Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Siedzą w areszcie, dostali pieniądze z tarczy
Współwłaściciele popularnego klubu nocnego w Warszawie mają zarzuty zlecenia podpalenia konkurencyjnego lokalu i podżegania do pobicia kobiety. Siedzą w areszcie, a do ich spółki trafia pomoc w ramach rządowej tarczy antykryzysowej.
To była głośna historia w Warszawie, niczym te mafijne z lat 90. We wrześniu 2019 r., kilka dni przed otwarciem, podpalono ekskluzywny klub nocny przy ul. Foksal – FHouse. Kamera monitoringu zarejestrowała włamywaczy podpalaczy. Straty oszacowano na ponad 5 mln zł.
Policja zatrzymała sprawców po dwóch miesiącach, wśród nich był znany gangster Krzysztof U., pseudonim Fama, skazany m.in. za rozboje, włamania i zabójstwo. Kiedy podpalono FHouse, przebywał na przepustce. Ale zatrzymano też biznesmenów – współwłaścicieli klubu nocnego przy Twardej: Zbigniewa L. i Roberta P. Postawiono im zarzuty zlecenia podpalenia konkurencyjnego lokalu. Nie przyznali się do winy, od ponad roku przebywają w areszcie.
W trakcie śledztwa Robertowi P. postawiono kolejny zarzut. Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie, informuje, że dotyczy podżegania do pobicia kobiety. Akt oskarżenia we wrześniu ub. roku został skierowany do sądu. Robert P. miał zlecić Famie pobicie mieszkanki Śródmieścia, która od lat walczyła z hałasem z klubu nocnego przy Twardej. Kobieta zeznała, że w grudniu 2019 r. policjanci z wydziału terroru kryminalnego i zabójstw ostrzegli ją o planowanym możliwym pobiciu. Mówiła, że do jej mieszkania dobijał się ktoś podający się za listonosza. Przed sądem stwierdziła, że mogła być drugą Jolantą Brzeską (działaczka lokatorska zamordowana w niewyjaśnionych okolicznościach w 2011 r.).
W tych sprawach nie zapadły jeszcze wyroki. Teraz okazało się, że kiedy obaj współwłaściciele klubu siedzą w areszcie, spółki, w których władzach zasiadają, otrzymały wsparcie w ramach rządowej tarczy antykryzysowej. Chodzi o pomoc przedsiębiorcom, którzy musieli zamknąć biznes z powodu koronawirusa. A kluby nocne, zgodnie z rządowymi obostrzeniami, nie działają od marca zeszłego roku. Wtedy przy
Twardej odbyła się ostatnia impreza. Z danych zamieszczonych na stronie rejestr.io wynika, że do dwóch spółek (w jednej Zbigniew L. i Robert P. są wspólnikami, w drugiej Robert P. jest prezesem zarządu, obie mają siedziby tam, gdzie mieści się klub) w czerwcu trafiły mikropożyczki z tarczy antykryzysowej po 5 tys. zł. Zostały umorzone.
Sprawą zainteresował się śródmiejski radny Krystian Suchecki (PiS). Zapytał też o „mechanizmy kontrolne i weryfikacji” przed przekazaniem rządowej pomocy – czy wśród nich jest np. klauzula o przestrzeganiu prawa. Chce też wiedzieć, czy pieniądze przekazane spółkom, których właściciele mają tak poważne zarzuty, zostaną im odebrane.
Pieniądze w ramach tarczy antykryzysowej rozdziela między przedsiębiorców podległy ratuszowi urząd pracy, ale program nadzoruje zależna od rządu Grupa Polskiego Funduszu Rozwoju. Karolina Gałecka, rzeczniczka ratusza, potwierdziła nam, że co najmniej do jednej z firm związanych z Robertem P. trafiła pożyczka, która została umorzona. Poinformowała, że każdy przedsiębiorca, który się o taką ubiega, musi oświadczyć, że nie naruszał obostrzeń wprowadzonych w związku z koronawirusem, jednak nie musi oświadczać, że np. nie ma zarzutów karnych. I dodaje, że urzędnicy rozpatrujący wniosek nie mają możliwości weryfikowania tego. Grupa Polskiego Funduszu Rozwoju nie odpowiedziała nam na pytanie o możliwość weryfikacji, czy przeciwko osobie, która ubiega się o wsparcie, nie toczy się postępowanie karne.
– Przedsiębiorcy, którzy prowadzili klub nocny przy Twardej, mają bardzo poważne zarzuty. Uważam, że przy przekazywaniu publicznej pomocy powinien być zastosowany jakiś mechanizm kontrolny – stwierdza radny Suchecki. – Osoby z zarzutami karnymi i wyrokami nie powinny otrzymywać wsparcia w ramach tarczy antykryzysowej. Jest to krzywdzące względem pozostałych przedsiębiorców prowadzących uczciwie swoje biznesy.
Przedsiębiorca, który się ubiega o pomoc z tarczy, musi oświadczyć, że nie naruszał obostrzeń wprowadzonych w związku z koronawirusem. Nie musi oświadczać, że nie ma zarzutów karnych