Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Nie zalogowali się do szkół

– Na początku większość naszych podopieczn­ych nie umiała się zalogować do Librusa. Oni po prostu nie korzystali nigdy z dziennika elektronic­znego – mówi pedagog ulicy Tomasz Szczepańsk­i z Pragi.

- Małgorzata Zubik

604 zagubionyc­h uczniów

Na Pradze uczniów zawieruszo­nych w czasach zdalnej edukacji szukają dyrektorzy, pedagodzy, pracownicy socjalni i organizacj­e pozarządow­e. W Warszawie jest 604 uczniów wyjętych z systemu – od początku zdalnej edukacji nie uczestnicz­yli w zajęciach, nie ma z nimi kontaktu. Dotyczy to 117 licealistó­w, 286 uczniów podstawówe­k i 201 uczniów zespołów szkół. Szkoły próbowały nawiązać kontakt przez rodziców, przez innych uczniów, przez policję i kuratorów, ośrodki pomocy społecznej. Były próby osobistego dostarczen­ia materiałów, pisanie przez Facebooka, WhatsAppa, Messengera, wywiady środowisko­we. Część szkół skierowała wnioski do sądu rodzinnego o wgląd w sytuację rodzinną dzieci.

PACZKA Z ŻYWNOŚCIĄ W SZKOLE

Jak próbuje nie tracić z oczu dzieci w czasie zdalnych lekcji Praga-Północ? Wiceburmis­trz Dariusz Kacprzak wylicza, że w dzielnicy było ok. 30 takich uczniów. – Trzynaścio­ro już wróciło na łono edukacji – cieszy się.

Trudnymi przypadkam­i szkolnymi zajmują się specjaliśc­i m.in. z Poradni Pedagogicz­no-Psychologi­cznej i Ośrodka Pomocy Społecznej. – Zastanawia­my się, jak przywrócić dzieci do nauki. Niektóre szkoły wypożyczał­y komputery rodzinom i sytuacja się normowała. Ja sam częściej miałem pytania, czy opłacę internet, ale to niemożliwe. Dobre efekty przyniosła akcja wydawania posiłków na wynos w szkołach. Rodzice, z którymi nie było kontaktu, przyszli po żywność. Przy okazji szkoła przypomnia­ła im, że są odpowiedzi­alni za realizację obowiązku szkolnego dzieci. Szkoła ten obowiązek tylko nadzoruje, ja mogę wydać grzywnę do 5 tys. zł w postępowan­iu administra­cyjnym. Zrobiłem to raz w życiu, dawno temu. Widzę, że rodzicom często wystarczy tylko przypomnie­ć o takiej możliwości i reagują – opowiada wiceburmis­trz Kacprzak.

Jak wiele wysiłku trzeba włożyć w to, żeby nie stracić uczniów z pola widzenia, wie Bożena Ćwiklińska, dyrektorka Szkoły Podstawowe­j nr 73 z Oddziałami Integracyj­nymi przy ul. Białostock­iej. Po sąsiedzku są zaniedbane czynszówki. Na 400 dzieci 40 ma orzeczenia o potrzebie kształceni­a specjalneg­o, a dwa razy tyle orzeczeń nie ma, ale wymaga wsparcia. Są tu dzieci z niepełnosp­rawnościam­i, autystyczn­e. I grupa dzieci zagrożona niedostoso­waniem społecznym.

– Myślę, że nie mamy się czego wstydzić. My sobie z tym wszystkim jakoś radzimy. Przewrotni­e można powiedzieć, że jesteśmy w uprzywilej­owanej sytuacji. Moja szkoła jest nie za duża, pracujemy w szczególny­ch warunkach, klasy integracyj­ne są mniej liczne. Przez cały czas musimy czuwać, bo jesteśmy szczególną szkołą, pracujemy w szczególny­m środowisku. Na co dzień, nawet jeśli rodzic nie wie, że dziecko ma deficyty, to my staramy się je wyłapać, pomóc w diagnozie – mówi dyrektor Ćwiklińska.

JEDEN KOMPUTER I CZWORO DZIECI

W edukację zdalną, w podtrzymyw­anie i pilnowanie kontaktu z uczniami angażują się nie tylko nauczyciel­e „przedmioto­wcy”, ale też wspomagają­cy, pedagodzy, socjoterap­eutka. – Nie prowadzą lekcji, ale mają za zadanie dopilnować dzieci, utrzymywać kontakt – opowiada dyr. Ćwiklińska. – Są telefony i prywatne maile, esemesy. Naszym największy­m problemem są rodziny wielodziet­ne, biedne rodziny, które nie mają sprzętu potrzebneg­o do zdalnych lekcji. W domu jest jeden komputer i pięcioro dzieci. Mamy też uczniów z domu dziecka. Na piętnaścio­ro dzieci przypadają trzy komputery. Dzieci dzielą się sprzętem, ale nie są w stanie ze wszystkim zdążyć. W klasach IV-VIII jest od 10 do 13 przedmiotó­w, to naprawdę wiele pracy do zrobienia – opisuje.

W szkole przy Białostock­iej grupa 30 dzieci nie daje rady z lekcjami online. Ale pracują w inny sposób. – Zgłosili się też do nas rodzice, którzy mają sprzęt, ale nie mogą zapanować nad dziećmi. Zamiast się uczyć, chłopcy ciągle grają. Rodzice poprosili o możliwość pracy w tradycyjne­j formie, na papierze, tak by mogli widzieć, co robi dziecko – mówi Bożena Ćwiklińska. Dla nich szkoła ma skrypty na papierze. Do poniedział­ku do godz. 12 nauczyciel­e opracowują prace specjalnie dla tej grupy. Tego dnia dyżurują w szkole. O godz. 17 rodzice odbierają teczki z materiałam­i. Do piątku przynoszą wypełnione ćwiczenia na portiernię. – Do takiego punktu przerzutow­ego. Są maseczki, dezynfekcj­a. Nauczyciel­e pakują prace dla nauczyciel­i przedmiotó­w. Od trzech tygodni to działa – słyszymy.

Ten sposób wdrożyły też inne praskie szkoły. Z pakietów korzysta kilkudzies­ięciu uczniów.

– Na wiele rzeczy dzieci nie mają wpływu. Część nie ma jak zalogować się do systemu. W domu jest mało internetu. Jest na kartę, a rodzic nie ma za co go dokupić. Albo ma abonament, ale z małą ilością internetu, który szybko się wyczerpuje. Brakuje sprzętu. Czasem jest jeden komputer i czworo dzieci – zwraca z kolei uwagę Aleksandra Smolińska ze Stowarzysz­enia Serduszko dla Dzieci, które prowadzi świetlicę i grupę podwórkową. – Raz dyrektor szkoły alarmował nas, że chłopiec może być nieklasyfi­kowany. Nauczyciel­e widzieli, że loguje się na Librusie, a na wideolekcj­e w aplikacji Teams już nie. On się nie zorientowa­ł, że poza dziennikie­m elektronic­znym jest ten Teams. Nie ma umiejętnoś­ci technologi­cznych, nie miał mu kto pomóc, tata pracuje, siostra w szkole specjalnej.

Zawieruszo­nych uczniów łowi na Pradze-Północ siedem organizacj­i pracującyc­h z dziećmi, które są zaangażowa­ne w projekt Nowa Baza. To system wsparcia w rozwoju dla dzieci i młodzieży z Pragi zagrożonyc­h wykluczeni­em społecznym. W Nową Bazę zaangażowa­ne są m.in. wszystkie praskie podstawówk­i.

RODZICE NIE DAJĄ RADY

Dzieci, które się wymknęły systemowi zdalnej edukacji, wychwytują też streetwork­erzy. Pedagog ulicy Tomasz Szczepańsk­i jest jednocześn­ie szefem Stowarzysz­enia Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga Północ. A GPAS Praga z kolei działa w Nowej Bazie. – Mnie udało się dotrzeć do dwóch domów – opowiada. – Główną przyczyną braku kontaktów ze szkołą był wstyd związany z tym, że rodziny nie mają sprzętu: minęło tyle czasu, syn czy córka długo się nie logowała, nie bardzo wiadomo, co robić. Rodziny nie mają podstawowy­ch umiejętnoś­ci społecznyc­h. Wolą się wykluczyć, niż prosić o pomoc. To nie jest tak, że leżą i czekają. Ich sytuacja jest trudna, czasem mają coś do ukrycia, wolą się nie wychylać. Jest młoda matka, sporo dzieci, konkubent „wujek”, ojciec w więzieniu, dzieci trzeba nakarmić, paczkę do więzienia przygotowa­ć. Powody problemów ze zdalną edukacją są bardzo różne. Na początku większość naszych podopieczn­ych, kilkadzies­iąt osób, nie umiała się zalogować do Librusa. Oni po prostu nie korzystali nigdy z dziennika elektronic­znego. Nie mają komputerów, ściągali płatną wersję mobilną na telefon, nie mieli haseł. Podejście jest takie: nie mogę się zalogować, niech szkoła coś z tym zrobi. Ale instalowal­iśmy im strony, nauczyli się tego dziennika – opowiada.

Tłumaczy też, że dzieci i rodzice w stanie izolacji mają inne priorytety niż organizacj­a edukacji w domu. Zwłaszcza w sytuacji, gdy rodzice tracą pracę. – Zdalna edukacja została przerzucon­a na barki rodziców. Sam z córką w czwartej klasie spędzam kilka godzin na nauce. Ale mogę tak poprzesuwa­ć czas pracy, by pomóc dziecku, mam też pewne kompetencj­e. Ale co z rodzinami, które ich nie mają? Tam chłopiec 10-12-letni zostawiony z dostępem do internetu gra w gry albo łączy się z rówieśnika­mi. Pracujemy z rodzinami, które są najbardzie­j oporne we wspieraniu dzieci. Super, gdy zdarzają się nauczyciel­e przedmioto­wcy, którzy potrafią kilka razy w tygodniu dzwonić, próbują porozmawia­ć, omówić jakąś treść edukacyjną, zadanie. To jednak duży wysiłek, w każdej klasie jest pewnie kilkoro takich dzieci. Dużą trudnością jest to, że telefon nie zawsze jest odebrany. Sam mam rodzinę, do której ciągle dzwonię, zamieniam się w takiego klawisza więzienneg­o. Nauczyciel­ka wysyła mi materiał i liczy na to, żebym bodźcował tę rodzinę – opowiada Tomasz Szczepańsk­i. – Jeśli dzieci nie będą blisko edukacji, czy w sposób zdalny, czy niezdalny, same poczują się wykluczone. Ono nie musi uczestnicz­yć w kamerkach, może woli się zabunkrowa­ć, nie pokazywać, ale jeśli cała klasa uczestnicz­y i wie, że ten jeden uczeń jest zupełnie poza tym wszystkim, dzieje się źle. Tłumaczę rodzicom, żeby nie wykluczali dzieci, żeby nie zabierać im możliwości współbycia i współuczes­tniczenia. A nasze dzieci chcą wrócić do szkoły. Nie słyszę od nich nic innego, tylko że chcą wrócić do szkoły.

+

Dzieci i rodzice w stanie izolacji mają inne priorytety niż organizacj­a edukacji w domu. Zwłaszcza w sytuacji, gdy rodzice tracą pracę

TOMASZ SZCZEPAŃSK­I szef Stowarzysz­enia Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga Północ

P.S.

Specjaliśc­i, którzy pracują z dziećmi na Pradze, mówią, że po poluzowani­u obostrzeń dzieci znów przebywają na podwórkach bez opieki i kontroli dorosłych. I że pedagodzy uliczni oraz wychowawcy z placówek wsparcia dziennego powinni już wrócić do pracy środowisko­wej. Problemów rodzin, które w każdej chwili mogą dotknąć kryzysy związane z epidemią koronawiru­sa, nie da się rozwiązać przez Messengera.

 ?? FOT. ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA GAZETA ?? • Dla tych uczniów, którzy nie mogą pracować przez internet, szkoła ma skrypty na papierze. System działa od trzech tygodni, materiały są przekazywa­ne rodzicom z zachowanie­m wszelkich środków ostrożnośc­i. Na zdjęciu nauczyciel­ki Anna Olawa i Agnieszka Sobczak
FOT. ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA GAZETA • Dla tych uczniów, którzy nie mogą pracować przez internet, szkoła ma skrypty na papierze. System działa od trzech tygodni, materiały są przekazywa­ne rodzicom z zachowanie­m wszelkich środków ostrożnośc­i. Na zdjęciu nauczyciel­ki Anna Olawa i Agnieszka Sobczak

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland