Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Monitoring nie pomoże
„Kierowca bezczelnie kłamie” – napisała do redakcji pani Monika z Mokotowa. Nie jest w stanie tego udowodnić. Nagranie z autobusu nie jest dostępne.
O konflikcie naszej czytelniczki, pani Moniki z Mokotowa, z kierowcą miejskiego autobusu, który odmówił przewiezienia rowerka jej pięcioletniej córki i jej ojca z rowerem, pisaliśmy w „Stołecznej” pod koniec czerwca. „Autobus był niemal zupełnie pusty, mąż i córka chcieli przejechać dwa przystanki, a rowery umieścili w miejscu do przewozu wózków (żadnego wózka nie było)” – relacjonowała w liście do redakcji pani Monika. Podkreślała, że pasażerowie prosili kierowcę, by jechał dalej. Kierowca odmówił. Na miejsce wezwał też policję, która ostatecznie wyprosiła z pojazdu płaczącą pięciolatkę, jej ojca i matkę, która dojechała na miejsce po pewnym czasie. Nasza czytelniczka przekonuje, że kierowca nie miał prawa tak postąpić.
W odpowiedzi na skargę pani Moniki, rzecznik ZTM Tomasz Kunert zapowiedział, że sprawa zostanie zbadana. Kierowca przedstawi zatrudniającym go Miejskim Zakładom Autobusowym swoje wyjaśnienia, a jeśli będzie to konieczne, sprawę pomoże rozstrzygnąć monitoring. To ostatnie się jednak nie udało.
W piśmie z informacją o zakończeniu postępowania przewoźnik poinformował panią Monikę, że „ze względów technicznych nagranie jest niedostępne”. Według kierowcy nasza czytelniczka wsiadła do pojazdu wraz z dzieckiem i mężczyzną trzecimi drzwiami, po czym wspólnie ustawili dziecięcy rower na siedzeniach. Drugi rower miał blokować przestrzeń dla pasażerów. „Ponieważ nie reagowali na uwagi prowadzącego, zostały wezwane odpowiednie służby” – wyjaśniał kierowca. „W obliczu rozbieżności w skardze i wyjaśnieniach prowadzącego, nie jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić zaistniałego zdarzenia” – podsumowało MZA.
– Kierowca bezczelnie kłamie. Nikt nie stawiał rowerka na siedzeniach, poza tym mnie na początku nie było na miejscu. Dojechałam tam dopiero, by odebrać dziecko – mówi „Stołecznej” pani Monika. Wyjaśnia, że ojciec dziecka najpierw oparł rowery w nieprzepisowym miejscu, żeby córka usiadła, ale zaraz potem przetransportował je na miejsce dla rowerów. Brak monitoringu uniemożliwia jej udowodnienie tego przewoźnikowi.
Rzecznik MZA Adam Stawicki komentuje: – Brak monitoringu to zdarzenie losowe, na które my jako przewoźnik nie mamy wpływu. Firma, która zajmuje się serwisem monitoringu, poinformowała nas, że na twardym dysku nie ma nagrania. Z powodów technicznych nie zapisało się.
Czy często zdarza się, że nie można dotrzeć do nagrania monitoringu w podobnych sytuacjach? – Czasem. Zawsze jednak dokładamy starań, by monitoring zakładany w naszych autobusach był jak najlepszej jakości. Ale to tylko technika. Trzeba pamiętać, że w taborze mamy 1400 autobusów i zawsze coś może się zepsuć – podsumowuje rzecznik MZA. Rzecznik ZTM jest w tej sprawie bardziej zasadniczy. – W przypadku wykazanej niesprawności jakiegoś urządzenia pokładowego nakładamy na operatorów kary finansowe – zapewnił.