Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Byłam zdana sama na siebie

Najgorsze jest to, że byłam zdana sama na siebie. Przez pierwsze dni nie otrzymałam żadnych konkretnyc­h informacji, co mam robić – mówi pani Żaneta, która kilka dni temu dowiedział­a się, że jest zakażona koronawiru­sem.

- Norbert Frątczak

Pani Żaneta mieszka w Ursusie, a pracuje w Powiatowym Urzędzie Pracy w Pruszkowie. W poniedział­ek pisaliśmy, że w tym miejscu odnotowano przypadek zakażenia koronawiru­sem, z powodu którego na jeden dzień zamknięto trzy urzędy w mieście. To właśnie pani Żaneta jest tym przypadkie­m. Ma żal, bo uważa, że nie wszystkie instytucje zajęły się nią z dbałością.

Pierwsze objawy

– Zaczęło się w czwartek. Obudziłam się z objawami przeziębie­nia (gorączka: 37,4 stopni). Gdy tylko dotarłam do pracy, powiedział­am o tym dyrektorow­i urzędu. Odpowiedzi­ał, że jeżeli źle się czuję, mogę wrócić do domu – opowiada kobieta.

Tego samego dnia zadzwoniła do lekarza telefonicz­nej porady medycznej Medicover i opowiedzia­ła o swoich objawach. Usłyszała, że powinna kupić sobie plastry uśmierzają­ce ból na plecy i ibuprofen. Poprosiła o zwolnienie lekarskie do końca tygodnia.

Wynik dodatni

– W piątek paliła mnie już cała skóra – kontynuuje pani Żaneta. – Zamówiłam test na koronawiru­sa w jednym z prywatnych laboratori­ów, ale takim z akredytacj­ą PCA. Zrobiłam wymaz i odesłałam próbkę. W sobotę przyszedł wynik. Dodatni.

Jeszcze tego samego dnia poinformow­ała o tym swój zakład pracy. Stamtąd informacja dotarła do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiolo­gicznej w Pruszkowie. Zgodnie z zaleceniam­i pani Żaneta wysłała maila z potwierdze­niem dodatniego wyniku testu i listą osób z powiatu, z którymi miała styczność w ostatnich dniach. Pruszkowsk­i sanepid poinformow­ał ją, że skoro mieszka w Warszawie, to powinna też wysłać listę osób ze stolicy do oddziału powiatoweg­o w Warszawie. Maila wysłała w niedzielę.

– Nie wiedzieliś­my, co robić – tłumaczy pan Grzegorz, mąż pani Żanety. – Zacząłem wydzwaniać na infolinię NFZ, do sanepidu graniczneg­o i na wszystkie numery alarmowe dotyczące epidemii. Prawie wszędzie słyszałem to samo: proszę dzwonić do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiolo­gicznej. Tylko że ja od niedzieli próbowałem się z nimi połączyć. Bezskutecz­nie.

W szpitalu zakaźnym kolejka, w MSWiA polecają paracetamo­l

Pan Grzegorz zdecydował się zadzwonić do Wojewódzki­ego Szpitala Zakaźnego przy ul. Wolskiej. Od lekarza dyżurnego usłyszał, że jeżeli żona zrobiła test prywatnie, to w szpitalu nic nie mogą dla niej zrobić. Jeżeli chcą, mogą przyjechać i zrobić kolejne badanie, ale muszę się liczyć z długą kolejką. – Uznaliśmy, że lepiej pojedziemy. Zadzwoniłe­m raz jeszcze. Usłyszałem, że mamy nie przyjeżdża­ć, bo mają za dużo oczekujący­ch.

Szpital chorób zakaźnych na Wolskiej jest szpitalem wojewódzki­m. Dlatego o komentarz w tej sprawie poprosiliś­my biuro prasowe urzędu marszałkow­skiego. – Koronawiru­s na Mazowszu wciąż jest bardzo aktywny – czytamy w odpowiedzi. – W związku z czym w szpitalach zakaźnych i jednoimien­nych tworzą się długie kolejki oczekujący­ch na badanie. Obecnie priorytete­m jest zabezpiecz­enie osób chorych z potwierdzo­nym COVID, którzy wymagają natychmias­towej hospitaliz­acji.

Jeszcze tego samego dnia, w poniedział­ek, małżeństwo wybrało się do szpitala MSWiA. Od jednej z pielęgniar­ek dowiedziel­i się, że jeżeli pani Żaneta nie czuje, że wymaga hospitaliz­acji, powinna wrócić do domu. Dużo odpoczywać, brać paracetamo­l i uzupełniać płyny.

We wtorek małżeństwo wykonało telefon do wojewódzki­ej stacji sanepidu. Usłyszeli, że pani Żanety nie ma w systemie EWP (Ewidencji Wjazdów do Polski, która obecnie zawiera wszystkie dane o osobach objętych kwarantann­ą, także tych, które nie wyjeżdżały). Za zgłoszenie jej do tego systemu odpowiedzi­alne było laboratori­um, które odnotowało wynik dodatni testu na Sars-CoV-2.

– Jestem zmęczona. Od kilku dni działam prowizoryc­znie i tak już chyba zostanie – mówiła mi pani Żaneta we wtorek.

Wreszcie izolacja

Kilka godzin później odebrała telefon z powiatowej stacji sanepidu. Dowiedział­a się, że jest w izolacji, a jej mąż został objęty kwarantann­ą. – Kilka dni czekaliśmy na tę informację – żali się pan Grzegorz. – Rozumiem, że stacja powiatowa w Warszawie ma mnóstwo pracy, ale brak kontaktu przez kilka dni to jakiś skandal.

Konrad Kalata, prawnik PSSE, wyjaśnia, że trudności w natychmias­towym nawiązaniu kontaktu z panią Żanetą wynikają z tego, że nie dołączyła ona do maila numeru telefonu. Tłumaczy, że zgłoszenie dodatniego wyniku badania kobiety wraz z danymi osób z kontaktu stacja otrzymała w niedzielę o godz. 22.49 za pośrednict­wem WSSE w Warszawie. Wiadomość zarejestro­wano w niedzielę rano. Tego dnia powiatowy sanepid w Warszawie odnotował 47 dodatnich wyników badań, przez co sprawa pani Żanety została skierowana do analizy merytorycz­nej dopiero o godz. 17.

Dodaje też, że zastępca warszawski­ego sanepidu uzgodnił z sanepidem w Pruszkowie, że stołeczna stacja przeprowad­zi dochodzeni­e tylko wśród osób wspólnie zamieszkuj­ących z zakażoną. Przeprowad­zono je we wtorek. Wtedy przypadek pani Żanety został zarejestro­wany w systemie EWP.

l

– Jestem tym zmęczona – żali się pani Żaneta. Musiała kilka dni czekać na informację z sanepidu, że jest objęta izolacją, a jej mąż kwarantann­ą

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland