Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
W statystykach bezrobotnych brak. Gdzie się ukryli?
Najniższe bezrobocie w Unii Europejskiej, w Warszawie w zasadzie go nie ma. Czy wieszczone przez ekspertów tsunami zwolnień z powodu epidemii, zwłaszcza wśród młodych, ominęło Polskę? A może bezrobocie jest, tylko nie widać go w statystykach?
Biję się w pierś. Najchętniej to odesłałbym pana do wróżbity. Pesymistyczne prognozy się nie sprawdziły – przyznaje dr Kazimierz Sedlak, dyrektor w firmie Sedlak & Sedlak, która zajmuje się badaniem rynku pracy.
„Jestem większym optymistą”
Kiedy rozmawialiśmy w maju zeszłego roku, przewidywał gwałtowny wzrost bezrobocia. Mówił nawet o możliwym dwucyfrowym wyniku na koniec roku. Tymczasem wg Głównego Urzędu Statystycznego w lutym stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce wyniosła 6,5 proc. To o jeden procent więcej niż w lutym 2020 r., jeszcze przed pandemią. Z kolei wg Eurostatu – Europejskiego Urzędu Statystycznego – stopa bezrobocia wg Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności wynosi w Polsce 3,1 proc. i jest najniższa w Unii Europejskiej.
W Warszawie na koniec lutego stopa bezrobocia wynosiła 1,9 proc., a w urzędzie pracy zarejestrowane były 25903 osoby, w tym 6868 osób w wieku 18-34 lata. W lutym 2020 r. stopa bezrobocia wynosiła 1,3 proc. Wzrost w stolicy jest więc też nieznaczny.
– W momencie zawirowań na rynku wszelkie prognozowanie jest jak wróżenie z fusów. Jestem jednak większym optymistą niż przed rokiem. Mamy szczepionkę. Widzę, że rządowe programy wsparcia robią swoje. Ale jestem też świadomy ukrytego bezrobocia. Nie wiem, jak traktować tych, którzy dostają rządowe wsparcie w ramach tarcz, np. pracowników restauracji, hoteli, salonów fryzjerskich, siłowni. Formalnie nie są bezrobotnymi, ale też nie pracują – stwierdza dr Kazimierz Sedlak. Dodaje: – Dziś widzę zagrożenia szczególnie dla młodych.
Jeżeli firmy musiały kogoś zwolnić, to właśnie nowo przyjętych pracowników, na okresach próbnych lub z czasowymi umowami. Trudno też przewidzieć, jak długo firmy będą ostrożnie podchodzić do zatrudniania nowych pracowników. Widzę to po sobie jako pracodawcy: ostrożnie podejmuję wszystkie decyzje biznesowe, racjonalnie patrzę na wydatki, kontroluję budżet na działania rozwojowe.
Z „Barometru Polskiego Rynku Pracy” – raportu przygotowanego przez rekrutacyjną firmę Personnel Service – wynika, że większość przedsiębiorców boi się spowolnienia gospodarczego w 2021 r. Niemal połowa, bo 45 proc. firm, jest zdania, że osłabienie gospodarki w tym roku będzie większe niż rok wcześniej. Tylko co czwarty przedsiębiorca liczy na poprawę. W „Barometrze” czytamy: „Tylko 9 proc. przedsiębiorców planuje w 2021 r. szukać nowych pracowników. Niemal połowa utrzyma liczbę miejsc pracy na tym samym poziomie, a 24 proc. myśli o redukcji etatów, co może być związane z końcem obowiązywania tarcz antykryzysowych”.
PROC.
• To stopa bezrobocia w Warszawie na koniec lutego. W urzędzie pracy zarejestrowane były 25903 osoby, w tym 6868 osób w wieku 18-34 lata.
PROC. •
Kryzys dotknie młodych
– Wzrost stopy bezrobocia w Polsce nie jest widoczny w danych Eurostatu, ale wynika to do pewnego stopnia z metodologii. Eurostat prowadzi badania ankietowe, w których pyta respondentów o to, czy poszukują pracy. Jeżeli ktoś nie poszukuje, to kwalifikowany jest jako osoba bierna zawodowo, a nie bezrobotna. Takich osób w czasie epidemii jest więcej niż zwykle, ponieważ ludzie obawiają się zakażeń – mówi Nikodem Szewczyk, ekonomista z Instytutu Badań Strukturalnych. Zauważa: – Ostatecznie jednak nie jest tak, że kryzys ominął polski rynek pracy. Jeżeli spojrzymy w dane GUS, to widzimy w nich, że w lutym było o 180 tys. bezrobotnych więcej niż przed rokiem. Choć rzeczywiście sytuacja w Polsce jest lepsza niż w innych krajach UE, co wynika częściowo ze struktury polskiej gospodarki, w której dotknięty najsilniejszymi restrykcjami sektor usług jest nadal mało rozwinięty, a do pewnego stopnia ze specyfiki danych, którymi dysponujemy.
Ekonomista opowiada o analizie kontrfaktycznej, którą przeprowadził Instytut Badań Strukturalnych: – Zastanowiliśmy się nad tym, co byłoby pod koniec 2020 r., gdyby rynek pracy utrzymał trend z lat poprzednich. W grudniu zatrudnienie w gospodarce było nadal o 112 tys. etatów mniejsze niż w styczniu 2020 r. Jednak gdyby w minionym roku utrzymał się trend z lat 2018-19, to zatrudnienie w grudniu byłoby o 37 tys. etatów większe niż w styczniu. Czyli okazuje się, że z rynku zniknęło ok. 150 tys. miejsc pracy, ale tego w oficjalnych danych nie widać, bo mówimy zwykle o stopie bezrobocia.
Nikodem Szewczyk zwraca również uwagę na bezrobocie ukryte. – W danych obserwujemy, że w ubiegłym roku prawie o 100 tys. etatów zwiększyło się zatrudnienie w rolnictwie. Wynika to z tego, że część osób przeniosła się do sektora rolnego w poszukiwaniu pracy, a część osób pracuje fikcyjnie, aby – na przykład – mieć dostęp do ubezpieczenia. Mniejsze niż w innych krajach bezrobocie wynika też z relatywnie rozbudowanej pomocy publicznej dla firm, która wymagała od nich utrzymania zatrudnienia za subwencję. Nie wiemy jednak do końca, co będzie dalej. Minister Gowin mówi o tym, że rząd potrzebuje jeszcze czasu, ale jeżeli działania nie zostaną podjęte szybko, to możemy spodziewać się nagłego wzrostu bezrobocia w wyniku zwolnień grupowych – stwierdza.
Kontynuuje: – Warto podkreślić, że bezrobocie na polskim rynku pracy jest nierównomierne w różnych grupach wiekowych. Kryzysy na rynku pracy silniej i zwykle na długo dotykają młodych. Młodzi to koszt dla pracodawców ze względu na szkolenia, treningi, wdrażanie do kadr. Dodatkowo takie osoby częściej zatrudnione są na umowach cywilnoprawnych, więc najłatwiej je zwolnić. To widać w statystykach. W Polsce pod koniec 2020 r. stopa bezrobocia wśród młodych do 25. życia wynosiła 11 proc. Znacznie więcej niż w ogóle populacji. Wynika to też z tego, że niekiedy młodzi mogą sobie pozwolić na to, żeby nie szukać jakiejkolwiek pracy. Mówiąc wprost: mają więcej możliwości, żeby z tego rynku pracy uciec na jakiś czas i przeczekać kryzys u rodziców czy u dziadków.
rynek pracy, wartość nieruchomości. Nowi mieszkańcy to także dochód. Podatek dochodowy od osób fizycznych jest największym źródłem wpływów do naszej gminy – rachuje wójt Budny.
PSZCZÓŁKA MAJA I GALERIA GIGANT
Inwestycje, o których mówią, też będą ogromne.
Centrum handlowe powstanie na terenie dawnego lotniska Góraszka. Przez lata organizowane były tu słynne pikniki lotnicze. 28 ha kontroluje Ceetrus Polska, spółka z grupy kapitałowej, do której należy też sieć supermarketów Auchan. Planuje wielki kompleks handlowo-usługowo-rozrywkowy o nazwie Projekt Góraszka o powierzchni ok. 77 tys. m kw. To więcej niż Galeria Mokotów. Do galerii przylegał będzie planowany z równym rozmachem park rozrywki Majaland, którego motywem przewodnim będzie Pszczółka Maja. Ta inwestycja zaczęła się już w grudniu zeszłego roku. Będzie mieć powierzchnię 50 tys. m kw.
Do tego w Duchnowie Panattoni, światowy gigant w branży, organizuje wielkie centrum logistyczne.
A to jeszcze nie wszystko. Poruszenie w Wiązownie wywołały plany budowy przez GDDKiA tzw. obwodnicy aglomeracyjnej Warszawy. To zewnętrzny ring, nazywany obwodnicą dla tirów. Początkowo miał być prowadzony w śladzie krajowej pięćdziesiątki, obecnie GDDKiA konsultuje cztery warianty przebiegu. Dwa – tzw. czerwony i zielony – biegną przez gminę Wiązowna, przeciwko czemu protestują lokalne stowarzyszenia, m.in. „Nie tędy droga” i „Eko-Glinianka”. W petycji z początku marca argumentują m.in., że wariant czerwony wymaga wycinki aż 171 ha lasów, oba przetną rezerwat Świdra i inne obszary cenne przyrodniczo. Jednocześnie w petycji czytamy: „Obszar aglomeracji warszawskiej wykracza znacznie poza zaproponowany przebieg »obwodnicy aglomeracji«. Wszystkie gminy przylegające bezpośrednio do granic Warszawy stanowią de facto jej przedmieścia i są jądrem aglomeracji”.
A co z przyrodą? Tomasz Dzido-Gajowy tłumaczy, dlaczego samochodów będzie więcej niż 500. – Dojazd do planowanego osiedla prowadzi kilometrową drogą serwisową wzdłuż ekspresowej siedemnastki. Dojazd komunikacją z Warszawy jest fatalny. Tu nie wystarczy jeden samochód na rodzinę, tylko minimum dwa, a coraz częściej trzy. Do przedszkola też będą dowozić dzieci autami. Tędy będzie jeździć 1500-2000 samochodów dziennie – wylicza. Ale nie to jest najgorsze: – Na tym kilometrowym odcinku GDDKiA zbudowała za ciężkie miliony sześć przejść dla zwierząt: pięć dla małych i jedno dla grubej zwierzyny. One prowadzą pod główną ekspresówką, ale nie pod serwisową – wychodzą prosto na nią. Wszystkie te zwierzęta będą wychodziły pod koła samochodów jadących z osiedla – tłumaczy Dzido-Gajowy. Swoje wątpliwości spisał i wraz z sąsiadami sprzeciwiającymi się inwestycji w tym tygodniu wysłał w formie odwołania do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Sprawa nie jest więc jeszcze przesądzona. Wójt Janusz Budny: – Specustawa mieszkaniowa pozwala na to, żeby deweloperzy pojawili się w naszej gminie. Ten z Rudki jest pierwszy, który chce robić takie osiedle, ale pojawił się już następny. Wszystko zgodnie z przepisami. Przecieramy szlaki. Nie wiem, jak to się skończy.