Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Poleca Magda Koźmińska
Lubię pl. Grzybowski. Mieszkam 20 m dalej. Niby centrum miasta, ale plac jest trochę schowany przed ludźmi. Pamiętam go z dzieciństwa, odwiedzałam dziadka, który mieszkał niedaleko. Zawsze czekał na mnie na jednej z ławeczek. Szliśmy potem razem do Hali Mirowskiej na zakupy. Plac zaprojektowany jest tak, że między kwietniem a październikiem pokazują się na nim przeróżne kwiaty i rośliny. Taka mała oaza spokoju pośrodku wielkiego miasta. A po południu, po godz. 15, słońce wychodzi ponad wieżowce i promienie padają przez ul. Twardą na ławki. Fajnie jest wtedy przyjść tu z książką i dojść do siebie po całym dniu pracy.
Ja na plac trafiam już rano. Idę z moim pieskiem Toffisiem na spacer, z placu skręcamy w stronę parku Mirowskiego i spacerujemy po Ogrodzie Saskim. Toffiś ma własną ścieżkę i rytuały – zawsze kąpie łapki w fontannie. Czasami siadamy sobie na ławce. A zakochane pary głaszczą Toffisia. Sam pl. Grzybowski nie jest tylko śliczny, ze swoją wodą, zielenią i ławkami, ale ma także świetną atmosferę. Z jednej strony jest kościół Wszystkich Świętych, z drugiej – synagoga Nożyków. Na placu odbywają się też Chanuki – rabin zapala pierwszą świecę razem z ambasadorem Izraela, przedstawicielem miasta i księdzem Kościoła katolickiego. Rok temu miałam przyjemność w tym święcie uczestniczyć. Co jakiś czas plac jest też zamykany – nagrywane są tu filmy i seriale, większość od strony ul. Próżnej. Przychodzą też turyści. Okolica? W pobliskim Cosmopolitanie byłam ostatnio na wystawie Meli Mutter, na 42. piętrze. Widok z góry był nie do opisania.
Na pl. Grzybowskim człowiek czuje więź z historią i w tym samym momencie jest częścią przyszłości. A wiedzieliście, że kiedyś na środku stał budynek więzienia?
Po południu słońce wychodzi ponad wieżowce i promienie padają na ławki