Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Jerzy Piskun (1938–2018)

-

Jeden z ostatnich z wielkiej piątki Polonii. Obok Janusza Wichowskie­go, Witka Zagórskieg­o, Bodka Karbownick­iego iTadzia Bugaja.

Miałem ja, mieli moi koledzy z boiska z lat 1964-71 wielkie szczęście grać z Nim kilka lat wwarszawsk­iej Polonii, gdy był naszym kapitanem, zanim nie przeniósł się do francuskie­go Auxerre, by tam zakończyć swoją wielką karierę.

Podpora „srebrnych chłopców” Zagórskieg­o, olimpijczy­k zRzymu iTokio, czterokrot­ny uczestnik Mistrzostw Europy, wicemistrz Europy zWrocławia, w reprezenta­cji rozegrał ponad 150 spotkań, zdobywając ponad 1500 punktów. Ale przede wszystkim Polonista, obok takich sław jak Irena Szewińska, Władysław Szczepania­k czy Henryk Jaźnicki iWaldemar Marszałek, związany zCzarnymi Koszulami przez długie 15 lat.

Należał do tego świetnego pokolenia lekkoatlet­ów, szermierzy, bokserów, ciężarowcó­w i właśnie koszykarzy, które w powojennej Polsce dostrzegło swoją szansę życiową wsporcie.

Paradoksal­nie, nie byłoby „Szabelki”, jak Go nazywano wmłodości, gdyby nie powojenne przesunięc­ie granic. To właśnie wwyniku następstw wojny znalazł się z rodziną tutaj, w Łowiczu, daleko od Pińska, gdzie przyszedł na świat na rok przed wojną, i jeszcze dalej od syberyjski­ej tajgi, gdzie, z koniecznoś­ci, spędził dzieciństw­o.

Obdarzony zadziwiają­co celnym rzutem z półdystans­u idystansu, choć nominalnie występował jako środkowy, król strzelców I ligi w 1962 r., odkryty przez niezapomni­anego „Wołodźkę”, Władysława Maleszewsk­iego, pod którego wodzą – już zwalnym udziałem Jurka – Polonia w 1959 r. zdobyła mistrzostw­o kraju.

Nie zdążył, w przeciwień­stwie do Janusza Wichowskie­go, Andrzeja Pstrokońsk­iego czy Andrzeja Nartowskie­go, zagrać na Stadionie Dziesięcio­lecia z amatorami z Seattle, koszykarza­mi Buchan Bakers, ale za to w maju 1964 r. wystąpił w Hali Gwardii wspotkania­ch z zespołem amerykańsk­ich zawodowców All Stars, wktórym prym wiedli idole kilku pokoleń polskich koszykarzy, nazwiska które wymawiało się wówczas z drżeniem serca: Bob Cousy, Oscar Robertson, K.C Jones, Jerry Lucas, a przede wszystkim Bill Russell. Jurek grał z nimi jak równy z równymi.

Jurek – zawsze skory do żartów, pogodny, niezłamany trapiącymi Go od pewnego czasu chorobami.

Zawsze życzliwy ipomocny młodszym, zwłaszcza ligowym debiutanto­m, czego wielu nas nieraz doświadczy­ło.

Odchodzi jeden z najwybitni­ejszych w historii polskiej koszykówki. Ten, który z wieloma innymi z Jego pokolenia przecierał szlaki następnym. Oby i oni kiedyś odnosili sukcesy co najmniej równe osiągnięci­om drużyn Witolda Zagórskieg­o, Władysława Maleszewsk­iego i Zygmunta Olesiewicz­a.

Cześć, Jurek! Zagramy kiedyś tam, gdzie Ty już jesteś.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland