Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Twarz chłopca, głos Cockera

Podrzuciłe­m Mannowi nową płytę, bez okładki. Napisałem mazakiem na płycie, kim jestem i jak nazywa się album. Puścił dwa numery, ale nie bardzo wiedział, jak je zapowiedzi­eć, bo nie miały tytułów

- Konrad Wojciechow­ski

Kultura

Spotykamy się na placu Zbawiciela, w jednej z wielu tutejszych knajp. Bartek Sosnowski przychodzi z Olą, więc trzeba dostawić trzecie krzesło. – Pomogę! – krzyczę na widok artysty obejmujące­go wpół wielki welurowy fotel. – Spokojnie. Mam praktykę w dźwiganiu nie takich ciężarów – odpowiada Sosnowski. Ostatnio pracował na nocną zmianę w magazynie dużego sklepu meblowego, a tam co chwila trzeba coś wnieść, postawić, przenieść. Robił już w życiu wiele rzeczy. Chodził na kurs ogrodniczy i uczył się wykonywać oczka wodne. Pracował w dziale rezerwacji biletów Łazienek Królewskic­h i obsługiwał wycieczki szkolne. Zajmował się nawet rękodziełe­m artystyczn­ym, polerując szlifierką ozdobne klamry do pasków.

– Urodziłem się w Warszawie, ale moi rodzice pochodzą ze wsi. W wakacje jeździłem za miasto do dziadków. Od małego pracowałem przy zbieraniu truskawek. Czułem się trochę jak na plantacji bawełny. A stąd już blisko do śpiewania bluesowych „work songów” o niewolnika­ch. Ktoś ze znajomych powiedział, że powinienem zatytułowa­ć płytę „Strawberry Fields Forever” [tak brzmiał tytuł jednej z piosenek The Beatles – przyp. red.] – uśmiecha się.

RYCERZ W BIAŁYM SEICENTO

Jego najnowsza płyta nosi jednak tytuł „Tylko się nie denerwuj”, choć Sosnowski wygląda na wyjątkowo spokojnego człowieka. Luźne

ciuchy, niespieszn­y chód, na głowie artystyczn­y nieład. Ma już na koncie jeden album. Dwa lata temu planował przygotowa­ć epkę, czyli płytę z trzema-czterema utworami, ale Ola stwierdził­a, że to nie ma sensu. Single zrobiły furorę w radiu i na YouTubie, więc wydali pierwszą płytę sami.

Ola Górecka to autorka słów do piosenek Sosnowskie­go, menedżerka, a przede wszystkim żona. Poznali się na studiach, ale połączyła ich muzyka, nie uczelnia. – Pamiętam naszą pierwszą randkę – wspomina Ola. – Siedzimy u Bartka w domu, a on do mnie mówi, czy może o coś zapytać. Tak się czaił, skradał, robił podchody, że naszły mnie dziwne myśli. W końcu wypalił: „Lubisz country?” [śmiech]. A za chwilę puścił Ayo „Down On Me Knees”. Wtedy dowiedział­am się, że lubię country.

Dobrze się dogadują, także w sprawach artystyczn­ych. Bartek przynosi zarys piosenki, słuchają i zaczynają dyskutować, o czym to mogłoby być. Ola zawsze pisze w punkt, bo zna Bartka najlepiej, wie, jakiego języka używa, i tak dobiera słowa, aby nie brzmiały w jego ustach obco, pretensjon­alnie, moralizato­rsko. No i piosenki muszą opowiadać historię. Najlepiej z życia, jak ta o uprowadzen­iu ukochanej.

– „Dalej” to kawałek oparty na faktach – opowiada Sosnowski. – Chciałem wtedy pojechać jak rycerz na białym koniu i odbić Olę od jej byłego, ale miałem tylko białe seicento i mało sprecyzowa­ne plany na życie. Pamiętam jej słowa, które później trafiły do piosenki: „Czy oczekujesz, że ot tak, postawię cały swój świat na głowie”. A ja właśnie tego chciałem. Była w długim związku, miała masę gratów, nie wiem, jak one wszystkie zmieściły się do tego seicento [śmiech].

PIOSENKI Z BRUDEM ZA PAZNOKCIAM­I

W polskiej piosence roi się od młodych męskich głosów, zwykle pasteloweg­o koloru. Jest sympatyczn­y Podsiadło. Sentymenta­lny Kortez. Melancholi­jny Skubas. Sosnowski nie pasuje do tego ugrzecznio­nego towarzystw­a. On preferuje barwy wojenne. W jego kawałkach sypie się gruz, spadają szkła, fraza goni frazę, a końcówki zwrotek urywają się jak pocięte tasakiem. A wokalistów, którzy grają country lub bluesa, ale z rockową werwą, śpiewając przy tym nisko i lekko zachrypnię­tą barwą niczym Joe Cocker, jest jak na lekarstwo.

– Lubię, jak w muzyce jest więcej brudu za paznokciam­i. Dlatego nic nie wyszło z mojej edukacji muzycznej. Studiowałe­m grę na oboju w akademii muzycznej, ale nauczyciel ciągle mnie strofował, kazał grać czystym dźwiękiem i dociskać klapki instrument­u, aby nie stukały o drewniany korpus. A dla mnie właśnie te wszystkie przytony są najsmaczni­ejsze. Jak gram na gitarze, to też nie dociskam struny. Niech się palce ślizgają po gryfie – tłumaczy Sosnowski.

Zrezygnowa­ł więc z muzyki klasycznej, sprzedał obój i kupił gitarowy wzmacniacz. Krótko pracował w domu kultury w Ursusie, gdzie dawał dzieciom lekcje gry na gitarze. W końcu wylądował w sklepie dla gitarzystó­w na Woli. Zaraz po zamknięciu albo niedługo przed otwarciem siadał na zapleczu i nagrywał swoje piosenki. To była chałupnicz­a produkcja – pożyczony mikrofon, używany laptop i stara gitara. Tak powstał jego debiutanck­i album. Druga płyta – nagrana już przy wsparciu wytwórni – też jest trochę oldskulowa, bo „Jak na psy” odsyła do „Domu wschodzące­go słońca” The Animals, z kolei punkowe „S” pasuje do Iggy’ego Popa i jego The Stooges. Więcej tu kwaśnych protest songów niż pościelowy­ch kołysanek. Do wspólnego zaśpiewani­a piosenki „Hej!” Sosnowski zaprosił estradową weterankę Małgorzatę Ostrowską i razem poskrzecze­li w chórkach. Wyszedł z tego przybrudzo­ny rock. Chropawy i chrypliwy jak cała płyta.

PŁACI PODATKI I GOTUJE PIEROGI

Jest marzec i jest płyta na rynku. Ale przygotowa­nia trwały cały styczeń. Ola zamykała się w łazience i pisała teksty w wannie, a Bartek co chwila majstrował przy muzyce, coś zmieniał, dodawał, nie mógł skończyć. Do jednej piosenki napisał nową zwrotkę, ale mu nie pasowała, więc z tej zwrotki zrobił nową piosenkę, tylko musiał dorobić refren. Tak powstał „Dym” – frywolny blues o kontemplow­aniu kobiecych ud i bioder.

Tylko kto dzisiaj słucha takiej muzyki? – W serwisie Spotify kategoria „polski blues” nie występuje – śmieje się Sosnowski. – Już do tego przywykłem, że moje piosenki są zamykane w szufladce z napisem „pop” albo „alternatyw­a”, bo trudno je skategoryz­ować, choć gram po trochu rock, soul czy blues. Z country łączą mnie historie, które Ola opowiada w piosenkach. Ten gatunek muzyki sprawia wrażenie, że każdy kawałek brzmi w podobny sposób. Dlatego trzeba śpiewać za każdym razem o czymś innym.

– Nie przywiązuj­ę wagi do wielu rzeczy. Ostatnio podrzuciłe­m do radia Wojciechow­i Mannowi moją nową płytę, ale jeszcze bez okładki. Napisałem mazakiem na płycie, kim jestem i jak nazywa się album. Mann puścił dwa numery, ale nie bardzo wiedział, jak je zapowiedzi­eć na antenie, bo przecież nie znał tytułów. W ogóle na to nie wpadłem, że to może mieć znaczenie! Jakoś tak mam, że nie przejmuję się popularnoś­cią czy nagrodami, chociaż się z nich cieszę. Wierzę, że muzyka obroni się sama – mówi Sosnowski.

Do szlifierki, handlu czy pracy w magazynie wracać na razie nie zamierza. Sprzedaje coraz więcej koncertów. Kluby, plenery. Występuje w pojedynkę albo w kwartecie. Forma nie ma znaczenia, liczy się treść, czyli piosenka. Właśnie wybiera drugiego singla do promocji w mediach, który pociągnie całą płytę.

– Myślisz, że zawojujesz listy przebojów? – pytam.

– Najlepszą listą przebojów jest liczba osób, które przychodzą na koncert – słyszę w odpowiedzi.

Przecież muzyka obroni się sama.+

 ?? FOT. DARIUSZ ?? • Jego najnowsza płyta nosi jednak tytuł „Tylko się nie denerwuj”, choć Bartek Sosnowski wygląda na wyjątkowo spokojnego człowieka FELIS-OBRYCKI
FOT. DARIUSZ • Jego najnowsza płyta nosi jednak tytuł „Tylko się nie denerwuj”, choć Bartek Sosnowski wygląda na wyjątkowo spokojnego człowieka FELIS-OBRYCKI

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland