Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Wojewoda wskaże, kto zarobi więcej

- Norbert Frątczak

Cztery tygodnie – przez taki czas pracownicy medyczni walczący z epidemią koronawiru­sa mogli mieć nadzieję na dodatek do wynagrodze­nia. W sobotę okazało się, że większość z nich tych pieniędzy nie zobaczy.

Tomasz, ratownik medyczny z Warszawy: – Może i z początku była jakaś nadzieja, ale teraz nikt z kolegów i koleżanek nawet nie podejmuje tego tematu.

Chodzi o obietnicę stuprocent­owego dodatku do wynagrodze­nia dla personelu medycznego zaangażowa­nego w walkę z koronawiru­sem. Sejm uchwalił go pod koniec październi­ka. Pieniądze mieli dostać jedynie pracownicy służby zdrowia oddelegowa­ni do zwalczania koronawiru­sa przez wojewodę, ale posłowie PiS przez przypadek przegłosow­ali poprawkę Senatu, według której przysługuj­ą wszystkim. Ustawę prezydent podpisał 3 listopada. Podwyżek jednak nie było, bo nie opublikowa­no jej w Dzienniku Ustaw. Rząd chciał, by parlament uchwalił najpierw ustawę naprawczą, której celem była – jak to określano – „konwalidac­ja błędu”. W sobotę za przyjęciem skorygowan­ej ustawy zagłosował­o 231 posłów PiS, przeciw – 219 ze wszystkich klubów opozycji. Grupa beneficjen­tów – tak jak chciał rząd – zostanie zawężona do medyków kierowanyc­h do walki z epidemią przez wojewodę.

Jeszcze przed jej naprawieni­em ustawa pomijała część pracownikó­w szpitali zaangażowa­nych w walkę z epidemią. – Te pieniądze powinny być dla wszystkich, a nie tylko dla wyższego szczebla – mówiła mi w piątek M. (prosi o anonimowoś­ć), kierująca jednym ze szpitalnyc­h oddziałów ratunkowyc­h w Warszawie. Chodzi jej o sytuację salowych i sanitarius­zy, czyli osób, które mimo bezpośredn­iej pracy przy pacjentach nie mieszczą się w pojęciu „personelu medycznego”. – Na oddziale mam mnóstwo chłopaków, którzy pracują jako salowi przy pacjentach covidowych. Ich praca zawsze była trudna i niskopłatn­a, teraz jest do tego jeszcze niebezpiec­zna. A mimo to nikt z nich nie uciekł ze szpitala, wszyscy ponoszą ryzyko za najniższą pensję.

Jedną z takich osób jest Konrad, sanitarius­z na jednym z warszawski­ch oddziałów psychiatry­cznych. – Słyszał pan takie powiedzeni­e: kto pracuje w szpitalu, ten nie śmieje się w cyrku? Chodzi o to, że mnie już nic nie jest w stanie zaskoczyć, nawet ten absurd – sanitarius­z bierze wdech. – Taka sytuacja: przywożą nam pacjenta z Kolskiej, z zespołem abstynency­jnym. Nim zabiorą go na oddział, musi trafić do izolatki, gdzie zrobią mu test. Kto się tym zajmie? Oczywiście, że ja. Teraz pan widzi, ja też ponoszę ryzyko.

W ubiegłym miesiącu zarobił 2,5 tys. zł, z czego pół tysiąca w dodatkach – za dyżury w nocy, weekendy i święto.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland