Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Od ryby do szyi czapli
Artysta przez lata mieszkał wWarszawie przy ul. Hożej. Wstanie wojennym przeprowadził się zżoną do Piaseczna. – Chcieliśmy się przenieść do przyrody. Zależało mi na otwartym widoku na przestrzeń, pola. Chciałem też, żeby to było wpobliżu Warszawy. Tu mam całkowity azyl. Cisza, która aż brzęczy wuszach. Awdodatku wlecie wszystko tak zarośnięte, że można nago chodzić po ogrodzie – tłumaczy Wilkoń.
– I pan to robi? – pytamy nieśmiało. – Kiedyś bywały takie zdarzenia, psikaliśmy się wodą z węża, różne dziecięce zupełnie zabawy starszych ludzi. Ale to było dawno temu. Tym niemniej urzeka mnie, że mógłbym to robić nadal – uśmiecha się Wilkoń.
Wcentralnym punkcie działki stoi warsztat rzeźbiarski z krajzegą. Wszędzie drewniane i blaszane podobizny zwierząt. Nad drzwiami do pracowni wisi uśmiechnięty nietoperz.
– W takich miejscach kiedyś wieszano herby. Nigdy go nie zdejmuję, nawet na najważniejsze wystawy – mówi Wilkoń i dodaje: – Strasznie lubię nietoperze od dziecka, ale długo nie miałem możliwości się im przyjrzeć. Wreszcie kiedyś u dziadka zszedłem do piwnicy, gdzie wlecie przetrzymywano lód. I udało mi się złapać jednego, uszczypnął mnie oczywiście. Ale bardzo dokładnie mu się przyjrzałem, wypuściłem i od tamtej pory już wiedziałem, co to nietoperz – wspomina.
– Tyle pan zwierząt namalował, a żadnego pan nie ma – zauważamy ze zdziwieniem.
– Ależ były! Były tu tabuny zwierząt. Rodziły się psy, umierały, tyle wspomnień, historii... Jeden z kotów, Klarek, polował na ptaki. Awdziupli dębu w ogrodzie zagnieździły się szpaki. Gdy Klarek właził na gałąź, żeby się do nich dobrać, przepędzałem go. Któregoś razu o piątej rano słyszę uderzenia o szybę. Patrzę, a to szpak o nią łomocze. Wyglądam przez okno iwidzę, że Klarek już sięga łapą do dziupli. Krzyknąłem na niego i od razu zeskoczył. Szpaki się musiały zorientować, że mają we mnie sojusznika – mówi artysta.
Wilkoń ukończył Wydział Malarstwa w Krakowie, ale rzeźbiarstwa nauczył się sam. – Zaczynałem od ryb, bo ryba to idealna forma geometryczna. Potem były dziesiątki prób, cięcia blachy, klepania jej młotkiem, lutowania. Aż nauczyłem się z blachy wycinać kształt głowy i szyi czapli. Akto obserwował czaplę, ten wie, jak subtelna i złożona to forma – relacjonuje
Ale i do malarskich prób potrzeba było samodzielnych studiów. Akademia uczy anatomii człowieka, ale nie zwierząt. Wilkoń obserwował je wogrodach zoologicznych i na filmach przyrodniczych. – W Paryżu w1962 roku robiłem książeczkę, do której malowałem słonie. Po pewnym czasie przyglądam się słoniom w zoo i nagle orientuję się, że ja w ogóle nie wiedziałem, jak wyglądają tylne nogi słonia. Że on ma kolano dużo wyżej niż krowa czy koń, że ten ruch nogi jest zupełnie inny. Kolejne słonie miały już poprawne nogi – śmieje się.
Piaseczno doceniło swojego mieszkańca. Kilka lat temu pojawił się nawet pomysł, by stworzyć w mieście muzeum Wilkonia. – Nadal są takie plany, wszystko jest na dobrej drodze. Na razie mój spory zwierzyniec stoi w parku miejskim, i to też jest ogromna przyjemność. Tur, niedźwiedzie, dziki i lwica z małym przed ratuszem... – wylicza.
Jeszcze tylko w tym tygodniu można zobaczyć w Muzeum Karykatury wystawę „Józef Wilkoń – Ręczna Robota”. Oglądanie dziesiątek ilustracji i rzeźb artysty przedstawiających zwierzęta pozwala przypomnieć sobie potęgę wyobraźni.