Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Cukiernia, która łączy ludzi
Ostatnio często bywam na mokotowskiej ul. Dąbrowskiego. Regularnie przemierzam jej część położoną pomiędzy al. Niepodległości aWołoską. I intensywnie się gapię. A jest na co. Domy Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej i pleniąca się pomiędzy nimi bujna zieleń. Pozostała po dawnym Empiku ścienna mozaika. Antykwariat zwystawą jak z bibliofilskiego snu. Warzywniaki, które, paradoksalnie, świadczą oprestiżu okolicy (w mniej zasobnych dzielnicach dawno wyparły je dyskonty). Przyjemnie tam, miejsko, lecz bez miejskiego nerwu.
Jedno miejsce szczególnie przykuwa moją uwagę. Niedaleko skrzyżowania Dąbrowskiego z al. Niepodległości znajduje się cukiernia. Bardzo okazała, ma część sklepową ikawiarnianą. Jej szyld powołuje się na tradycję („Lody naturalne od 1980 r.”), ale wnętrze wygląda nowocześnie. Chociaż waham się, czy to na pewno adekwatne słowo. Urok tego miejsca polega bowiem na jakiejś zmyślnej negocjacji pomiędzy czasami. Lokal niby współczesny, ale jest wnim coś przyjemnie anachronicznego. I nie chodzi tu o żadną stylizację retro. Wnowoczesnym wnętrzu można kupić cukierniczą klasykę oraz nowinki, ale oswojone (brownie podawane w papilotce). Szklana gablota eksponuje wzruszające desery: galaretki, paschę. Nie jest to modna haute patisserie, czyli cukierniczy butik o światowym uroku. Raczej bezpiecznie nostalgiczna miejscówka.
Nie piszę o tym miejscu ze względu na rozczulający charakter. Tym, co naprawdę przykuło moją uwagę, jest jego klientela. Jakaś nietypowa dla Warszawy. Lokal wypełnia mieszanina języków europejskich i azjatyckich; codziennie można spotkać osoby spoza polskiego kontekstu. Potem dotarło do mnie, że dawno nie widziałam kawiarni, wktórej tak bardzo widoczna jest obecność ludzi wwieku bardzo dojrzałym, zaawansowanym. Na Dąbrowskiego jest ich naprawdę sporo; nie giną w tłumku młodzieży czy rodziców z dziećmi. Są u siebie, przy ciastku ikawie. Wspaniale zawyżają średnią wieku.
Zorientowałam się, że to zróżnicowanie klienteli czyni miejsce szczególnym. Niewiele takich miejsc pozostało wWarszawie. W jakiś sposób egalitarnych. Gdzie nazwy produktów iwystrój nie stanowią bariery, ale pozwalają na wspólne przebywanie. Stolica sprzyja raczej ostrym separatyzmom. Nowe kawiarnie i restauracje rzadko łączą (pomimo mody na duże stoły „społecznościowe”). Są dość ostro sprofilowane, a przez to sprzyjają podziałom. Rzadko kiedy można się w nich zrelaksować bez oglądania na szyk, ceny. Ipobyć wśród ludzi spoza swojej najbliższej grupy wiekowej czy towarzyskiej. Choćby siedząc przy stoliku obok, dzieląc ze sobą wspólną przestrzeń prostych przyjemności. Bez szczególnych aspiracji.