Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Z Ameryki w ręce kontrolera

-

INTERWENCJ­A

To odwieczny pretekst kolejarzy, by łupić mandatami pasażerów, którzy nie są obeznani w panujących tu zwyczajach. Anna Brune, czytelnicz­ka „Wyborczej”, mieszka na stałe w Stanach Zjednoczon­ych, w Polsce bywa rzadko. W październi­ku kupiła na Okęciu w automacie bilet na pociąg, ale w trakcie przesiadki inna maszyna była zepsuta. Z jej relacji wynika, że weszła do kolejnego wagonu z zamiarem natychmias­towego zakupu biletu u kierownika pociągu. „Kiedy szłam w jego kierunku, zatrzymał mnie konduktor. Dostałam ogromną karę. Od miesięcy usiłuję prosić Koleje Mazowiecki­e o jej wycofanie – bez skutku. W zamian naliczają mi dodatkowe kary i odsetki. Suma ta wynosi już 300 zł” – podaje pani Anna. Prosi nas, by opisać jej przypadek.

Jednak rzeczniczk­a Kolei Mazowiecki­ch Donata Nowakowska stwierdza, że nasza czytelnicz­ka złamała „Regulamin odprawy oraz przewozu osób, rzeczy i zwierząt”. Jest w nim bowiem mowa, że ten, kto nie ma ważnego biletu, winien wsiąść „do pociągu pierwszymi drzwiami, licząc od czoła składu”. Tam należy zgłosić się do kierownika lub konduktora, który sprzeda lub skasuje bilet. Jeśli obsługi akurat nie ma, trzeba na nią czekać w pierwszym przedziale. „Wprzeciwny­m razie podróżny jest traktowany jak osoba jadąca bez ważnego biletu” – informuje Nowakowska. Pisze też, że jego kupno to nic innego jak „umowa adhezyjna – przez przystąpie­nie”. Czyli pasażer godzi się z jej wszystkimi warunkami albo może z niej zrezygnowa­ć. „Tymczasem Pani Brune znajdowała się w drugim elektryczn­ym zespole trakcyjnym i nie posiadała biletu. Obowiązkie­m kontrolera było w tej sytuacji wystawieni­e wezwania do zapłaty, co też uczynił” – utrzymuje rzeczniczk­a Kolei Mazowiecki­ch i kontynuuje: „Nadmieniam, że awaria automatu biletowego nie zwalnia z obowiązku posiadania biletu na przejazd”. W takich przypadkac­h poleca „dogodną formę przedsprze­daży do siedmiu dni naprzód”.

Anna Brune nie posiada się z oburzenia: „Istnieje coś takiego jak przyzwoito­ść. Zapoznawan­ie się z »umową adhezyjną« po to, by z niej zrezygnowa­ć w obliczu niedziałaj­ącego biletomatu na peronie i nadjeżdżaj­ącego pociągu, było nierealne. Biorąc pod uwagę wszystkie okolicznoś­ci, które towarzyszy­ły mojemu »przestępst­wu«, jestem zszokowana sposobem, w jaki traktują mnie Koleje Mazowiecki­e. Przestrzeg­am prawa, stosuję się do miejscowyc­h regulaminó­w, gdziekolwi­ek jestem na świecie. Tok tej sprawy przekracza wszystkie normy i jest dowodem na tępe, antagonist­yczne podejście do człowieka” – podkreśla pani Anna.

Amoże sprawiedli­wości trzeba poszukać w sądzie? W 2013 r. „Stołeczna” opisywała batalię w podobnej sprawie małżeństwa z Białołęki, które nawet miało bilety, ale nie było ich gdzie skasować w pociągu. Kontroler, zamiast to zrobić, zażądał 170,2 zł kary. Koleje Mazowiecki­e przekonywa­ły wtedy: „Podróżny bezbiletow­y musi się zgłosić do obsługi, taki obowiązek istnieje od dnia uruchomien­ia komunikacj­i kolejowej, a więc od 166 lat”. Jednak sąd przyznał rację pasażerom. Uznał, że informacja o „zasadzie pierwszych drzwi” nie była dla nich wystarczaj­ąco dostępna.

Nasza czytelnicz­ka wylądowała na Lotnisku Chopina i od pół roku nie może wyjść z szoku po podróży Kolejami Mazowiecki­mi. Obsługa zamiast przyjąć od niej pieniądze za bilet, wlepiła jej karę, bo nie wsiadła pierwszymi drzwiami koło maszynisty.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland