Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
KAMPANIA BEZ MOTYWACJI
Ma znane nazwisko – odpowiadają działacze warszawskiej Platformy na pytanie o atuty kampanii wyborczej Włodzimierza Cimoszewicza, byłego premiera, który jest liderem warszawskiej listy Koalicji Europejskiej. A potem milkną. Bo nie ma oczym więcej mówić. Czy samo nazwisko wystarczy?
Kampania Cimoszewicza mocno kontrastuje z kampanią innego byłego premiera – Marka Belki, który jest jedynką Koalicji Europejskiej wokręgu łódzkim. Belka nie wychodzi z mediów, 2 maja rozdawał flagi na ul. Piotrkowskiej, sprawia wrażenie, że świetnie się bawi kampanią. Dobrze wykorzystuje media społecznościowe. Kilka dni temu zaprosił do wspólnego tworzenia europejskiej listy przebojów w serwisie Spotify. Na pierwszym miejscu Jennifer Lopez z „Let’s get loud”. Ta piosenka to hasło jego kampanii i przejaw autoironicznego poczucia humoru – dawno temu, zeznając na sejmowej komisji, wypalił do posła LPR Zygmunta Wrzodaka: „Znam pana, panie pośle, znam również Jennifer Lopez, tylko w innym charakterze”, czym wywołał masę żartów.
Na swoim koncie na Twitterze Belka podkpiwa zwypowiedzi kandydatów
PiS, komentuje bieżące tematy, np. zatrzymanie przez policję Elżbiety Podleśnej w związku z zarzutami obrazy uczuć religijnych poprzez umieszczenie tęczowej aureoli na obrazie Matki Boskiej. Na Facebooku publikuje osobiste wpisy, np. w środę rano zapraszał na spotkanie tak: „Dziś wPajęcznie, w Kinie Świteź. Rzeczywistość dzisiejszej władzy daleka jest od Cinema Paradiso, ale wszyscy mamy jeszcze szansę na Kino Wolność. Wszystko zależy od naszego wspólnego głosu 26 maja. To nasz wielki wybór”.
Z Facebooka Włodzimierza Cimoszewicza nie dowiemy się nawet, gdzie w najbliższym czasie odbędzie się jego spotkanie wyborcze. Najświeższy wpis jest sprzed doby. Były premier zamieścił dwa zdjęcia i pozbawiony emocji wpis: „Dziękuję Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych za liczne przybycie i ciekawą dyskusję”. Konta na Twitterze nie ma. Nie angażuje się w bieżące aktywności polityczne, nie pojawił się np. wczoraj na konferencji, na której Włodzimierz Czarzasty, lider SLD, wraz z innymi zwolennikami świeckości państwa protestował przeciwko zatrzymaniu przez policję Elżbiety Podleśnej. Wziął za to udział w poniedziałkowej debacie zFransem Timmermansem i Aleksandrem Kwaśniewskim o przyszłości Unii Europejskiej. W mediach przeszła ona kompletnie bez echa.
Nieporównanie więcej uwagi media poświęciły niedawnemu wypadkowi byłego premiera. Pod Hajnówką potrącił on samochodem 70-letnią kobietę. Trafiła do szpitala ze złamaną kością podudzia. Okazało się, że Cimoszewicz prowadził samochód bez ważnych badań technicznych.
Wczwartek były premier dowiedział się przy okazji badań okresowych, że musi zmierzyć się z chorobą nowotworową. Zapewnił jednocześnie, że fizycznie czuje się dobrze i nie zamierza rezygnować ze startu w wyborach. Jednak kampanię w sennym tempie prowadził od samego początku.
Kampania byłego premiera w zasadzie ogranicza się do spotkań zwyborcami w salach osiedlowych domów kultury. Przychodzą na nie tylko ludzie już zdecydowani do głosowania, którym chciało się szukać informacji o tym, gdzie można spotkać Cimoszewicza. Ale i tam nie porywa tłumów. Na niedawnym spotkaniu w Piasecznie jeden z uczestników wstał iwytknął Cimoszewiczowi oraz towarzyszącemu mu Andrzejowi Halickiemu (poseł PO, nr 2 na warszawskiej liście Koalicji Europejskiej), że nie potrafią wykrzesać emocji.
– Pan premier prowadzi kampanię dopasowaną do swojego elektoratu. Myślę, że nie musi ściągać tłumów na spotkania, jest przecież osobą znaną – przekonuje Anna Maria Żukowska, rzeczniczka SLD. – Marek Belka rzeczywiście jest bardzo aktywny, prowadzi bardzo intensywną kampanię. Spotkania premiera Cimoszewicza są inne. To kwestia osobowości. Nie wartościujmy, który sposób na kampanię jest lepszy – przekonuje. I zapowiada, że były premier nie zmieni charakteru kampanii.
– Nie musi – ocenia anonimowo jeden z analityków zajmujących się sondażami. – Nazwisko byłego premiera to atut. Założę się, że i tak zbierze połowę głosów jego komitetu wokręgu. Jest zapraszany przez stacje telewizyjne, radiowe… Każdy jego wywiad daje ekspozycję nazwy komitetu, to ekwiwalent drogiej reklamy wyborczej – przekonuje.