Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
SĘDZIOWIE OKRADLI WISŁĘ?
– „Okradli” to zbyt duże słowo. Ale na pewno czujemy się skrzywdzeni – mówi Tomasz Marzec, wiceprezes piłkarskiej Wisły. Nafciarze po mocno wątpliwym rzucie karnym tylko zremisowali w Gdańsku z Lechią 1:1
Po golu w 51. minucie Wisła prowadziła z liderem ekstraklasy 1:0. Kilkanaście minut później po drugiej żółtej, awkonsekwencji czerwonej kartce boisko opuścił napastnik płockiej drużyny Grzegorz Kuświk. Lechia, która walczy o tytuł mistrzowski robiła wszystko, by tego meczu co najmniej nie przegrać. Zegar pokazywał 75. minutę, gdy do piłki w polu karnym Wisły próbował dojść Artur Sobiech. Chciał oddać strzał, ale nie trafił w futbolówkę i padł na murawę, jakby właśnie zderzył się ze ścianą.
Najbliżej napastnika Lechii był debiutujący w barwach płockiego klubu Australijczyk Jake McGing. To on rzekomo miał najpierw nadepnąć na stopę zawodnika Lechii, a później „wjechać” kolanem w jego udo. Teorie te nie mają jednak żadnego pokrycia wpowtórkach telewizyjnych. Na ujęciach zkamer nie widać, by doszło tam do kontaktu. A już na pewno nie takiego, który kwalifikowałby się na rzut karny.
Sędzia główny Wojciech Myć był innego zdania. Podyktował rzut karny, którego na gola zamienił Flavio Paixao. Co ważne – podczas meczu był VAR (w wozie z monitorami obsługiwany przez sędziego Daniela Stefańskiego z Bydgoszczy). Technologia stworzona do tego, by biegający po boisku ludzie z gwizdkiem, korzystając z podpowiedzi kolegów po fachu, mogli podejmować właściwe decyzje w spornych sytuacjach. Anawet samodzielnie, na monitorze przy boisku, obejrzeć powtórkę raz i drugi. Myć tego nie zrobił.
Na Twitterze skomentował to Maciej Wąsowski z „Przeglądu Sportowego”: „Rozmawiałem przed sezonem, jak i przed początkiem wiosny, z przewodniczącym Kolegium Sędziów PZPN – panem Zbigniewem Przesmyckim. Mówił, że arbitrzy główni powinni sprawdzać na ekranie VAR sami każdą kontrowersyjną sytuację. Sędzia Myć i asystenci VAR dziś o tym zapomnieli”.
– Można wnioskować, że Myć nie podbiegł do monitora, bo w słuszności jego decyzji utwierdził go – dając sygnał na słuchawkę – Daniel Stefański. Oznacza to, że nie Wojciech Myć, a sędziowie VAR podjęli taką, a nie inną decyzję o przyznaniu rzutu karnego Lechii – mówi Michał Łada, rzecznik prasowy Wisły.
– Krzywdzące jest to, że w każdej sytuacji stykowej sędziowie gwiżdżą przeciwko Wiśle – nie kryje żalu wiceprezes Tomasz Marzec. – Oprócz sytuacji z karnym, arbiter był pobłażliwy dla Filipa Mladenovicia z Lechii, który za uderzenie Nico Vareli dostał tylko żółtą kartkę, a w końcówce spotkania za rąbnięcie łokciem naszego bramkarza Bartłomieja Żynela już nie poniósł kary. O przedłużaniu tego meczu i doliczaniu kolejnych minut, nawet nie wspomnę. Sędziowie nas okradli? „Okradli” to zbyt duże słowo. Spotkanie trwało jeszcze kilkanaście minut, wszystko mogło się w nim jeszcze wydarzyć. Mieliśmy nawet piłkę meczową.
Po meczu w Gdańsku zawrzało na portalach społecznościowych. „Karny z kapelusza”, „Komisja Ligi powinna ukarać Artura Sobiecha za symulowanie” – piszą kibice. I dalej: „ (…) Patrząc na ostatnie popisy sędziów, to oni już jednego spadkowicza wybrali i robią wszystko, żeby cel osiągnąć. Tym bardziej, że wiedzą, że mają na to przyzwolenie”, „Karny karnym, a te łokcie, które dostali Żynel i Nico to albo bez kartki, albo tylko żółtko… Komuś chyba nasza Wisła przeszkadza w Ekstraklasie”.
Wobronie klubu z Płocka stanął Wojciech Wilczyński, inicjator i założyciel szkółki piłkarskiej FC Barcelona Escola Varsovia. „Wisła Płock walcząca ambitnie z Lechią musi stawić czoło przeciwnościom. Proponuję, aby wymienić albo zegarki Aztorin na Omega, albo tych, którzy potrafią się nimi posługiwać. Karny? Bez VAR? Raczej dla Sobiecha żółta kartka za symulkę, niech ta liga gra fair play” – napisał na Twitterze Wilczyński.
– Chłopaki zagrali przeciwko Lechii bardzo dobre spotkanie – dodaje Michał Łada. – Były walka i zaangażowanie. A po takim meczu z mnóstwem niesprzyjającym im okoliczności jestem przekonany, że na spotkanie z Pogonią Szczecin [piątek, godz. 18] trenerzy nie będą musieli specjalnie motywować piłkarzy. Szczecinianie mają się czego obawiać.