Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
WARSZAWĘ KOCHA SIĘ POMIMO WSZYSTKO
Warszawa jest – jak każde wielkie miasto – przestrzenią kontrastów. Widać to w sprawach małych idużych. Jak grzyby po deszczu wyrosły na przykład w całej stolicy zachęcające do ćwiczeń plenerowe siłownie, a jednocześnie przez wiele dni w roku strach wyjść za drzwi, gdy spojrzy się na odczyty stacji kontroli jakości powietrza.
Mamy też świetnie działający system rowerów miejskich, ale na wielu trasach wciąż nie można się nimi bezpiecznie poruszać. Możliwości budżetu, przynajmniej te opisywane przez polityków, zmieniają się jak w kalejdoskopie – raz będą nowe żłobki, innym razem brakuje na nie środków. Średni komfort życia rośnie, ale ludzie wciąż są wyrzucani na bruk, oferuje im się zagrzybione mieszkania socjalne, a w niektórych kamienicach ciągle nie ma centralnego ogrzewania.
Można też wWarszawie sporo zarobić, ale trzeba wcześniej bardzo wiele wydać, choćby po to, by wynająć lokum. Różnica w średniej długości życia wdwóch dzielnicach – na Pradze-Północ iwWilanowie – wynosi aż dziesięć lat. I tak dalej.
Uciec od samotności wnajtrudniejszy dzień wroku
Wświęta Bożego Narodzenia te kontrasty widać było jeszcze mocniej. Niektórzy nawet nie zauważyli ubytku w portfelu. Inni – by sprostać wzorcom i aspiracjom – zaciągnęli długi.
25 grudnia wielu z nas usiadło do suto zastawionych stołów we własnych, ciepłych mieszkaniach. Niejedna osoba wyjechała z miasta, by odwiedzić dawno niewidziane rodziny. W dolnym kościele na Ursynowie kolejni warszawiacy usiedli do suto zastawionego stołu przygotowanego przez Wspólnotę Sant’Egidio, ale później znów wyszli w ciemną noc. Następni święta spędzili w ośrodkach – dla osób w kryzysie bezdomności, dla ofiar przemocy domowej, domach dziecka, domach pomocy społecznej, w szpitalach.
Jeszcze inni tej nocy umarli na naszych ulicach – jak sześć osób, które spłonęły w drewnianym baraku na Żeraniu – szukając ciepła i ucieczki od samotności w ten dla wielu najsmutniejszy i najtrudniejszy dzień wroku.
Jak Cię taką kochać, Warszawo?
Warszawa jest domem dla wielu, lecz dalece nie wszystkim oferuje rodzinne ciepło. Przyciąga możliwościami, ale nie oferuje poduszki ochronnej przy uderzeniu o dno. Wysysa inne rejony Polski, ale nie wszystkim pozwala poczuć się tutaj rzeczywiście u siebie. Daje wiele, jeśli chodzi o dodatkowe atrakcje, ale wciąż nieumiejętnie zapewnia podstawowe prawa. Aktywizuje i tłamsi. Napędza i hamuje. Wymaga, daje szansę, lecz nie zawsze wspiera. Olśniewa i zatruwa. Fascynuje i odpycha. Łączy i rozdziela. Budzi miłość i niechęć.
Jak Cię więc taką kochać, Warszawo? Jak przy każdej trudnej miłości przypomina mi się cytat z jednego z najwspanialszych księży, jakich miało nasze miasto, czyli księdza Jana Twardowskiego: „Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko. Kocha się za nic”.
Także zTobą, Warszawo, tak właśnie mam. Dlatego na nowy rok życzę Ci (i samemu sobie) również paradoksalnie: zmieniaj się w wielu aspektach. Również po to, by pod wieloma względami pozostać ciągle taką samą.
PS Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, tym felietonem żegnam się z rubryką „Powidoki warszawskie”, w której przez niemal trzy lata co tydzień publikowałem swoje obserwacje i przemyślenia wokół spraw naszego miasta. Dziękuję za wszelkie wyrazy życzliwości, krytyki oraz wiele dyskusji. Do zobaczenia na ulicach oraz niekiedy wciąż w „Gazecie Stołecznej” – choć już w innej formie!