Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Chorzy nie chcą testów
– Słyszę od pacjenta: szwagier też ma objawy, ale nie zgłosił się do lekarza i chodzi do roboty.
– Koleżanka przyszła do pracy z kaszlem i stanem podgorączkowym. Już na pierwszy rzut oka było widać, że powinna zostać w domu. Ale kierownictwo krzywo patrzy na zwolnienia lekarskie. Przez ograniczenia w handlu uszczuplił nam się zespół, parę osób zostało zwolnionych i teraz ciężko obstawić dyżury. A przecież zaczyna się grudzień, ludzie za chwilę masowo ruszą do sklepów – mówi pani Jolanta, sprzedawczyni w sklepie z kosmetykami. Dodaje, że koleżanka ostatecznie nie zgłosiła się do lekarza. – Cały czas przychodziła do pracy. Po kilku dniach jej przeszło. Nie wiadomo, czy to był koronawirus, czy zwykłe przeziębienie, ale z pewnością mogła zarazić w tym czasie dziesiątki osób: kolegów i koleżanki z pracy, a także klientów – dodaje pani Jolanta.
– Gdy zapytałem znajomego, dlaczego nie zgłasza się z dusznościami i utratą węchu i smaku do lekarza, odpowiedział: „Przecież to bez sensu. Żeby mieć izolację i mieć policję pod domem? Nie móc sobie nawet zakupów zrobić?” – wspomina Rafał. – Znajomy nie wyklucza, że ma koronawirusa, ale stwierdził, że skoro i tak nie ma na to leków, a objawy muszą po prostu minąć, to woli przeczekać bez całej tej machiny biurokratycznej. I jak gdyby nigdy nic wychodzi sobie z domu. A we mnie krew się gotuje, bo jest zagrożeniem dla innych, w tym dla mnie.
Czy ja muszę iść na test?
Na forach w internecie podobnych historii znajduję dziesiątki. Opowieści o ludziach z takimi objawami jak duszności, kaszel, utrata węchu i smaku, gorączka czy osłabienie, którzy jednak nie zgłaszają się do lekarza. „Bo w sumie czuję się całkiem OK”, „Bo po co mi cyrk z sanepidem?”, „Bo boję się, że stracę pracę”. Wiele z tych osób przyznaje, że mimo objawów chodzi do pracy, sklepu, spotyka się z ludźmi.
– Nie wiemy, jak duża jest skala zjawiska, bo to szara strefa, ale w gronie lekarzy rodzinnych dyskutujemy o tym na forum ogólnopolskim. I wszyscy koledzy dostrzegają ten problem – mówi lekarz Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych. – Słyszę np. od pacjenta, gdy chcę wypisać mu skierowanie na test, czy on musi iść. Bo szwagier też ma objawy, ale nie zgłosił się do lekarza i chodzi do roboty. Więc jego zdaniem nie ma problemu. Takich historii pocztą pantoflową dociera do nas mnóstwo. Wcześniej pacjenci walczyli o testy, teraz skierowanie przyjmują jak wyrok. Niektórzy pytają: „Po co ten test, skoro koronawirus nie istnieje?”. Inni boją się problemów w pracy. Albo po prostu wolą chować głowę pod kołdrę i udawać, że nie są chorzy.
– Podobne zjawisko psychologiczne obserwujemy w przypadku pacjentów z podejrzeniem nowotworu. Tyle że w tym przypadku to nie jest sprawa tylko naszego zdrowia, ale również zdrowia innych. Takie osoby po prostu roznoszą pandemię – podkreśla Sutkowski.
W laboratorium coraz mniej zleceń
Choć nie ma danych potwierdzających istnienie szarej strefy chorych, którzy nie chcą się badać, to faktem jest, że systematycznie spada liczba wykonywanych testów. Jak podaje Ministerstwo Zdrowia, w niedzielę wykonano ich zaledwie 25 tys. Dobę wcześniej: 24 tys. W poprzednich dniach: między 40 a 50 tys. Gdy liczby nowych zakażeń koronawirusem były w Polsce rekordowe, testów wykonywano 60, a nawet 80 tys. w ciągu doby.
– Kilka tygodni temu robiliśmy ponad 12 tys. testów na dobę, teraz nawet nie połowę tego. Po prostu nie dostajemy zleceń: czy to od lekarzy rodzinnych, czy to od prywatnych – mówi dr Tomasz Anyszek z firmy Diagnostyka, która wykonuje testy na koronawirusa. – Pozytywny wynik testu oznacza nie tylko izolację dla chorego, lecz także kwarantannę dla jego rodziny. A to przecież wiąże się z różnymi konsekwencjami, czy to zawodowymi, czy społecznymi. Dlatego ludzie wolą udawać, że problemu nie ma. Albo zmęczeni obostrzeniami w gospodarce naprawdę przestają wierzyć w koronawirusa – ocenia dr Anyszek.
Jak wynika z sondażu przeprowadzonego latem przez YouGov-Cambridge Globalism Project w 25 krajach (w każdym próba wynosiła ponad tysiąc dorosłych osób), 44 proc. Polaków uważa, że liczba zgonów z powodu koronawirusa jest „celowo znacznie zawyżana”. 22 proc. z nas sądzi, że koronawirus w ogóle nie istnieje. Zdaniem myślącej tak części Polaków to „kompletny mit” stworzony przez „niezidentyfikowane siły”.
Po co mi ten test? – lekarze takich sytuacji mają setki. Chorzy już nie walczą o testy. Przeciwnie – unikają ich.
Podobne zjawisko obserwujemy w przypadku pacjentów z podejrzeniem nowotworu. Tyle że w tym przypadku to nie jest sprawa tylko naszego zdrowia
MICHAŁ SUTKOWSKI rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych