Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Czy epidemia wygasa?
Minister zdrowia chwali Mazowsze i stawia je w kontrze do tego, co dzieje się na Śląsku. Czy rzeczywiście epidemia w Warszawie i okolicach wygasa? Eksperci są mniej optymistyczni.
– Gdyby nie zakażenia koronawirusem na Śląsku, mielibyśmy tendencję spadkową – powtarza minister zdrowia Łukasz Szumowski. Ocenia, że krzywa nowych zachorowań w Polsce – prócz Śląska – zaczyna spadać. I powołuje się na woj. mazowieckie, gdzie liczba nowych zachorowań stabilizuje się. Czy rzeczywiście epidemia tu wygasa?
Od początku maja liczba nowych zgonów na Mazowszu waha się od zera do czterech dziennie. Dla statystyki ważniejsza jest jednak liczba nowych zachorowań. Ta również na Mazowszu wydaje się stabilizować. Przez kilka majowych dni nie wynosiła mniej niż 20, nie więcej niż 40. Czy z tych liczb możemy snuć optymistyczne wnioski?
Chorych wciąż przybywa
Wirusolog dr Tomasz Dzieciątkowski jest sceptyczny. Powołuje się na współczynnik R, czyli współczynnik reprodukcji wirusa, inaczej zwany wskaźnikiem zakaźności. Mówi on o tym, ile kolejnych osób średnio zarazi jedna osoba z koronawirusem. – W Polsce ten współczynnik jest na poziomie 1,03–1,04, czyli wciąż powyżej jednego, co oznacza, że chorych będzie przybywać – mówi dr Dzieciątkowski i poleca spojrzeć na krzywą zachorowań. – Nie ma ona kształtu dzwonu, w którym jest peak i za chwilę spadek. Nasza krzywa weszła w fazę plateau, czyli w płaski obszar przebiegu. Liczba zachorowań jest względnie stała, ale chorych przecież wciąż jest coraz więcej. Nie możemy więc powiedzieć, że epidemia wygasa – zauważa dr Dzeciątkowski.
Epidemiolog dr Ernest Kuchar również jest ostrożny z wyciąganiem wniosków ze statystyk z kilku dni. – Pamiętajmy, że zaledwie trzy dni temu padł rekord. 12 maja zgłoszono 595 nowych zachorowań – przypomina dr Kuchar.
Idąc tropem rozumowania ministra, zwracam uwagę, że 401 z nich odnotowano w woj. śląskim. – To nie ma znaczenia. Polska jest zwartym, w dodatku niezbyt dużym i dość jednolitym krajem – podkreśla dr Kuchar.
Wzorem Szumowskiego nie powinniśmy więc wycinać ze statystyk Śląska?
– To, że jest dużo zachorowań na Śląsku, a mało na Mazowszu, może bardzo szybko się zmienić. Wystarczy, że górnicy przyjadą z manifestacją do stolicy. Albo po prostu odwiedzą swoje rodziny czy znajomych w innych miastach. Póki jest się od kogo zakażać, będziemy się zakażać, bo nasza populacja wciąż jest w ogromnej większości na to podatna – mówi dr Kuchar.
Zdani na łaskę wirusa
Podobnego zdania jest dr Dzieciątkowski. – Należy być ostrożnym optymistą. Nie obwieszczać zwycięstwa nad koronawirusem, póki nie mamy leków i szczepionki. Wciąż jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę patogenu – zauważa. I przewiduje, jak może rozwinąć się obecna krzywa zachorowań. – Liczba nowych zachorowań może zacząć spadać, ale może też trwać przez jakiś czas. Może się też zdarzyć, że liczba nowych zakażeń gwałtownie wzrośnie. Tak było we Francji po wyborach. Krzywa była wypłaszczona i nagle poszybowała do góry, bo wszyscy spotkali się w lokalach wyborczych – zauważa dr Dzieciątkowski. Dodaje: – Robimy za mało testów. Im więcej będziemy testować, tym więcej dowiemy się o tej epidemii.
Dr Kuchar zwraca uwagę, że faza zachorowań na Mazowszu może być przesunięta. – Tu wirus pojawił się szybko, bo mamy największe lotnisko, mieszkają tu liczni Chińczycy, są pracownicy ambasad i firm zagranicznych, ludzie masowo podróżują. Jestem przekonany, że pierwsze przypadki zakażenia SARS-CoV-2 pojawiły się dużo wcześniej niż w połowie marca. Interniści już w styczniu mówili o przypadkach ciężkiego zapalenia płuc, tylko nie robiliśmy wtedy testów, więc koronawirusa nie dało się potwierdzić. Być może epidemia na Mazowszu jest przesunięta w czasie w stosunku do reszty kraju. Czy to oznacza, że najgorsze za nami? A kto powiedział, że będzie tylko jedna fala zachorowań?
+