Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Zamknięty w domu nie przeżyję
Przed trzydziestką Adam poznał różne rodzaje kaca. Ale teraz leży w łóżku, gapi się w sufit, i myśli – bo nie pił, nie palił – a kac jest. – To nowy rodzaj – wyjaśni mi później. – Koronawirusowy kac.
Kowidowe lato nad Wisłą
Na schodkach głównie pije się browary, rzadziej wino i wódkę z przepojką. Pandemiczna impreza jest pod mostem, ale nie tym, co zwykle. Prawa strona Poniatowskiego i stare bulwary w tym roku przegrywają z nowymi przy Świętokrzyskim. Może chodzi o wygodę i bliskość metra.
CZYSTĄ ROZCIEŃCZAM COLĄ
Na prawo od mostu Świętokrzyskiego bulwary oblężone, tłumy w kolejce do toi toiów przed Placem Zabaw. Wieczorami i nocą bezpieczne odległości dwóch metrów czy choćby półtora metra między ludźmi są fikcją. Ledwo da się przejść bez ocierania o siebie. Na dokładkę na ścieżce pieszo-rowerowej wzdłuż rzeki gęsto mijają się: spacerowicze trzeźwi i pijani, rowerzyści, skejci, hulajnogiści, biegacze i rolkarze.
Na początku pandemii prezydent Rafał Trzaskowski wprowadził tymczasowy zakaz picia alkoholu nad rzeką. Jedni ten zakaz szanują, inni mają gdzieś, niektórzy dbają o pozory.
– Ja wódkę rozcieńczam colą i piję z butelki po coli – wyjaśnia Oliwia. Siedzi z koleżankami na wysokości Muzeum Sztuki Nowoczesnej. – A jeśli dostanę mandat, pierdolę, trudno. Z pracy zwolnili mnie w czerwcu. Przez ostatnie dwa lata byłam kelnerką i baristką w knajpach w Śródmieściu i na Powiślu, jestem po politologii. Nie mam kasy, nie pojadę na wakacje i dzisiaj chcę się napić nad rzeką. Mandat za picie to byłby mój najmniejszy problem.
I ZNIKŁA TA CAŁA KORONA
Imprezy w klubie przy Wale Miedzeszyńskim Adam nie planował. – Środa po godz. 22, relaksuję się na rowerze, a kolega pisze, że zapowiadają się tańce na powietrzu. Czyli bezpiecznie, myślę, poza tym premier odwołał pandemię – zauważa.
Impreza na Wale była jego pierwszą sytuacją towarzyską w czasach pandemicznych. – Wpadłem w stan euforii. O północy, gdy ludzie wyszli śmiało na parkiet, nie miałem żadnych wątpliwości, że wchodzę na parkiet z nimi! Piwo bezalkoholowe uderzyło mi do głowy! Znikły problemy, ta cała korona! Mam trudności zawodowe, relacyjne i mieszkaniowe. Natomiast tam tańczyłem i tańczyłem, o wszystkim zapomniałem. Niby mogłem jakiś podryw uskutecznić, ale zupełnie mi na tym nie zależało.
Przed trzydziestką Adam poznał różne rodzaje kaca. Po trzydziestce uznał, że nie potrzebuje dalszej edukacji. Dlatego dzień po imprezie na Wale leży w łóżku na Chmielnej nieswój, gapi się w sufit i myśli: „Nie piłem, nie paliłem, a kac jest”. – To nowy rodzaj – wyjaśni mi kilka dni później. – Koronawirusowy kac moralny. Obudziłem się z poczuciem niepokoju, że ta euforia środowego wieczoru mogła zakłócić odbiór sytuacji. Nie tańczyłem co prawda biodro w biodro, ale ze 30 osób na parkiecie było, bez maseczek.
Innym razem spacerował z kolegą wzdłuż bulwarów. Nie mieszkają z kolegą razem, nie trzymali się za ręce, ale dystansu też nie trzymali. – Obserwowaliśmy wieczór panieński na jednej z barek vis-à-vis Starego Miasta. Osiem dziewczyn, strasznie sztywno. Zastanawiałem się, czy to jest sztywniacki wieczorek po prostu, czy to efekt pandemii, że boją się do siebie zbliżyć – opowiada. – Niemniej leciało z tej barki „Single Ladies” Beyonce, więc potańczyliśmy sobie na brzegu.
CHCIAŁOBY SIĘ POPRZYTULAĆ
Aleksandra i jej znajomi z firmy piją drinki na plaży Żoliborz. – Nie całowaliśmy się na powitanie, nawet nie podaliśmy sobie ręki – zapewnia. – Nie pijemy z tej samej szklanki, a normalnie to byłaby szklanka wędrująca. Tam na parkiecie – wskazuje palcem na klubokawiarnię – ludzie się przytulają, ale to nie od nas. Nie wiem, może mieszkają razem.
Paweł z Powiśla: – Codziennie obserwuję tłumy nad Wisłą. Z jednej strony raduje się moje serce, bo chyba chcę się oszukać: skoro jest życie, to pandemia nie jest tak groźna. Z drugiej strony, na bulwarach widzę jak na dłoni, że ludzie wszystko olali i nie przestrzegają zasad. Odległości, dezynfekcja, maseczki. Jedna wielka ściema.
Adam: – Przechodzi mi przez myśl, że ktoś może mnie zarazić, ale staram się miarkować sytuację. – To znaczy? – dopytuję. – Minimalizować ryzyko, trzymać odległości, nawet w tańcu, często dezynfekuję ręce. Obrałem strategię, że muszę żyć. Zamknięty w domu nie przeżyję. Uważam, że na pierwszym miejscu jest zdrowie mentalne, ale to nie jest tak, że sobie hasam jak wesoły konik, bez refleksji. To nie jest normalne lato. Chciałoby się nie myć rąk spirytusem, chciałoby się odrobiny szaleństwa. Żeby się podotykać swobodnie z przyjaciółmi, przytulić. Wziąć łyk piwa z cudzego kubka, nie myśleć.
TO NIE SĄ TAŃCE JAK ZA DAWNYCH LAT
– Obserwowałem kolejne etapy tego procesu. Sam początek, gdy jeszcze życie nad Wisłą zahaczało o właściwy lockdown, a kluby nie działały wcale, później pojedyncze nieśmiało otwierały się w połowie maja. Gdy w kwietniu media głosiły, że „nad Wisłą są tłumy”, to się uśmiałem. Ci ludzie tłumów nad Wisłą nie widzieli – mówi bosman Ivan Piotr Ivanov, właściciel dwóch nadwiślańskich klubokawiarni Pomost 511 i Nowa Fala. – We wszystkich klubokawiarniach program kulturalny z powodu niepewności i trzech miesięcy koszmaru gastronomii oraz branży eventowej jest ostrożny i uszczuplony. A klient uboższy, patrząc po rachunkach i napiwkach. Ale nad Wisłą kowidowe lato jest i tak najmniej przykre, knajpy w innych częściach miasta mają gorzej. Wisły ludzie boją się mniej.
I dodaje: – Są tańce, ale to nie są tańce z poprzednich lat. Jeśli ktoś nie ma skali porównawczej, powie: nie ma kowidu nad Wisłą. Ale ja widzę, że ludzie nie są swobodni.
Obserwacje bosmana Ivanova potwierdza inspektor Jerzy Jabraszko z warszawskiej straży miejskiej. – Ludzi nad rzeką jest mniej niż w ubiegłych latach, widać, że wielu epidemia powstrzymała – ocenia. W okresie od 1 do 27 lipca straż wystawiła 67 mandatów za picie alkoholu nad rzeką, w tym 45 za samo spożycie i 24 za zakłócanie ładu i porządku publicznego. 7 osób zostało ujętych: 5 za bójki, 2 za spożycie narkotyków.+
To nie jest normalne lato. Chciałoby się nie myć rąk spirytusem, chciałoby się odrobiny szaleństwa. Podotykać się swobodnie z przyjaciółmi, wziąć łyk piwa z cudzego kubka, nie myśleć