Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Strajk ważniejszy niż egzaminy
Kiedy w ubiegły wtorek stało się jasne, że w większości szkół – mimo trwającego strajku – egzamin gimnazjalisty dojdzie do skutku, w jednej z podstawówek na Mokotowie zrobiło się nieswojo. – To nie fair. Uważam, że powinniśmy się wspierać i nie dać podzielić, a naszą postawą dawać przykład młodym ludziom, których uczymy, że w życiu trzeba być wytrwałym i lojalnym. Zrobić wszystko, żeby przesunąć wszystkie egzaminy wczasie, bo co to za strajk, kiedy szkoła funkcjonuje normalnie – mówiła jedna z nauczycielek. W jej podstawówce wyłamało się sześć osób – głównie katechetów i nauczycieli sympatyzujących z rządem. Zgłosili się do komisji, która od poniedziałku będzie pilnowała zdających ósmoklasistów.
Nie tylko w gronie nauczycieli są zwolennicy zaostrzenia strajku. Wśród części rodziców ósmoklasistów też panuje przekonanie, że egzaminy są ważne, ale nie najważniejsze. Gdyby więc ich dzieci nie przystąpiły w poniedziałek do egzaminów, nie byłoby tragedii.
Syn Małgorzaty uczęszcza do SP 340 na Ursynowie przy ul. Lokajskiego 3. Jest przygotowany na każdy scenariusz: będzie zdawał albo zostanie wdomu. Zależy od tego, jak do poniedziałku potoczy się strajk. – Ma czwórki ipiątki, ale orłem nie jest – zapewnia Małgorzata. – Nie stresuje się. Po prostu korzysta z czasu wolnego i gra na komputerze. Mój mąż robił maturę w1993 r. Zdał z opóźnieniem, bo wtedy też nauczyciele strajkowali. Jakoś mu to wżyciu nie przeszkodziło. Jeśli więc syn przystąpiłby do swojego egzaminu w innym terminie, też świat się od tego nie zawali. Poza tym dzieci są nauczone na jutro, na za tydzień, na za miesiąc. Napiszą, kiedy trzeba.
Rodzice uczniów z SP 340 okazali wsparcie nauczycielom. Przyszli wzeszły poniedziałek do szkoły ze słodyczami. Na pedagogów początkowo padł strach – myśleli, że to wizytacja z kuratorium, ale później atmosfera się rozluźniła, były łzy wzruszenia. Nie było pretensji o strajk.
– Nauczyciele przez osiem lat wspaniale opiekowali się naszymi dziećmi. Iteraz rodzice iuczniowie powinni im się zrewanżować, wykazać zrozumienie dla ich trudnej sytuacji. To lekcja obywatelska, która wszystkich może wiele nauczyć. Nauczyciele nie mogą teraz przerwać protestu. Jeśli się posypią i nic nie wywalczą, wrócą we wrześniu do szkoły bardzo sfrustrowani, co odbije się na naszych dzieciach – uważa Małgorzata.
Gdyby egzaminy nie doszły do skutku, z pewnością wielu rodziców nie znalazłoby zrozumienia dla takiej sytuacji. Wśród ósmoklasistów – także wursynowskiej podstawówce – jest duża grupa dzieci, które poszły do szkoły wwieku sześciu lat. Rodzice są mocno pokiereszowani huśtaniem systemem edukacji przez kolejnych ministrów. Mają już dość. Chcą wypchnąć swoje pociechy zpodstawówki imieć czas na znalezienie im dobrego liceum.
Córka Michała Kirmucia, muzyka i dziennikarza muzycznego, uczy się wSP 355 na ul. Ceramicznej 11 na Tarchominie. Też poszła do szkoły jako sześciolatka. Teraz trafi do liceum zdziećmi starszymi o rok (z 14-latkami zósmych klas) iodwa lata (z 15-latkami zostatnich roczników gimnazjum), co trochę ją stresuje. Adodatkowy stres wywołuje obawa, czy egzamin się odbędzie, czy jednak nie. Michałowi zależy na komforcie córki, ale też jest całym sercem za nauczycielami.
– Zablokowanie tych egzaminów byłoby skutecznym straszakiem na rządzących, którzy wmawiając nam nieprawdę o tym, jak nauczyciele nie przemęczają się w pracy, dezawuują ten zawód – uważa Kirmuć. – Jeśli egzaminy się odbędą, strajk de facto straci sens. Moja córka szanuje nauczycieli. Rozumie ideę tego protestu i wie, że to żadna złośliwość ze strony kadry pedagogicznej. To konieczność.
Koledzy i koleżanki w klasie córki Michała już od początku roku odliczali godziny do egzaminu. Ona też wolałaby zdawać w terminie. Ma sensowny argument: zdążyć z rekrutacją do liceum. Nie martwi się o stopnie. Chce po prostu napisać egzamin na takim poziomie, aby trafić do szkoły, w której sobie później poradzi z nauką.
Małgorzata zachowuje spokój. Twierdzi, że skoro dotąd system edukacji był wydolny, to nawet gdyby egzaminy się nie odbyły, na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie. Ale to rządzący powinni go poszukać. – Możemy z synem poczekać na egzamin nawet do września. Nie ma sensu martwić się na zapas. Przecież i tak, jeśli się odbędzie w terminie, to nie będzie komu sprawdzić prac. Ksiądz może siedzieć w komisji, ale nie oceni zadań z polskiego czy matematyki. Rząd nawarzył piwa, więc nich je teraz wypije – mówi Małgorzata.
Kirmuć też uważa, że egzaminy ósmoklasistów nie muszą się odbyć już w tym tygodniu. Kiedy, jeśli nie teraz? Nie wie, ale uważa, że stawka tego strajku jest warta takich poświęceń. Byleby przeprowadzić je do końca tego roku szkolnego. Ma wolny zawód, zajmie się córką na czas protestu w szkole, więc poczeka na dalszy rozwój wypadków.
– Gdyby egzaminy nie odbyły się wcałym kraju, może rząd pójdzie wreszcie po rozum do głowy i dogada się z nauczycielami. Teraz to jest jego zmartwienie, aby wymyślił sposób na wyjście z tego kryzysu – uważa Michał.
Mój mąż robił maturę w 1993 roku. Zdał z opóźnieniem, bo wtedy też nauczyciele strajkowali. Jakoś mu to wżyciu nie przeszkodziło. Jeśli więc syn przystąpiłby do swojego egzaminu w innym terminie, też świat się od tego nie zawali. Poza tym dzieci są nauczone na jutro, na za tydzień, na za miesiąc. Napiszą, kiedy trzeba.