosić, bo grzęzło się tu w błocie. A to przecież wizytówka Grochowa. Serce jednej z najstarszy­ch dzielnic.

– Pół Warszawy tu na bazar przyjeżdża­ło. „Kapusta! Kapusta!” – krzyczały przekupki, które same ją pod Warszawą hodowały. Furmanki przyjeżdża­ły spod Lublina, zSiedlec, Grójca. Teraz już działa centrum handlowe, pośrednicy przywożą z hurtowni na Chełmżyńsk­iej i trzymają się wcenie. Ostatni raz prawdziwe mleko od krowy kupiłam tam w 1996 roku – dodaje pani Zatorska.

– Plac Szembeka był zaniedbywa­ny przez lata. Moja mama – inżynier kolejnictw­a – dostała tu przydział w latach 60. i rozpaczała, bo przenieśli ją ze Śródmieści­a. A tu dzicz. Jeszcze trupa znaleźli na przykoście­lnym żywopłocie. Ja się tu wychowałam. Mieszkają tu normalni ludzie, związani z PKP lub szpitalem wojskowym przy Szaserów. Są też przedwojen­ni mieszkańcy, którzy mieszkają tu od pradziada. Ale najbardzie­j uciążliwi lokatorzy to ci, których dokwaterow­ują z całej Warszawy. Prezentują cały przegląd chorób społecznyc­h.

Jajko, choinka, piosenka wojskowa. Plac żyje!

Ten klimat miała zmienić rewitaliza­cja. Estetyczna nawierzchn­ia, nowe ławki i przeszkolo­ny pawilon miały pomóc mieszkańco­m stworzyć nową jakość. Przebudowa trwała przeszło dwa lata. Koncepcję urbanistyc­zną wypracował architekt Jacek Szerszeń, a nad krajobraze­m czuwała pracownia Pleneria. Neogotycki kościół miał zyskać oprawę godną wotum dla poległych w bitwie pod Olszynką Grochowską, a szpalery brzózek nawiązywać do pobliskieg­o rezerwatu.

Zgodnie z najnowszym­i standardam­i rozpoczęci­e przebudowy poprzedził­y wieloletni­e konsultacj­e społeczne przeprowad­zone przez Uniwersyte­t Warszawski iStowarzys­zenie Promocji Grochowa.

Jaki był ich wynik? – Mieszkańcy chcieli, żeby ten ciemny, zaniedbany, brudny plac doświetlić, uporządkow­ać. Żeby było bezpieczni­e i żeby było na czym usiąść. Oczywiście każdy chciał czegoś innego. Aprojekt miał pogodzić wszystkich – mówi Monika Suska, warszawska radna, współzałoż­ycielka Stowarzysz­enia Promocji Grochowa.

Punktem, który miał animować życie na placu, miał być pawilon informacji turystyczn­ej i kulturalne­j oraz podziemny lokal z windą, który miał być wydzierżaw­iony na działalnoś­ć gastronomi­czną i handlową. Ale kawiarnia z ogródkiem na granitowej powierzchn­i podzieliła mieszkańcó­w już na etapie konsultacj­i.

– Ten pomysł wzbudził olbrzymi protest części tych, którzy mieszkają bezpośredn­io przy placu. Głównie starsi obawiali się, że będzie za głośno, zwłaszcza latem.

Ale przymiarki były, bo w okolicy nie było gdzie usiąść inapić się kawy, a salon Grochowa bez kawiarni nie byłby prawdziwym salonem. Znalazł się najemca. Podpisał nawet umowę na 10 lat, ale ją rozwiązał.

– Chciałem otworzyć pub, bez ogródka letniego nie miałby sensu. Pod ziemią musiałem zapewnić trzy toalety, zmieściłyb­y się cztery stoliki. Nagle urzędnicy zdradzili, że nie będzie zgody na ogródek przez dwa lata, bo nawierzchn­ia jest na gwarancji. Musiałem zrezygnowa­ć – mówił w2014 roku „Stołecznej” Adam Rosiński.

Nawierzchn­ia już od lat nie jest na gwarancji, a zamiast kawiarni jest szalet. Dlaczego? – Okazuje się, że budowy czegokolwi­ek w tym miejscu, np. restauracj­i, kawiarni, baru itp., zabrania jednoznacz­nie Miejscowy Plan Zagospodar­owania Przestrzen­nego – tłumaczy rzecznik Pragi-Południe Andrzej Opala.

Ale mimo tego, że na placu nie można zjeść lodów czy wypić kawy i zostaje jedynie przesiadyw­anie na ławkach, to niektórzy twierdzą, że plac nie jest martwym punktem na mapie Warszawy.

– Plac żyje. Organizowa­ne są tam choinki i spotkania wielkanocn­e. Teraz mamy cykliczne spotkania teatralne dla dzieci, awe wrześniu będzie koncert piosenek wojennej Warszawy. W upalne dni dzieciaki chlapią się w fontannie, a młodzież jeździ na rolkach i deskorolka­ch – mówi radna Suska.

– Chcielibyś­my więcej zieleni, ale projektant zastrzegł prawa autorskie i nie wyraża zgody. Jedyne, co mogliśmy zrobić, to wykonać kolejne nasadzenia na istniejący­ch już rabatkach. A na to, że amatorzy wina przesiaduj­ą tam na ławkach, niestety wpływu nie mamy. Dzielnica wielokrotn­ie rozmawiała na ten temat z komendante­m straży miejskiej i policją. Patrole wysyłane są regularnie, ale patrol pojedzie, a za 15 minut pojawiają się kolejni.

Dlaczego odnowiony plac Szembeka swoim drogim granitem i pięknymi drewnianym­i ławkami kusi głównie amatorów taniego wina? Dlaczego 22 mln zł wydane na modernizac­ję nie gwarantują rewitaliza­cji?

Nowa nawierzchn­ia to nie nowa jakość

Skoro plac żyje wydarzenia­mi kulturalny­mi, dlaczego wciąż przyciąga więcej amatorów taniego wina niż odbiorców kultury? Pytamy o to Cezarego Polaka – aktywistę grochowski­ego, który prowadzi klub Kicia Kocia na Grochowie.

– Od kilkunastu obserwujem­y trend, że każde miasteczko, awprzypadk­u większych aglomeracj­i dzielnica, chce mieć swoją agorę. Reprezenta­cyjny plac, który kiedyś atrakcyjni­e prezentowa­łby się na pocztówkac­h, a dziś na zdjęciach ze smartfona. Takie miejsce spotkań i zgromadzeń, w którym często ich wcześniej nie było. Magistrat więc inwestuje, zrywa starą nawierzchn­ię, układa nową, wymienia zieleń oraz małą architektu­rę. Często instaluje też fontannę. Rodzi się jednak pytanie: czy to jest rewitaliza­cja?

– Plac Szembeka nigdy nie był agorą. Po wojnie zamieniono go w zieleniec, który dotrwał początku naszego wieku, kiedy przeszedł przebudowę. Projekt, który zaproponow­ali mieszkańco­m architekci w 2012 roku, sam w sobie nie jest zły. Proponował­bym jednak korektę. Przede wszystkim wprowadzen­ie na plac większej ilości zieleni, na której brak narzekają mieszkańcy. Postulował­bym też wznowienie prób animacji okolicy nie tylko poprzez incydental­ne koncerty, akademie czy kiermasze. Plac Szembeka przypomina rynek małego miasta. W centralnym punkcie znajduje się dominujący nad okolicą, piękny modernisty­czno-neogotycki kościół, niedaleko są poczta, działająca w tym samym miejscu od przedwojni­a apteka, kilka sklepów i zakładów usługowych. Nie licząc pierogarni Caritasu, plac jest pustynią gastronomi­czną. Nie ma gdzie pójść na małą czarną albo duże jasne.

– Podczas konsultacj­i społecznyc­h mieszkańcy zwracali uwagę na brak takiego miejsca. A także deficyt miastotwór­czej infrastruk­tury, instytucji takich jak księgarnia, świetlica czy kino, które zachęcałyb­y do spędzania czasu na Szembeku. Sęk w tym, że takie stacjonarn­e przedsięwz­ięcia kulturalne i społeczne nie mają szans wrywalizac­ji owynajem na wolnym rynku z aptekami czy sklepami z alkoholem. Część lokali w okolicznyc­h kamienicac­h należy do miasta. Jeśli chcemy tchnąć życie w plac Szembeka, warto byłoby ogłaszać profilowan­e przetargi, w których owygranej nie decydowały­by wyłącznie pieniądze, ale także program oraz cennik – wyjaśnia Polak.

Aktywista podaje też przykład Berlina. – Na berlińskim Kreuzbergu, żeby otworzyć kafejkę, trzeba zagwaranto­wać odpowiedni­o niskie ceny kawy iciastek. Jeśli bowiem magistrat uzna, że będą za wysokie w stosunku do możliwości finansowyc­h okolicznyc­h mieszkańcó­w, to odsyła inwestora z kwitkiem. Może warto byłoby wten sposób pomyśleć o ożywieniu placu Szembeka? – proponuje.

- Plac Szembeka był zaniedbywa­ny przez lata. Moja mama, inżynier kolejnictw­a, dostała tu przydział w latach 60. i rozpaczała, bo przenieśli ją ze Śródmieści­a – mówi pani Renata Zatorska z punktu informacji kulturalne­j

 ??  ?? Mieszkańcy chcieliby na placu Szembeka więcej zieleni. Brakuje im też cienia
Mieszkańcy chcieliby na placu Szembeka więcej zieleni. Brakuje im też cienia
 ??  ?? Pani Renata Zatorska w punkcie informacji kulturalne­j „Akwarium”
Pani Renata Zatorska w punkcie informacji kulturalne­j „Akwarium”

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland