Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Ujemna liczba wolnych miejsc
Trzy dni, pięć, tydzień – tyle chorzy spędzają na izbie przyjęć, nim przejdą na oddział internistyczny, by zacząć leczenie. Pacjent, który musiał mieć pilnie przetoczoną krew, usłyszał, że nie ma dla niego miejsca w żadnym szpitalu w Warszawie.
Tablica w oddziale ratunkowym Szpitala Bielańskiego wskazuje aktualny numer: 384. Liczba oczekujących: 15. I jeszcze informacja na dole: liczba łóżek internistycznych w szpitalach warszawskich. Są to głównie wartości ujemne. W Międzylesiu: -5, centrum Attis: -10, w Bródnowskim: -15, w Grochowskim: -3, w Wolskim: -4, w Czerniakowskim: -12, w Praskim: 0, w Bielańskim: -14, na Solcu: 0, przy ul. Banacha: 0, przy ul. Lindleya: -8.
Liczby zmieniają się z dnia na dzień, ale pacjenci opowiadają, że jeszcze nie widzieli takiej powyżej zera. Na plastikowych krzesełkach przed rejestracją siedzi pan Roman. Pytam, jaki ma kolor we wstępnym systemie rejestracji pacjentów, tzw. triażu. Zielony, niebieski, żółty? – Blady. Czekam już trzecią godzinę – mówi.
Ale prawdziwe oczekiwanie zaczyna się za zamkniętymi drzwiami SOR, gdzie pacjenci mają pierwszy kontakt z lekarzem. Wśród nich był pan Andrzej, 74-latek, który zgłosił się do Szpitala Bielańskiego kilkanaście dni temu. Czyli zanim zaczęło się medialne wzmożenie w związku z epidemią koronawirusa. – Mężowi kręciło się w głowie. U lekarza rodzinnego zrobił morfologię. Dostaliśmy telefon z przychodni, by natychmiast udać się na przetoczenie krwi. Miał bardzo niski poziom hemoglobiny, ok. 6, przy normie od 13 do 17 – opowiada żona pacjenta, pani Ewa.
Do Szpitala Bielańskiego przyjechali ok. godz. 19.30. Półtorej godziny później dostali się na oddział ratunkowy. – Tam ratownik wykonał mu badanie EKG, zmierzył ciśnienie, temperaturę. I wróciliśmy do poczekalni. Na krzesełkach siedzieliśmy do godz. 2 w nocy. W końcu przyszła ratowniczka i oznajmiła, że ma dobrą wiadomość. Myślałam,
że przyjmą męża na oddział, ale okazało się, że jest tylko miejsce na oddziale ratunkowym. Spytałam, czy w takim razie można męża przewieźć do innego szpitala. Usłyszałam, że nie ma miejsca na internie w całej Warszawie – opowiada nasza czytelniczka.
Wspomina, że ostatecznie mężowi udało się dostać na oddział następnego dnia rano. Najpierw leżał na korytarzu. – Tylko dzięki interwencji u znajomej, która pracuje w tym szpitalu. Na internie poznaliśmy pacjentkę, która na SOR przeleżała pięć dni. W sali męża zakwaterowano mężczyznę, który opowiadał, że musi dojść do siebie, bo leżał na SOR od czwartku. A to była już środa – wspomina pani Ewa.
Dyrektorka Szpitala Bielańskiego Dorota Gałczyńska-Zych wcale nie jest zaskoczona tymi relacjami pacjentów. Mówi, że nawet kilkudniowe oczekiwanie na SOR to w Szpitalu Bielańskim norma. Źródłem problemu jest stały brak miejsc na oddziałach internistycznych. – Ten problem w naszym szpitalu narasta od co najmniej roku. Dotyczy to całej Warszawy, a najsilniej szpitali z oddziałami ratunkowymi – mówi. Na Bielanach także izba przyjęć często jest przeciążona. – Kładziemy więc pacjentów kwalifikujących się na internę na inne oddziały, np. na urologię.
Według odpowiedzialnego za zdrowie wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja brak wolnych łóżek w szpitalach miejskich wynika z sezonu grypowego oraz niedoboru lekarzy i pielęgniarek. Dyrektor Gałczyńska-Zych dodaje do tego proces starzenia się społeczeństwa i coraz trudniejsze przypadki, które wymagają długiego diagnozowania i leczenia.+