Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
GROŹNY EKSPERYMENT WMUZEUM NARODOWYM
Dyrektorem Muzeum Narodowego wWarszawie, jednej z największych i najważniejszych instytucji kultury w Polsce, ma zostać prof. Jerzy Miziołek, 65-letni archeolog i historyk sztuki, profesor w Instytucie Archeologii UW, badacz recepcji antyku w czasach nowożytnych. Decyzja o jego nominacji już ponoć zapadła w gabinetach Ministerstwa Kultury, choć resort jej jeszcze nie ogłosił, a na nasze pytania w tej sprawie – zadawane od trzech tygodni – do tej pory nie odpowiedział.
Spodziewane powołanie prof. Miziołka na to stanowisko wprawiło w zdumienie środowisko historyków sztuki i muzealników. Nikt nie podważa dorobku naukowego profesora, wielkie wątpliwości budzą za to jego kompetencje do zarządzania tak olbrzymią i skomplikowaną placówką.
Prof. Miziołek nigdy nie stał na czele dużych instytucji (obecnie jest dyrektorem maleńkiego Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego), nie ma doświadczenia menedżerskiego ani międzynarodowych kontaktów w świecie muzealniczym. Kierował dotąd pracą ośmiu osób, teraz ma mieć pod sobą blisko 650. Jego kandydaturę na dyrektora MNW negatywnie zaopiniowało Stowarzyszenie Historyków Sztuki.
Zamek dobrze naoliwiony
Rok temu minister kultury Piotr Gliński dokonał podobnej zmiany wZamku Królewskim wWarszawie: 1 stycznia 2016 r. na emeryturę odszedł jego wieloletni dyrektor prof. Andrzej Rottermund. Następcę wybrała Rada Nadzorcza Zamku Królewskiego. Po przesłuchaniu kandydatów uznała, że najlepiej przygotowana do tej funkcji jest prof. Małgorzata Omilanowska, historyk sztuki, minister kultury w rządzie PO.
Po objęciu władzy w państwie przez PiS nominację tę zablokował prof. Gliński. Żeby Zamek Królewski mógł działać dalej, minister oddał stery tej instytucji wręce dr. Przemysława Mrozowskiego, dotychczasowego wicedyrektora ds. muzealnych i naukowych. Na początku stycznia 2017 r. został dyrektorem z trzyletnim kontraktem, ale też z zastrzeżeniem, że ma w każdej chwili ustąpić, gdy resort znajdzie na to stanowisko „swojego człowieka”. W międzyczasie wygasła kadencja Rady Powierniczej, a minister nie powołał nowej. Tym samym przyznał sobie prawo wyboru dyrektora.
Wlistopadzie zeszłego roku dr. Przemysława Mrozowskiego zastąpił prof. Wojciech Fałkowski, 65-letni historyk mediewista bez doświadczenia w kierowaniu muzeami. W czasach PRL działał wopozycji, za prezydentury Lecha Kaczyńskiego wWarszawie stał na czele zespołu szacującego straty wojenne stolicy, a przed przyjściem do zamku był wiceministrem obrony u Antoniego Macierewicza.
Przez rok zasiadania na dyrektorskim fotelu nie dokonał niczego szczególnego. Zdaniem historyków sztuki i muzealników, z którymi rozmawialiśmy, Zamek Królewski działa siłą rozpędu. Jest jak maszyna dobrze naoliwiona przez prof. Andrzeja Rottermunda.
Wszystkie bolączki MNW
Sytuacja Muzeum Narodowego wWarszawie przedstawia się zgoła inaczej. Instytucja ta od dawna cierpi na brak przestrzeni ekspozycyjnej imagazynowej. Mimo tych problemów w ciągu ostatnich lat wmuzeum zaszły ogromne zmiany. Nowe życie w jego mury tchnęła była dyrektor dr Agnieszka Morawińska. Za jej kadencji odnowiono gmach główny, przebudowano galerie stałe, zorganizowano szereg znakomitych wystaw czasowych.
Wmaju 2018 r. dr Morawińska złożyła rezygnację, tłumacząc ten krok lekceważeniem przez Ministerstwo Kultury pogarszającej się sytuacji finansowej i lokalowej MNW. Minister Gliński dymisję przyjął i sięgnął po znany już scenariusz: po zakończeniu kadencji Rady Powierniczej Muzeum Narodowego nie powołał nowej. Pełnienie obowiązków dyrektora powierzył dr. Piotrowi Rypsonowi, który w latach 2011-18 sprawował funkcję wicedyrektora MNW ds. naukowych i od podszewki zna funkcjonowanie tej instytucji. Jest ponadto uznanym krytykiem sztuki, historykiem kultury wizualnej i kuratorem wielu wystaw, w tym trwającej obecnie w MNW ekspozycji „Krzycząc: Polska! Niepodległa 1918”.
Zastępowanie go osobą bez takiego doświadczenia to groźny eksperyment. W Muzeum Narodowym – w odróżnieniu od Zamku Królewskiego – może mieć katastrofalne skutki. Dla polityków PiS najwyraźniej nie ma to znaczenia. Muszą obsadzić ważne instytucje „swoimi ludźmi”. Prof. Jerzy Miziołek zyskał u nich dodatkowe punkty, popierając budowę pomnika smoleńskiego na Trakcie Królewskim, potem na pl. Piłsudskiego. Dla mnie jest to fatalna rekomendacja.