Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
KAMPANIA NA OSTATNIEJ PROSTEJ
Rafał Trzaskowski ma dużą przewagę nad Patrykiem Jakim
w sondażu przed wyborami prezydenta Warszawy. Do ostatniej chwili będzie się ważył skład Rady Warszawy. Czy szansę na mandat ma ktokolwiek spoza PO i PiS?
42 proc. głosów w pierwszej turze wyborów w najbliższą niedzielę może dostać Rafał Trzaskowski, kandydat Platformy Obywatelskiej iNowoczesnej na prezydenta Warszawy. Patryk Jaki, którego wysunął PiS, ma 31-procentowe poparcie. Takie wyniki przynosi sondaż firmy Kantar dla „Gazety Wyborczej”. Pozostali kandydaci się nie liczą – Jan Śpiewak zdobywa jeszcze 4 proc., a pozostali 1-2 proc. głosów. Różnice są mniejsze niż błąd sondażowy, więc kolejność może być inna.
Sondaż przed drugą turą nie pozostawia wątpliwości: Trzaskowski może liczyć aż na 61 proc. głosów, a Patryk Jaki – tylko na 33 proc., 6 proc. respondentów było niezdecydowanych. Gdyby te wyniki się potwierdziły, oznaczałoby to, że Jaki jest niezdolny przyciągnąć wyborców, którzy w pierwszej turze głosowali na innych kandydatów. Awyborczy trik z Piotrem Guziałem jako „człowiekiem lewicy” u boku Jakiego okazał się szyty zbyt grubymi nićmi i nikogo nie przekonał. Odwrotnie: szantaż Guziała, że wybór Trzaskowskiego oznacza odcięcie Warszawy od rządowych dotacji, mógł Jakiemu zaszkodzić.
– Druga tura pokazuje to, co już wiemy z różnych badań: że Warszawa jest raczej antypisowska. Wynik Trzaskowskiego to częściowo głos poparcia dla konkretnego kandydata, a dla części jest to wybór mniejszego zła. Dla sporej części warszawiaków Patryk Jaki po prostu jest kandydatem nie do przyjęcia – uważa Marta Żerkowska-Balas, socjolog i politolog zUniwersytetu SWPS.
Gdyby rzeczywiście wyborczy wynik Jakiego skończył się tylko na 33 proc., oznaczałoby to klęskę Prawa i Sprawiedliwości. Bo cztery lata temu Jacek Sasin zdobył w drugiej turze 41 proc. Z hukiem pękłby balon oczekiwań pompowany od miesięcy przez klakierów PiS na Facebooku i Twitterze, a także w prorządowej telewizji publicznej.
Trudniejsze do analizy są wyniki sondażu wyborów do 60-osobowej Rady Warszawy. W podziale mandatów uczestniczą ugrupowania, które w skali całego miasta przekroczyły próg 5-proc. poparcia. Cztery lata temu udało się to czterem komitetom: PO uzyskało 38,33 proc. głosów, PiS – 29,37 proc., SLD – 8,58 proc., aWarszawska Wspólnota Samorządowa pod przewodnictwem Piotra Guziała – 6,36 proc. WWS uzyskała jeden mandat, SLD – dwa, PiS – 24, a PO – 33 i samodzielną większość.
Gdyby wyniki naszego sondażu interpretować literalnie, czekałaby nas dwupartyjna rada, w której mandatami podzieliliby się kandydaci z PO (32 proc. wskazań respondentów) i z PiS (22 proc.). Bo reszta ugrupowań znajduje się poniżej 5-proc. progu. Oznaczałoby to, że Platforma rządziłaby stolicą samodzielnie już trzecią kadencję, mając największą przewagę głosów w historii. Razem z PiS zebrałaby bowiem premię mandatów z głosów zmarnowanych na komitety, które nie przekroczyły progu.
Sęk w tym, że gdy ankieterzy pytali o głosowanie do Rady Warszawy, aż 23 proc. respondentów – prawie co czwarty! – mówiło, że nie podjęło jeszcze decyzji. W tej sytuacji wyniki tego sondażu obarczone są bardzo dużą niepewnością. Być może to, na kogo zagłosuje spora część wyborców, będzie zależało od impulsowej decyzji podjętej na podstawie tego, czyją ulotkę znajdą wnajbliższych dniach albo kogo poleci im sąsiad.
Dlatego mniejsze komitety muszą wykorzystać każdą godzinę, jaka pozostała do rozpoczęcia ciszy wyborczej. Największą motywację powinni mieć kandydaci SLD, który w naszym sondażu ma 4 proc., zwalczający siebie nawzajem aktywiści z komitetu Jana Śpiewaka oraz tego skupionego wokół Miasto Jest Nasze, a także działacze Kukiz’15 i Bezpartyjnych Samorządowców – każdy z tych czterech komitetów ma poparcie na poziomie 3 proc. i teoretycznie jeszcze ma szansę przeskoczyć nad progiem.