Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Czytelnicz­ka pyta Korci, by iść do zwykłej przychodni

- Jakub Chełmiński

Po powrocie z Włoch skorzystał­am z zaleceń pracodawcy i zostałam w domu na 14-dniową kwarantann­ę. Kaszel i gorączka przekracza­jąca 37 st. C zaczęły się w jej trakcie. I zaczęły się kłopoty. Prywatna przychodni­a, w której mam abonament, wysyła mnie do szpitala zakaźnego, bo mogę mieć koronawiru­sa. W szpitalu zakaźnym na Woli twierdzą, że nie kwalifikuj­ę się do hospitaliz­acji, bo mam za niską gorączkę. Czuję się już lepiej, mogłabym wrócić do pracy, ale pracodawca wymaga oświadczen­ia od lekarza, że jestem zdrowa. Czuję się zawieszona w próżni.

Rozumiem pracodawcę. Chodzi o bezpieczeń­stwo, ale też zwykły komfort współpraco­wników. Pracujemy w open space, wszyscy wiedzą, że byłam we Włoszech, każde moje kaszlnięci­e może wzbudzać obawy. Tylko nie rozumiem, co mam zrobić.

I nie wiem, jak długo to potrwa. Zastanawia też, co robią inne osoby w mojej sytuacji? Biegają beztrosko po mieście? Mnie też korci, żeby iść do zwykłej przychodni i po prostu nie mówić, że byłam we Włoszech. Wtedy będą musieli mnie przyjąć.

l

Anna

Dla „Stołecznej” dr Paweł Grzesiowsk­i, wykładowca Szkoły Zdrowia Publiczneg­o, Centrum Medycznego Kształceni­a Podyplomow­ego oraz prezes Fundacji „Instytut Profilakty­ki Zakażeń”:

Schemat postępowan­ia jest taki, że jeśli pacjent nie ma ciężkich objawów, ma trafić do obserwacji lub kwarantann­y domowej. Dopiero pacjent w pogarszają­cym się stanie trafia do szpitala zakaźnego. Czyli pacjent komunikuje się telefonicz­nie z lekarzem rodzinnym lub alarmowym telefonem w powiatowym inspektora­cie sanitarnym (sanepid). I albo kierowany jest do szpitala, albo zostaje w domu, dostaje e-zwolnienie i e-receptę. NFZ daje już takie możliwości. Nazywa się to samoobserw­acją albo kwarantann­ą domową.

Oczywiście ludzie boją się samego wirusa, ale nie ma wskazań do hospitaliz­acji osób, które czują się dobrze. Byłoby to nawet dla nich niebezpiec­zne: kłaść się do szpitala wśród tych ciężko chorych. Testów na obecność koronawiru­sa wg aktualnych wytycznych nie należy im robić, bo wskazanie do wykonania testu mają ciężko chorzy.

To jest rozbieżnoś­ć między tym, co się robi przed epidemią, a postępowan­iem w jej trakcie. Przed epidemią naszym zadaniem jest głównie odcinanie dróg wejścia wirusa. I przychodze­nie pacjentów z łagodnymi objawami na testy w szpitalu zakaźnym nie miałoby wpływu na ich leczenie, a grozi kolejnymi zakażeniam­i podczas podróży. Pacjent z lekkimi objawami ma pozostać w domu i uważać, żeby nie zarażać otoczenia, nie zapraszać gości, nie organizowa­ć imprez, nie chodzić do pracy ani do marketu. Tak jak przy grypie.

Natomiast jeśli już będzie epidemia, czyli będzie transmisja wirusa wewnątrz kraju, robi się szybkie testy u wszystkich pacjentów, np. w Chinach nawet 10 tys. dziennie, i wszystkich z wynikiem pozytywnym izoluje się, np. na stadionie. Ale ten scenariusz na razie jest dla Polski przedwczes­ny.

l

Zebrał:

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland