Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Bo wyszedł z domu bez maseczki
16-letni Witek wyszedł sam do sklepu po zakupy. A co gorsza – bez maseczki. Takimi sprawami muszą zajmować się sądy podczas epidemii koronawirusa.
Wiele z wprowadzanych przez rząd obostrzeń w związku z epidemią koronawirusa wywoływało kontrowersje. Ale ten zapis był chyba krytykowany najgłośniej. 31 marca premier ogłosił, że młodzi ludzie do 18. roku życia nie będą mogli opuszczać domu bez dorosłych opiekunów. Doszło do tego, że 17-latek nie mógł wyjść na spacer z psem, a 16-latek – po zakupy. Po trzech tygodniach rząd zrezygnował z tego ograniczenia. Od 20 kwietnia nastolatkowie powyżej 13. roku życia mogli już przemieszczać się sami.
Dzień przed zniesieniem obostrzeń 16-letni Witek wyszedł do sklepu. Wszystko działo się we wsi w okolicach Zakopanego, gdzie jego rodzice mają domek. Na co dzień mieszkają na warszawskiej Pradze. – Rodzice byli w domu. Wyskoczyłem tylko na chwilę, bez maseczki – opowiada Witek. Zatrzymał go patrol lokalnej policji. – Kazali wsiadać do radiowozu. Mówili, że mnie gdzieś wywiozą. Takie żarty, ale mi nie było do śmiechu – mówi.
Policjanci przywieźli nastolatka do rodziców. – Dopiero pod domem spisali dane syna. Przekazali nam, że skończy się na pouczeniu, nie będzie mandatu – relacjonuje pani Ludwika, mama 16-latka. A jednak w skrzynce znaleźli potem pismo z wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego dla Pragi-Północ. W kopercie było postanowienie z uzasadnieniem. A tam informacja, że sprawa dotyczy nieletniego, „wobec którego istnieje podejrzenie, że przejawia oznaki demoralizacji, gdyż 19 kwietnia wyszedł z domu bez założonej maseczki ochronnej i bez nadzoru osoby dorosłej”. Sąd w tej konkretnej sprawie postanowił nie wszczynać postępowania na podstawie art. 21 par. 2 Ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich. – Nie rozumiem, dlaczego produkuje się pisma w takich sprawach, dlaczego angażuje się do tego sądy. Sprawa została wyjaśniona na miejscu – mówi pani Ludwika.
Ta sytuacja nie dziwi jednak sędziów orzekających w sądach rodzinnych. – Policja przesyła do nas wszystkie informacje o incydentach z udziałem nieletnich. Gdy policjanci zobaczą dziecko palące papierosy przy sklepie, wysyłają do sądu notatkę z prośbą o wgląd w sytuację rodzinną dziecka. Ostatecznie to sąd, a nie policja decyduje, czy mamy do czynienia z demoralizacją. Nie zawsze ingerencja sądu jest potrzebna. Pamiętajmy, że cała ustawa jest napisana w ten sposób, by młodego człowieka nie karać, tylko go cały czas wychowywać – opowiada mi Lidia Sobotka-Paczuska, sędzia wydziału rodzinnego i nieletnich w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Woli.
Podczas epidemii koronawirusa policjanci z garnizonu stołecznego wysłali już ponad 1,3 tys. wniosków do sądów o ukaranie z artykułu 54 Kodeksu wykroczeń (wobec osób, które nie przyjęły mandatów). Blisko 200 z nich dotyczyło „niestosowania się do obowiązku zasłaniania nosa i ust”. Policja nie prowadzi jednak statystyk, ile spraw trafiło konkretnie do sądów rodzinnych.
l