Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Jacob „Kobi” Weitzner (1951-2018)
Wnocy z 19 na 20 września zmarł nagle Jacob Weitzner. Araczej po prostu Kobi. Kim był Kobi? Kimś, kogo określało się kiedyś mianem „człowieka renesansu”. Teatrologiem, jidyszystą, dziennikarzem prasowym i radiowym, animatorem kultury, aktorem, naukowcem, pedagogiem, tłumaczem, literatem, kierownikiem literackim Teatru Żydowskiego, redaktorem działu jidysz miesięcznika „Słowo Żydowskie”, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego.
Kimś, kto mając za sobą karierę na uniwersytetach w Tel-Awiwie, Jerozolimie iNowym Jorku, jako swoje miejsce na ziemi wybrał Polskę, którą poznał, gdy odbywał przed laty jeden ze swoich naukowych staży na planie „Austerii” Jerzego Kawalerowicza. A do tego – mężem, ojcem i świetnym kumplem. Jego prostolinijność i skromność były niesamowite. W rozmowie sprawiał nieraz wrażenie kogoś wręcz zagubionego, niepewnego siebie. Stąd wiele osób nie zdawało sobie nawet sprawy, jakiego formatu postacią jest Kobi. Ponadto cudownie wręcz borykał się z językiem polskim, który dla niego, znającego perfekcyjnie angielszczyznę oraz języki hebrajski i jidysz, nie był językiem łatwym. Pamiętam, jak w czasie odbywających się wjidysz prób do przedstawienia „Wnocy na starym rynku” wreżyserii Szymona Szurmieja tłumaczył coś koleżance grającej matkę zmarłego dziecka. Nie mogąc ogarnąć w głowie, jak to wszystko wypowiedzieć w jednym języku, powiedział: „Fersztejen? Miałaś bejbi, a masz gówno”. Tego rodzaju cudownych powiedzonek Kobi tworzył mnóstwo, każdego dnia, w codziennych rozmowach. Sądzę, a nawet jestem pewien, że wielu spośród nich nie powstydziłby się sam legendarny Henryk Szlachet!
W2012 r. miałem przyjemność bliżej współpracować zKobim, gdy zaproponował mi udział w swoim autorskim aktorsko-lalkowym przedstawieniu komediowym opartym na starotestamentalnej historii Józefa i jego braci. Spektakl, w którym grali Olga Avigail (wówczas jeszcze jako Olga Mieleszczuk), Dorota Salamon, jej córka Ola, Hadrian Filip Tabęcki, ja iKobi – pomysłodawca, autor scenariusza, reżyser i aktor w jednej osobie – przygotowaliśmy na festiwal żydowski wOslo. Przedstawienie, grane w kilku językach, przyjęto wNorwegii znakomicie, widzowie pękali ze śmiechu, zaś Kobi pokazał się jako pełnokrwisty aktor. Później zresztą zagrał także epizod uczestnika wycieczki z Izraela w jednej z ostatnich scen filmu „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego.
Opisanie kariery naukowej Kobiego przekraczałoby ramy tego krótkiego artykułu. Wykładał na światowej sławy uczelniach, pisał, tłumaczył, uczył adeptów Studia Aktorskiego przy Teatrze Żydowskim, prowadził warsztaty na festiwalu Warszawa Singera… Był wspaniałym naukowcem i znakomitym artystą w jednej osobie.
Żegnaj Kobi. Trudno mi bardzo uwierzyć, że już Cię nie zobaczę i nie usłyszę, jak mówisz do mnie „Rafalczik”, bo tak zawsze się do mnie zwracałeś. Byłeś świetnym człowiekiem i – wbrew różnym przyziemnym konfliktom i antagonizmom – po prostu robiłeś swoje wszędzie tam, gdzie Cię chciano i potrzebowano. Byłeś kimś, kogo nie trzeba widywać codziennie, by go nigdy nie zapomnieć. To naprawdę nie do pojęcia, że już Cię nie ma!