Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
MIASTA NAPRAWIĄ EUROPĘ?
Jedni chcą zapewnić prawną ochronę flagi Unii Europejskiej, inni (choć nie ma tu żadnej symetrii) ją palą i jeszcze się tym chełpią. A ja nie mogę się oprzeć wrażeniu, że choć debata osymbolach jest ważna, to nie powinniśmy się na niej zatrzymywać.
Bo oUnii Europejskiej powinniśmy rozmawiać na poważnie. Nie jest wcale tak, że mamy do wyboru albo bezkrytyczny euroentuzjazm, albo uznawanie Brukseli za kolejnego „okupanta”. Pewności, że obecność iważna pozycja Polski wUnii to kwestia naszej racji stanu, towarzyszyć może równie mocne przeświadczenie, że europejska wspólnota potrzebuje zmian. Że powinna być bardziej demokratyczna, bliższa obywatelom i obywatelkom, mocniej uwzględniająca ich głos, bardziej zorientowana na prawa socjalne.
Jednym zpomysłów na to, jak to osiągnąć, jest wzmocnienie wUnii głosu miast i regionów, włączenie przedstawicieli i przedstawicielek władz lokalnych w obieg decyzyjny wspólnoty. Podczas październikowej sesji Europejskiego Komitetu Regionów, który jest platformą współpracy samorządowców ireprezentantem ich głosu (na razie jedynie doradczego) wstrukturach UE, przewodniczący KarlHeinz Lambertz mówił, że Europa potrzebuje „zmiany kierunku i metody, tak by miasta i regiony miały większy wpływ na jej przyszłość”. Przekonywał, że potrzebne jest większe finansowanie dla miast i regionów, a także ich większy wpływ na decyzje zapadające we wspólnocie.
Dobrze, że ten kierunek myślenia zyskuje na znaczeniu, bo jego realizacja może przynieść realne zmiany. Po pierwsze – większą bliskość między wspólnotą a obywatelami i obywatelkami. Wszystkie badania wskazują, że wwiększym stopniu ufamy lokalnym władzom niż rządowi, parlamentowi krajowemu, nie wspominając o Parlamencie Europejskim czy unijnej biurokracji. Owa bliskość przekładać się może – zwłaszcza jeśli wUnii zajdą także inne reformy, a sami samorządowcy będą umieli komunikować te sprawy mieszkańcom i mieszkankom swoich miast i regionów – na lepszy dialog między ludźmi ainstytucjami europejskimi, większe poczucie wpływu czy jaśniejsze rozumienie decyzji iprocesów europejskich.
Po drugie, chodzi nie tylko olepsze rozumienie, ale także o inne, znacznie bliższe życia, spojrzenie na owe procesy. Lambertz pokazał to na przykładzie dyskusji o migracji: „Dzień po dniu nasze miasta starają się zapewnić współistnienie w Europie. Podczas gdy Rada bez końca mówi o »migracji«, na szczeblu oddolnym częściej słyszę słowo »integracja«”. Gdy więc rządy europejskie, tworzące wspomnianą Radę UE, myślą o migracji w kategoriach globalnych procesów i paneuropejskich rozwiązań, lokalne władze zmagają się zwyzwaniami związanymi z obecnością w swoim „tu i teraz” migrantów i migrantek o konkretnych twarzach.
Obie perspektywy są potrzebne. To jednak ta lokalna – podobnie jak głos uciśnionych, uboższych, poddanych rozmaitej opresji – jest wUnii wciąż skrajnie niedoreprezentowana. Być może gdy zacznie się to zmieniać, również dyskusje o tym, jak traktować flagę Unii Europejskiej, zmienią temperaturę? Może w większym jeszcze stopniu niż dziś będziemy ją uznawać za swój symbol?