Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Biura do przebudowy, na ka
W epoce zdalnej pracy, która nieuchronnie nadchodzi, w Warszawie nie potrzeba tylu biurowców. Połowa z nich jest zbędna. Za to potrzebny jest rynek na Kabatach, w Wilanowie, na każdym osiedlu, bo coraz bardziej cenimy lokalność.
Jak pandemia zmienia Warszawę
WOJCIECH TYMOWSKI: Jak pan znosi życie w rygorach pandemii? WOJCIECH KOTECKI: – Najpierw była panika, ale okazało się, że zdalna nauka i praca są możliwe. Owszem, z komunikacją wirtualną jest trochę trudniej, dzieci nie spotykają się z rówieśnikami, ale oprócz wad widzę zalety. Dzieci muszą być bardziej samodzielne. Zobaczyły też, jak wygląda moja praca, a ja widzę, jacy oni są jako uczniowie i uczennice. Dom jest teraz miejscem do życia, nie tylko do nocowania.
Wcześniej całe dnie był pan poza domem?
– Tak jak chyba większość z nas. O siódmej się wychodzi, siada do kolacji o 19. Teraz życie zawodowe i domowe się przenikają. W firmie każda z 50 osób pracuje zdalnie i jest bardziej autonomiczna w tym, co robi, wytworzył się bardziej zdecentralizowany sposób działania. Pandemia to wymusiła. Ale kiedy minie, już nie wrócimy do takiej pracy jak kiedyś. Być może w połowie będziemy funkcjonować w systemie zdalnym.
To wywraca naszą dotychczasową rutynę.
– Tak. Mieszkam w Komorowie, podwarszawskim mieście ogrodzie. Życie tam jest bardzo przyjemne, ale dojeżdżanie do centrum Warszawy obciążające. Teraz dzięki internetowi miejsce pracy i nauki można mieć w centrum, a jednocześnie żyć w mieście ogrodzie.
Ludzie to już wiedzą. Rośnie zainteresowanie projektami domów jednorodzinnych i kupnem takich domów. Będziemy jeszcze bardziej uciekać na przedmieścia?
– Ostatnie trzy dekady to rozwijanie idei gęstego, zintensyfikowanego supermiasta. Teraz – z powodu strachu przed pandemią i rozwoju pracy zdalnej – nastąpi przynajmniej zachwianie tego kierunku. Bo po co mam mieszkać w Londynie, gdzie jest drogo, kiedy mogę pracować w Londynie, a mieszkać w Komorowie? Można spodziewać się korekty trendu, czyli decentralizacji. Na dłuższą metę będzie powodowana nie lękiem przed epidemią, ale rachunkiem ekonomicznym.
MNIEJ BIUROWCÓW, A MOŻE I SZKÓŁ
Co będzie się działo?
– Myślę, że wielu z nas nie wróci już na stałe do biur. Przy prostym założeniu, że pracujemy połowę czasu w domu, a połowę w miejscu pracy, biura będą mieć połowę dotychczasowych pracowników, bo reszta na stałe albo rotacyjnie będzie pracować z domu. To dla firm dużo mniejsze koszty. Dla pracownika też, bo nie muszę się elegancko ubierać, tracić czasu czy pieniędzy na paliwo. W efekcie potrzebujemy o połowę mniej biurowców. Przy założeniu, że do szkoły chodzimy tylko pół tygodnia, bo uczymy się też zdalnie, będziemy potrzebować także o połowę mniej szkół albo będziemy mogli umieścić dwie szkoły w jednym budynku. Będzie mniej ludzi w centrum, mniej samochodów.
Część z nas straci źródło utrzymania.
– To wyzwanie, z którym ludzkość będzie musiała się zmierzyć. Częściowa wirtualizacja naszego życia to może być metoda na zmniejszenie konsumpcji i ochronę zasobów naturalnych, które jak wiemy, nie są nieskończone.
Ale jeśli będziemy się przenosić na przedmieścia, to zagarniać będziemy te zasoby.
– Nowe rozlewanie się miast może mieć też wymiar wirtualny, niemający nic wspólnego z kolonizacją kolejnych terenów. W Warszawie większość mieszkańców to napływowi. Wielu jest związanych z miejscowościami, z których pochodzą. Dobrze się czują w Ostrołęce czy Radomiu, tam mają rodziny. Mówią: Byłoby fajnie, jakbyśmy mogli pracować w naszej firmie, a mieszkać u siebie, gdzie mamy rodzinę, czujemy się dobrze. Bo przyspieszony przez pandemię rozwój pracy zdalnej daje taką możliwość: mieszkać w rodzinnych stronach i tworzyć projekty w renomowanej warszawskiej pracowni architektonicznej.
A czy da się zaprojektować tak centra miast, by były dobre jako miejsca spotkań, a jednocześnie wymuszały czy ułatwiały utrzymanie społecznego dystansu? Od wybuchu pandemii czytam opinie, że należy planować większe przestrzenie i budynki, zmieniać to, co jest. To w ogóle realne?
– Można próbować, ale wydaje mi się, że tego typu narzędzia projektowe są daleko niewystarczające, by zmienić nasz sposób bycia – ludzi, którzy mają rozwiniętą potrzebę kontaktu. Bardziej wierzę w rozwiązania systemowe, takie jak model zdecentralizowanego miasta z lokalnymi centrami. W tym kierunku powinni iść urbaniści i architekci. Pomagać kształtować w granicach miast centra lokalne, gdzie żyją wspólnoty sąsiedzkie. Szukać lokalności, ograniczając migrację w większej skali. To tabletka na wywoływane przez pandemię lęki przed zagęszczonym centrum.
Na każdym osiedlu rynek?
– W naszej pracowni powstał projekt warszawskiej dzielnicy społecznej, która ma powstać na Woli. Chcieliśmy, aby to był model, który pokazuje przyszłość mieszkalnictwa. To wielofunkcyjne osiedle na 2,5 tys. mieszkańców, zrównoważone środowiskowo i społecznie. Codzienne potrzeby – pracy, zaopatrzenia, rekreacji, leczenia – mieszkańcy zaspokajają na miejscu, w zasięgu ruchu pieszego. Naszym celem było ograniczenie niepotrzebnych wyjazdów do centrum. W takiej dzielnicy 80 proc. spotkań to kontakty z ludźmi z tego samego otoczenia. Odpowiadając na dzisiejsze potrzeby, to też mniejsze zagrożenia epidemiczne. Miasto powinno być policentryczne, z wieloma małymi centrami. Rynek na Kabatach, w Wilanowie, na każdym osiedlu. Taką lokalność ludzie zaczynają dziś cenić, niezależnie od pandemii.
CENTRA LOKALNE ZAMIAST HANDLOWYCH
Galerie handlowe już tak nie przyciągają.
– Kiedyś miasta były o wiele brzydsze, a galerie handlowe wyglądały jak wyjęte z raju. Dziś wiara w przyszłość galerii jest coraz mniejsza. W naszej pracowni pracujemy nad transformacją centrów handlowych w centra lokalne. Te, które powstały w polu, potem obrosły miastem, są idealnymi miejscami na takie zmiany, ale powinny wyglądać bardziej jak normalne miasto: handel nadal, ale z ulic, miejsca pracy w biurach, mieszkaniówka, w tym na wynajem. To przyszłość i to już się dzieje. Myślę, że dotyczy to większości centrów handlowych, które nie przechodziły remontów w ciągu ostatnich pięciu lat. Fort Wola jako wyłącznie centrum handlowe raczej się nie podniesie, centrum z Tesco na Kabatach będzie przebudowane. To szansa dla właścicieli obiektów, by tchnąć w nie nową energię, i lepsza oferta dla mieszkańców.
Jaka będzie przyszłość biurowców? Czy są bezpieczne? W korporacjach już pojawiły się wytyczne, by pracownicy poruszali się w open spasie w jednym kierunku, by się nie mijać
A jaka jest szansa dla biurowców?
– Projektanci i gospodarze biurowców zastanawiają się, jaka będzie ich przyszłość. Jak będą urządzone? Czy są bezpieczne? Czy wprowadzić w nich nowe reguły zachowania? W wielkich korporacjach już pojawiły się wytyczne, by pracownicy poruszali się w open spasie w jednym kierunku, by się nie mijać.
W ostatnich latach mieliśmy w Warszawie kosmiczny wzrost ilości powierzchni biurowej. Teraz się zastanawiamy, czy biurowiec Varso, jako najwyższy budynek w kraju, zostanie po prostu pomnikiem minionej hossy. Co zrobimy z pustostanami? Czy będą adaptacje? U nas, niestety, wciąż taniej budować, niż zaadaptować. Potrzebna jest pilna zmiana przepisów umożliwiających adaptację budynków na inną funkcję. Trzeba napisać prawo to ułatwiające, aby tanio można było przerobić biura, np. w Mordorze, na dostępne mieszkania. To również recepta na mądre zarządzanie zasoba
Aby praca i nauka zdalna były na stałe możliwe, mieszkania muszą być większe