Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
BEZ LEKCJI RELIGII? NIE BYŁO TAKIEGO PRZYPADKU
Jest wrzesień, wzwiązku ztym przed rodzicami szereg zadań związanych z rozpoczęciem roku szkolnego. Rozmawiałem otym ze znajomym, mamy synów wpodobnym wieku. Owyprawce, o podręcznikach, a czy zeszyty wjedną linię 32-kartkowe, czy może już 60-kartkowe? Ponarzekaliśmy na ceny, na to, że niby nauczanie bezpłatne, a stan konta pokazuje zupełnie odmienny stan rzeczy. Wpewnej chwili nasza rozmowa zeszła na lekcje religii – znajomy postanowił wypisać z nich syna. Różne rzeczy nie podobają mu się wKościele, do tego „ksiądz nie potrafi dogadać się z dziećmi”, więc syn miewał przed religią bóle brzucha.
Znajomy przedyskutował temat z partnerką i zwrócił się do szkoły syna z pytaniem, co należy w tej sprawie uczynić. Lekko wystraszona sekretarka poinformowała go, że w zasadzie trudno powiedzieć, ponieważ „nie było takiego przypadku”. Znajomy podpowiedział, że pewnie trzeba złożyć jakieś oświadczenie. Odpowiedziano mu, że owszem, wypadałoby. Poprosił zatem owzór. Okazało się, że wzoru nie ma, ponieważ, jak już wiadomo, „nie było takiego przypadku”.
Wdrzwiach sekretariatu pojawiła się dyrektorka szkoły, która zaproponowała, żeby znajomy sprawę omówił zwychowawczynią syna. Idąc za tą radą, udał się do wychowawczyni, z którą wspólnie zredagowali treść oświadczenia. Na pytanie, czy powinni podpisać je oboje rodzice, wychowawczyni odpowiedziała, że nie wiadomo, ponieważ „nie było takiego przypadku”.
Wcześniej jednak zadała znajomemu szereg pytań, które wywołały u niego nerwowe napięcie: czy jest pewien tej decyzji, czy liczy się z jej konsekwencjami. Sytuacja przypominała okoliczności, w których chirurg przed usunięciem nam zdrowej nerki sprawdza, czy aby na pewno jesteśmy w pełni władz umysłowych i chcemy oddać tę nerkę przypadkowej osobie spotkanej przed chwilą na ulicy.
Kiedy znajomy wrócił z oświadczeniem podpisanym przez siebie i partnerkę, licząc na pomyślny finał przedsięwzięcia, wydarzyło się coś, czego nie przewidział. Mianowicie wychowawczyni wspólnie z wikarym postanowili raz jeszcze uświadomić mu doniosłość jego decyzji. Wikary zauważył, że ksiądz proboszcz dotychczas nie konfrontował się jeszcze z „czymś takim”, awychowawczyni dodała, że dotychczas w historii szkoły „nie było takiego przypadku”. Poza tym „jak to teraz będzie wyglądało i co dalej z synem, bo skoro nie religia, to co?”.
Znajomy odpowiedział, że syn i tak chodził na etykę, więc będzie chodził nadal. Wikary zauważył, że religia zawsze jest w środku zajęć, więc co syn będzie robił podczas „okienek”? Wychowawczyni dodała, że szkoła nie ma dla syna żadnej związanej z „okienkami” propozycji, ponieważ, jak się czytelnik domyśla, „nie było takiego przypadku”. Generalnie trudności piętrzono, sugerowano, że skoro „nie było takiego przypadku”, to po cóż tworzyć precedensy. Znajomy należy do ludzi upartych, postawił więc na swoim.
Tego samego dnia wieczorem chciałem się zorientować w kwestiach dotyczących obowiązków związanych z rozpoczęciem roku szkolnego przez mojego syna i odwiedziłem stronę internetową jego podstawówki. W zakładce „aktualności” było pusto. Jedyną informacją była ta dotycząca podręcznika do religii, który dzieci powinny kupić. Informację zamieszczono już w czerwcu.