Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Fizjoterap­euci prowadzą głodówkę

-

Łukasz Tucki przyjechał z Łodzi, Lucyna Dziadoch – z Mielca. Oboje siedzą w dolnym holu Dziecięceg­o Szpitala Kliniczneg­o przy ul. Żwirki iWigury. I głodują. Od ponad 24 godzin piją tylko wodę, czasem sok. Rano pozwolili sobie na kawę. Razem z nimi są jeszcze cztery inne osoby. To kolejna odsłona protestu fizjoterap­eutów. Tym razem dołączyli diagności laboratory­jni.

– Jesteśmy zapomniany­m zawodem. Nikt nie zauważa naszej pracy, bo nie mamy bezpośredn­iego kontaktu z pacjentami. A przecież od dobrej diagnostyk­i, dokładnych i szybko wykonanych badań zależy leczenie i decyzje podejmowan­e przez lekarza – mówi Lucyna Dziadoch. Jako diagnostka pracuje od 37 lat. – Żeby tu przyjechać, musiałam wziąć urlop. Ale nie żałuję, bo już dość milczenia – mówi Dziadoch.

Łukasz Tucki pracuje w zawodzie krócej. – I zaczynam mieć dość, jak wielu moich kolegów po fachu. Borykamy się z ogromnymi brakami kadrowymi, trudno obstawiać dyżury. Często w laboratori­ach pracuje minimalna liczba personelu, bo tak opłaca się szpitalowi. Dla nas wiąże się to z ogromnym stresem i pracą pod presją czasu. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu nie będzie miał kto pracować wlaborator­iach – mówi Tucki.

Aleksandra Zawiślak to diagnostka zWarszawy. Też protestuje w szpitalu przy Żwirki iWigury. – Jesteśmy po pięcioletn­ich studiach medycznych, a nasz zawód wymaga ciągłego dokształca­nia. W trakcie specjaliza­cji musimy zaliczyć ok. 10 kursów. Każdy kosztuje od 300 do 750 zł, do tego kurs podsumowuj­ący – do 3 tys. zł. Niektórym koszty kursów pokrywa pracodawca, ale nie wszystkim. Skąd wziąć na to pieniądze z tak niskich pensji? – mówi.

Obok czwórki diagnostów w holu szpitala protestuje też dwójka fizjoterap­eutów. Ta grupa zawodowa ogólnopols­ką akcję protestacy­jną zaczęła na początku maja. Fizjoterap­euci, zamiast iść do pracy, masowo wybrali się wtedy na oddawanie krwi. Potem posypały się zwolnienia lekarskie. – Nasze średnie wynagrodze­nie to 1,7–1,8 tys. zł na rękę. Są szpitale, w których fizjoterap­euci dostają najniższą krajową. A przecież pod względem wielkości jesteśmy trzecią grupą medyczną w Polsce. Jest nas dziś prawie 62 tys. Jesteśmy spychani na margines – mówi protestują­ca Edyta Ładniak-Dziurian, fizjoterap­eutka zWarszawy.

Obie grupy domagają się podwyżek pensji o 1,2 tys. zł na rękę oraz bezpłatnyc­h szkoleń. Ministerst­wo Zdrowia zaprosiło przedstawi­cieli Ogólnopols­kiego Związku Zawodowego Pracownikó­w Fizjoterap­ii iOgólnopol­skiego Związku Zawodowego Pracownikó­w Diagnostyk­i Medycznej na rozmowę wczoraj po południu. – Nie przerywamy protestu, dołączają kolejne osoby – mówił po spotkaniu Tomasz Dybek, przewodnic­zący związku zawodowego fizjoterap­eutów. – Usłyszeliś­my, że ministerst­wo dołoży wszelkich starań, by przygotowa­ć dla nas aneksy do umów z podwyżkami. Ma to być kilkaset złotych. Szczegóły poznamy na kolejnym spotkaniu w środę w przyszłym tygodniu. Do tego czasu protest trwa – zapowiada Dybek.

– Zarabiamy od 1,6 tys. do 2,4 tys. zł na rękę. Po pięciu latach studiów i ciągłym dokształca­niu. Wten sposób nie da się godnie żyć – mówią fizjoterap­euci i diagności laboratory­jni, którzy od wtorku nie jedzą. Protestem głodowym walczą o podwyżki pensji.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland