Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Wyższa kara za psa, który biega bez smyczy
Pies znowu zagryzł jelonka w miejskim lesie.
Od dziś mandaty dla właścicieli czworonogów są wyższe. Czy to wystarczy, by powstrzymać nagminne łamanie zakazu wprowadzania psów do rezerwatów?
– Ludzie byli rozgorączkowani. Pies był bez kagańca, spuszczony ze smyczy. Obok leżał zagryziony jelonek. Podszedłem do właścicielki psa, którą znam z widzenia, bo biega w tej okolicy. Powiedziałem jej, że ma zwierzę na sumieniu. Odparła, że nie jest z tego dumna. Ale miałem wrażenie, że to lekceważy – opowiada pan Antoni, mieszkaniec Bielan. O wypadku na obrzeżach Lasu Bielańskiego przy ul. Gwiaździstej zawiadomił redakcję.
To już kolejny podobny przypadek w ostatnim czasie, kiedy spuszczone ze smyczy psy zagryzają dzikie zwierzęta żyjące w miejskich lasach i rezerwatach. W 2020 roku psy zagryzły tam ok. 180 saren. Pod koniec lutego takich przypadków było ponad 60. W czwartek przy Lesie Bielańskim interweniowali policjanci. W związku ze śmiercią jelonka właścicielka psa została ukarana mandatem w wysokości 500 zł.
Ale właściciele psów są karani już za samo stworzenie niebezpiecznej sytuacji. Od dziś – surowiej. Właściciel psa, „za niezachowanie zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, które swoim zachowaniem stwarza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia człowieka”, może dostać mandat w wysokości 500 zł. Do tej pory obowiązywały widełki od 50 do 250 zł. Z kolei bez przesłanki dotyczącej „stworzenia niebezpieczeństwa”, a więc „za niezachowanie zwykłych lub nakazowych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia”, mandat wciąż wynosi od 50 do 250 zł.
Wielu właścicieli psów ignorowało dotąd zakazy np. wejścia z psami do lasów miejskich, które mają status rezerwatów – takimi są np. Las Kabacki i Las Bielański. Mało tego: nierzadkim widokiem są psy biegające swobodnie w tych lasach. – Zdajemy sobie z tego sprawę – przyznaje Andżelika Gackowska, wicedyrektorka Lasów Miejskich, jednostki podległej prezydentowi miasta. Dodaje, że wielokrotnie interweniowała w tej sprawie w policji i straży miejskiej. – Strażnicy miejscy mogą kogoś pouczyć, ale nie mają uprawnień, by ukarać mandatem w rezerwacie. Z kolei dla policjantów obłożonych różnymi obowiązkami pilnowanie, czy właściciel psa spaceruje z nim na smyczy, znajduje się na samym końcu ważności zadań. I nie jest to kwestia złej woli – stwierdza Gackowska. Lasy Miejskie, w przeciwieństwie do Lasów Państwowych, nie mają też strażników leśnych, którzy mogliby pilnować w nich porządku.
W straży miejskiej słyszymy, że od stycznia 2020 roku strażnicy wystawili sześć mandatów właścicielom psów, którzy w czasie spaceru z czworonogiem nie zachowali środków ostrożności, a osiem za niesprzątnięcie po psie. Jeden wniosek o ukaranie trafił do sądu.
O psach wprowadzanych do rezerwatu Las Kabacki była mowa na marcowym spotkaniu w urzędzie dzielnicy Ursynów z udziałem przedstawicieli Lasów Miejskich i strażników miejskich.
– Zaproponowałem spotkanie z policją. Mamy zapewnienie, że będzie więcej patroli – mówi wiceburmistrz Ursynowa Bartosz Dominiak. W Lesie Kabackim są to najczęściej patrole konne. Wiceburmistrz dodaje, że dzielnica nie ma narzędzi, by zdyscyplinować mieszkańców, którzy wchodzą z psami do rezerwatu. Dominiak stawia na edukację. Proponuje, bo wykorzystać do tego media społecznościowe. – To nie wina psa, że zagryzł jelonka – mówi pan Antoni z Bielan. – Pies jest tylko zwierzęciem. To wina beztroski właścicielki.
W Lesie Bielańskim interweniowali policjanci. Właścicielka psa została ukarana mandatem w wysokości 500 zł