Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Rozpacz na dworcu, radość na lotnisku
Dziesiątki Ukraińców koczują na Dworcu Zachodnim. Nie wiedzą, czy zdołają dotrzeć do swojej ojczyzny. Pierwszy rządowy samolot z Londynu wylądował na Okęciu. Ulice stolicy opustoszały, kościoły także, a ludzie wyszli do parków i lasów.
Na Mazowszu do wczorajszego wieczoru było już 22 potwierdzonych przypadków zakażeń koronawirusem, 5118 osób objętych było nadzorem, 989 kwarantanną domową, a 195 przebywało w szpitalach. Zapewne dziś rano będą już inne dane.
Tymczasem miasto z dnia na dzień zmieniło się nie do poznania. Niedzielny rytm zmieniło choćby to, że zamknięte zostały restauracje. Ulice opustoszały. Wierni zastosowali się też do licznych apeli i tam, gdzie sprawdziliśmy, na mszach w kościołach nie było więcej niż po kilkanaście osób.
Pierwszy taki przylot
Nerwowo za to jest u tych Polaków, którzy są za granicą i mają problemy z powrotem. Wczoraj po godz. 14 na Okęciu wylądował pierwszy specjalny samolot LOT-u z Londynu. Na pokładzie byli ci, którzy chcieli wrócić do kraju po zamknięciu granic.
– Jechaliśmy na lotnisko i na Instagramie widzieliśmy relacje znajomych, którzy wracali z imprez. Wszystko jest otwarte, imprezy trwają w najlepsze – opowiadali bracia Krzysztof i Grzegorz Laskowie tuż po wylądowaniu w Warszawie. Przylecieli pierwszym specjalnym samolotem z Londynu. Wielu pasażerów, wychodząc do sali przylotów, miało maski.
Loty dla Polaków, którzy chcą wrócić do ojczyzny po zamknięciu granic, organizują Polskie Linie Lotnicze LOT i Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
– Do samego końca była niepewność, czy uda mi się wrócić do Polski. Wracałem z USA przez Londyn. Miałem lecieć liniami British Airways, ale lot z Londynu do Warszawy został odwołany. W ostatniej chwili ktoś mi kupił bilety na ten specjalny lot – relacjonował Wojciech Dziewit z Radomia. W USA był w odwiedzinach. Miał wracać dopiero za dwa tygodnie, ale w związku z zamknięciem granic przerwał urlop i postanowił wrócić do Polski.
– Mieliśmy wracać w niedzielę lotem Ryanairu, ale został odwołany. Na szczęście sprawnie udało nam się zarezerwować lot specjalny – mówili Łukasz i Tomasz. Obaj mieszkają i pracują w okolicach Peterborough we wschodniej Anglii. Jak stwierdzili – na Wyspy wrócą dopiero, jak się sytuacja unormuje.
Godzinę wcześniej na Lotnisku Chopina wylądował ostatni rejsowy samolot LOT-u z Chicago. Pasażerowie opowiadali nam, że po wylądowaniu sprawdzono im temperaturę.
Nerwowo na Zachodnim
Gorsze nastroje panowały wczoraj na dworcu autobusowym Warszawa Zachodnia. Setki osób, głównie Ukraińców, chcą wrócić do swojego kraju, ale kursy są opóźnione lub odwołane. Są zdezorientowani. Gdy byliśmy tam przed południem, siedzieli na torbach i walizkach w hali dworca, na peronach, do których z rzadka podjeżdżał autobus, a nawet na trawnikach. Niektórzy spędzili tu nawet 48 godzin. Do Czerniowiec na Ukrainie od soboty stara się wyjechać pani Marina. Za trzy dni – 18 marca – kończy się ważność jej polskiej wizy.
– W kasie na dworcu Warszawa Zachodnia powiedzieli, że biletów w tamtym kierunku nie ma na dziś, jutro i pojutrze. W końcu jednak znalazł się jeden, ze zwrotów, do miasta Chmielnicki. Kupiłam go. Miałam jechać autobusem PKS, który rusza z Gdyni, a w Warszawie powinien być o godzinie 3.10 w nocy z niedzieli na poniedziałek. Ale jakiś młody człowiek przyniósł wiadomość, że ten kurs może zostać odwołany. Kobieta w kasie biletowej nie była w stanie tego potwierdzić. Nie mogła się skontaktować ani ze swoim kierownikiem, ani z kierowcą tego autobusu – relacjonuje pani Marina. – Co mam robić? Oddać ten bilet czy nie? O 16 zamykają kasy biletowe i idą do domu. A co z nami? – pytała bezradnie.
Puste kościoły, pełne lasy
Od kiedy w ostatni piątek ogłoszony został w Polsce stan zagrożenia epidemicznego, w zgromadzeniach nie może brać udziału więcej niż 50 osób. Zakaz dotyczy także udziału w zgromadzeniach o charakterze religijnym, czyli uczestnictwa w mszach. Byliśmy wczoraj w kościele pw. św. Michała Archanioła przy ul. Puławskiej. We mszy uczestniczyło kilkanaście osób. Nikt nie stał przed wejściem i nie liczył wiernych, nie było takiej potrzeby. W kościele jezuitów pw. św. Andrzeja Boboli przy ul. Rakowieckiej postanowiono w ogóle nie odprawiać mszy z udziałem wiernych.
– Nie jesteśmy w stanie spełnić wymogów bezpieczeństwa, wynikających z konieczności ograniczenia liczebności zgromadzenia w naszym sanktuarium do nie więcej niż 50 osób. Podjęliśmy ją po szerokich konsultacjach w gronie jezuitów oraz pytając o opinie lekarzy i osoby kompetentne. Bardzo prosimy o przyjęcie tej decyzji w zaufaniu – poinformowali jezuici.
W archikatedrze św. Jana na przedpołudniowej mszy było 17 osób. Na mszy w kościele św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu było 15 osób. Jako pierwsi w Warszawie decyzję o zamknięciu kościoła podjęli służewscy dominikanie.
Ulice miasta były wczoraj opustoszałe. Zapełniły się za to alejki w parkach i ścieżki w lasach.+