Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Listy do redakcji Wiemy, którzy kierowcy nie chcą zabierać rowerzystów
nawiązaniu do dyskusji po opisaniu przez was incydentu w miejskim autobusie, kiedy kierowca nie zgodził się zabrać ojca z kilkuletnią córką z rowerami, chociaż w środku nie było tłoku, i późniejszych komentarzy, chciałbym podzielić się kilkoma uwagami. Ponad 90 proc. kierowców autobusów nie ma problemu z przewożeniem rowerów. Jest jednak grupa, która z niewiadomych przyczyn (niechęć do rowerzystów, możliwość pokazania, że „ja tu rządzę”) uniemożliwia podróż rowerzyście, nawet w sytuacjach, gdy w świetle obowiązujących przepisów nie ma cienia wątpliwości, że przewóz roweru jest z nimi zgodny.
Sprawa jest prosta: to, czy kierowca robi problemy rowerzyście, czy nie, w większości przypadków zależy tylko od tego, jakim jest człowiekiem. Zaryzykowałbym twierdzenie, że ci, którzy czekają na pasażera dobiegającego do przystanku, rowerzystów biorą, a ci, którzy zatrzaskują mu drzwi przed nosem – nie.
Powoływanie się na kwestie bezpieczeństwa jest mocno naciągane. Oto przykład z dnia dzisiejszego. Godz. 9 rano, ciężkie, przedburzowe powietrze, za chwilę lunie. Ja, lat 67, z ciężkim plecakiem, żeby zdążyć przed deszczem, wsiadam do autobusu na Czerniakowskiej, róg Bartyckiej. Autobusem podróżuje 2 (słownie: dwóch) pasażerów. Obydwaj siedzą w tylnej części autobusu, cały przód i środek są puste.
Kierowca wyskakuje z kabiny i żąda, żebym opuścił autobus. Nie podaje przyczyny, jest głuchy na moje cytowanie obowiązujących zasad przewozu, ignoruje moją prośbę o umożliwienie kontaktu z dyspozytorem, za to wyłącza silnik i grozi wezwaniem policji. Ponieważ jeden z pasażerów mówi, że spieszy się do pracy – wysiadam z autobusu.
To nie jest kwestia przepisów, one są jasne – odmówić przewozu roweru kierowca może, gdy przewozi już wózek inwalidzki lub dziecięcy albo gdy w zatłoczonym pojeździe rower może komuś ubrudzić czy uszkodzić ubranie. Jeśli żadna z tych okoliczności nie zachodzi, rower jedzie i nie zależy to od widzimisię kierowcy.
Tyle że normalny, dobrze wychowany człowiek nie jest w stanie tych przepisów egzekwować – kierowcy stosują szantaż, biorąc pozostałych pasażerów za zakładników. Co ciekawe, ja (i sądzę, że większość rowerzystów) myślę o tym, żeby nie zakłócać podróży innym pasażerom, natomiast kierowca, którego obowiązkiem jest zapewnienie realizacji umowy przewozu z pasażerami, którzy kupując bilet, zawarli taką umowę z ZTM, takiego odruchu nie ma.
Żeby wyeliminować takie sytuacje, sugeruję ZTM, by wprowadził przepis, iż w przypadku, gdy kierowca odmawia kontynuowania jazdy, ma obowiązek udostępnienia pasażerowi kontaktu z dyspozytorem celem przedstawienia sytuacji i podjęcia natychmiastowej decyzji – bez czekania na przyjazd policji czy patrolu interwencyjnego.