Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
CZY EDUKACJA JEST BEZPŁATNA?
Szkoła w Ursusie wymusza zbieranie opłat na ksero – skarży się nasza czytelniczka, mama dwójki uczniów. Każda klasa ma płacić 500 zł rocznie. Aprzecież edukacja jest bezpłatna. Poza tym podręczniki i ćwiczenia finansuje przecież budżet państwa.
Lista szkolnych składek jest długa. Wiedzą to doskonale rodzice uczniów zapraszani akurat na wrześniowe zebrania. Wypada coś dobrowolnie wpłacić na fundusz klasowy, który ustalają rodzice uczniów konkretnej klasy. Kwoty w każdej szkole są inne: 50, 80, 100 zł rocznie. Na świąteczne ciastka, andrzejkowe wróżby, kwiaty dla pani, upominki na koniec roku.
Do tego dochodzą wpłaty na konto Rady Rodziców, która decyduje, jak wesprzeć szkołę: czasem finansuje szafki, czasem szkolne lektury. Zdarza się, że kupi stroje dla dzieci na zawody sportowe albo sfinansuje nagrody dla wyróżniających się uczniów, dopłaci do szkolnego wyjazdu najuboższym dzieciom albo kupi im świąteczne upominki, sfinansuje wodę do picia, czasem dorzuci coś do drobnego remontu w szkolnym budynku albo kupi mikrofon, który zepsuł się akurat przed ważną szkolną uroczystością.
Rady rodziców ustalają – oczywiście nieobowiązkowe składki – na poziomie np. 100 zł rocznie, ale są i takie, które zbierają po kilkaset złotych. Albo chciałyby zbierać, ale z tym jest problem, bo rodzice nie są skłonni do płacenia.
Rodzice młodszych uczniów dopłacają jeszcze zwykle do pobytu wświetlicy. Ta zrzutka jest dobrowolna. – U nas często rodzice deklarują 100 zł rocznie. Płacą 50 zł wpierwszym semestrze, a potem o drugiej składce zapominają – opowiada mama zWilanowa. Wychowawcy świetlic kupują za te pieniądze bloki rysunkowe, kredki, farby, klej. Tak by dzieci miały co robić po lekcjach.
Od niedawna szkolnych wydatków i tak jest mniej, ponieważ szkoły podstawowe zamawiają książki i materiały do ćwiczeń za pieniądze z państwowej dotacji. Zaopatrzenia w podręczniki wymagają tylko uczniowie liceów i szkół zawodowych.
Jednak materiały do nauki opłacane przez państwo nie są receptą na wszystkie potrzeby. Na porządku dziennym jest w szkołach kserowanie. Zamiast rozwiązywać zadania w ćwiczeniach uczniowie dostają do wypełnienia „karty pracy”, dzięki temu mają mniej do noszenia w plecaku. Kserowane są pytania na sprawdziany i testy. Jedne szkoły zbierają składki na ksero, innym wystarczy papier, zwykle ryza na semestr, kosztuje kilkanaście złotych.
Do wydatków w szkole można dopisać jeszcze np. dostęp do zadań zmatematyki, które dzieci rozwiązują on-line – 9 zł, nauka słówek bez limitu w obcym języku, w popularnym programie dostępnym wsieci – 35 zł semestralnie.
To wszystko jest oczywiście sięganiem do kieszeni rodziców. Była okazja, aby te praktyki skończyły się definitywnie. Wystarczyło, by rząd, zamiast sprezentować rodzicom 300 zł w programie „wyprawka szkolna”, skierował te pieniądze wprost do szkół.
Gdyby 300+, które dostają uczniowie z podstawówki wUrsusie, wpłynęły na konto szkoły, nauczyciele nie musieliby upominać się o wpłaty. Szkoła miałaby na ksero i na plastelinę, na szkolne lektury też. Przy 800 uczniach szkolny budżet spuchłby od pieniędzy, to aż 240 tys. zł rocznie.
Rodzice pewnie by tego gestu nie docenili tak bardzo, jak 300 zł na własnym koncie. A skoro pieniądze na szkolne wyprawki dostali, pozostaje liczyć, że wielu z nich po prostu łatwiej będzie dorzucić się do kserowania.