Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
JAKI ZAPLĄTAŁ SIĘ W GUZIAŁA
Jest cieniem samego siebie sprzed pięciu lat, gdy porwał tłumy do referendum wsprawie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Warszawiacy traktują go z ostracyzmem lub lekceważeniem, nie ma zaplecza ani wyborców. Dlaczego więc Patryk Jaki zaoferował Piotrowi Guziałowi funkcję wiceprezydenta?
Wygląda to na ciąg dalszy kiepskiej passy kampanii kandydata PiS do ratusza. Pomysł budowy kompleksu biurowców i marin dla motorówek nad Wisłą sprzed tygodnia nawet prawicowe „Do Rzeczy” opisało jako budzący „zasadne wątpliwości”. Jako wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za więziennictwo musiał się też tłumaczyć ze sprawy zwolnionego na przepustkę więźnia, który zabił kobietę i dziecko. A kilka dni temu – także ze swojego sceptycyzmu wobec obowiązku szczepień dzieci (Patryk Jaki jawnie wspierał populistyczne ruchy antyszczepionkowe). Przedstawiając w sobotę Guziała jako kandydata na swojego zastępcę, oznajmił: – Dołącza do nas lewica. Wszystkie ręce na pokład w walce o uczciwą i ambitną Warszawę.
Piotr Guział miałby się zajmować największymi imprezami, wtym Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy (której nie organizuje miasto), kwestiami związanymi z kulturą, sprawami społecznymi iwspółpracą z inwestorami. Guział jeszcze kilka tygodni temu, gdy ogłaszał swój start wwyborach prezydenta Warszawy, przekonywał, że Patryk Jaki reprezentuje „model polityki plemiennej” z którą należy zerwać. W sobotę ogłosił, że rezygnuje ze startu, i bez mrugnięcia okiem mówił: – Jaki to człowiek z wizją, ma wielokadencyjną wizję rozwoju Warszawy.
To, że go poprze, nie było zaskoczeniem. Przecież rządził przez cztery lata w koalicji z PiS na Ursynowie, aw2014 r. poparł Jacka Sasina z PiS na prezydenta miasta. Rok później po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych dostał (na krótko) pracę w kontrolowanych przez rząd PKP. Dziwne jest raczej to, że ekipa Patryka Jakiego dała mu aż wiceprezydenturę.
Bo dziś Guział znaczy wWarszawie niewiele. Nawet nie pozorował prób rejestrowania list wyborczych do rady miasta, niezbędnych, by wystartować na prezydenta. Trudno więc mówić o jego rezygnacji z kontynuowania kampanii.
Rzeczywiście ma lewicowy rodowód. Działał wSLD, w 2012 r. zorganizował przed Zachętą wiec wrocznicę morderstwa prezydenta Gabriela Narutowicza. Wieszał tęczową flagę przed urzędem Ursynowa, którym kierował. Jednak dziś na lewicy nie ma posłuchu. Także zpowodu współpracy z PiS i szokujących wypowiedzi. Takich jak ta z grudnia 2016 r., gdy posłów opozycji okupujących salę plenarną Sejmu nazwał „swołoczą” inapomknął: „Wpolskiej tradycji do okupantów strzelaliśmy”. W tej kampanii kusił do współpracy m.in. Piotra Liroya, Piotra Ikonowicza, aktywistów z Miasto Jest Nasze i Jana Śpiewaka. Bez skutku. Odrzucił zkolei ofertę Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który dawał mu jedynkę do Rady Warszawy z okręgu Ursynów – Wilanów.
Kiedy Jaki złożył Guziałowi ofertę, a ten ją przyjął, odcięli się od tego wszyscy działacze szeroko rozumianej warszawskiej lewicy. Nawet stowarzyszenie Nasz Ursynów, z którego Piotr Guział startuje do rady dzielnicy, zapowiedziało, że nie poprze Patryka Jakiego.
Wiceprezydentura dla Guziała nie wzbudziła entuzjazmu nawet na prawicy. Komentarz publicysty Michała Karnowskiego („To wygląda na szach-mat!”) wzbudził raczej politowanie.
– Mogę się zgodzić, że zapłaciliśmy drogo za towar, który był więcej wart pięć czy osiem lat temu, ale wciąż jest cenny – przekonuje sztabowiec kandydata PiS do ratusza. Wskazuje na rozpoznawalność Guziała. – Jakbyśmy wystawili na wiceprezydenta np. Błażeja Pobożego [politologa, wiceburmistrza Bemowa, wiceszefa sztabu Jakiego ds. edukacji – red.], to ilu dziennikarzy by to relacjonowało? – pyta. Przekonuje, że przyjęcie Guziała można przedstawiać jako jednoczenie się pod sztandarem PiS krytyków warszawskiej Platformy. I dodaje: – To jest ciężka kampania. Potrzebujemy fighterów, którzy potrafią dzień w dzień organizować konferencje, ściągać dziennikarzy, zarzucać w mediach kolejne tematy. On jest w tym dobry.
Jednak nominacja dla Guziała pokazuje też krótką ławkę PiS. Będąc od 12 lat w opozycji w stołecznym samorządzie, partii nie udało się dochować choćby jednego polityka tak rozpoznawalnego jak były burmistrz Ursynowa. Owszem, radni PiS potrafią z ogniem przemawiać na sesjach Rady Warszawy, a niektórzy zdobywają sporo głosów wwyborach i są znani w swoich dzielnicach. Jednak nie w skali ogólnomiejskiej. Ci zaś, którzy przedarli się z ław Rady Warszawy do Sejmu – jak Jarosław Krajewski czy Paweł Lisiecki – okazali się politykami bezbarwnymi. Awdobie polityki kreowanej przez media społecznościowe kontrowersja, szok, oburzenie to wymierna wartość. Guziałowi w to graj.