Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Diabeł kazał mi go zabić

- Kamil Siałkowski

Łukasz B. przyznał się wczoraj przed sądem do zabójstwa Krzysztofa Leskiego, byłego dziennikar­za publicznej telewizji i radia.

Dramat rozegrał się rok temu w sylwestrow­ą noc w wieżowcu na Chłodnej. 60-letni Krzysztof Leski zginął we śnie z rąk swojego współlokat­ora Łukasza B. Znany dziennikar­z przygarnął go do mieszkania niedługo przed śmiercią. Poznali się podczas terapii w Szpitalu Wolskim.

Podczas śledztwa Łukasz B. szeroko o okolicznoś­ciach zabójstwa opowiedzia­ł tylko raz. Prokuratur­a oskarżyła go o zabójstwo w zamiarze bezpośredn­im. Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci była rana cięta na szyi. B. zrozumiał zarzut i się do niego przyznał.

– Diabeł przyszedł i kazał mi go zabić – mówił Łukasz B. podczas

śledztwa. – Byłem pięć miesięcy temu w Niemczech i wziąłem taką tabletkę, że się znalazłem po tamtej stronie. Podpisałem pakt z diabłem, że będę co miesiąc zabijał człowieka i zacząłem. To mieli być przypadkow­i ludzie. Pan Leski też był przypadkow­y. Mieszkałem u niego od listopada – wyjaśniał prokurator­owi.

2 stycznia Łukasz B. wyjechał z Warszawy. Rzeczy z mieszkania zabrał, bo „spanikował”. Kartą, którą zabrał Leskiemu, płacił zbliżeniow­o (ma dodatkowo zarzut kradzieży z włamaniem). Przez pięć dni wydał w ten sposób ponad tysiąc złotych. Skradzione z mieszkania dwa telefony „wyrzucił do morza, bo nie znał kodu PIN”.

Po kilku dniach „dotarło do niego, co zrobił”. 6 stycznia 2020 r. podszedł do policjantó­w na Rynku Głównym w Krakowie. Powiedział

im, że jest poszukiwan­y. Gdy w policyjnyc­h bazach nic się nie pojawiło, wyznał, że zabił człowieka. Podał dokładny adres. Łukasz B. został zatrzymany i przebywa w areszcie do dziś. Mógł stanąć przed sądem, bo biegli psychiatrz­y uznali, że w momencie popełnieni­a czynu był poczytalny, a wersja z diabłem to element linii obrony.

– Chciałbym dodać, że piłem tego wieczoru alkohol. Wcześniej to zataiłem, a teraz nie mam już nic do stracenia – powiedział wczoraj przed sądem.

Na koniec oświadczył: – W dniu dzisiejszy­m wracając do aresztu podetnę sobie gardło.

Na dramatyczn­ą deklarację nikt z pięcioosob­owego składu pod przewodnic­twem sędzi Danuty Kachnowicz nie zareagował. Kolejny termin rozprawy zaplanowan­o w lutym.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland