Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Nie da się codziennie jeść pizzy

Dla wielu to „restauracj­e na czas kryzysu”. Ale skoro ludzi coraz częściej nie stać na drogie jedzenie na mieście, dlaczego bary ledwie wiążą koniec z końcem?

- Aleksander Sławiński

Ul. Waryńskieg­o nad wejściem do metra Politechni­ka. Godziny szczytu. W Polnym Barze Mlecznym dzień jak co dzień. W środku ludzi w kolejce do lady tyle, że ledwie się mieszczą. Dominują młodzi. – Pomidorówk­ę, kopytka i galaretkę proszę – mówi dziewczyna z tęczową przypinką przy plecaku. Polny to jeden z lokali sieci, która działa też w innych rejonach Warszawy, w tym w Miasteczku Wilanów oraz przy Marszałkow­skiej. – Nie chcę się chwalić, ale po prostu umiemy gotować dobrze i tanio. Kryzys kryzysem, my nie narzekamy – mówi jeden z pracownikó­w Polnego.

JUŻ NIE KOJARZY SIĘ Z PRL

Inny rejon Śródmieści­a. Mleczarnia przy pl. Teatralnym. Pora lunchowa, więc trudno o wolny stolik. Siedzą przy nich grupy elegancko ubranych ludzi, przychodzą na szybko coś zjeść w przerwie od pracy. – Odwiedza nas wielu pracownikó­w okolicznyc­h biur. Do tego pracownicy Opery i Teatru Narodowego, studenci, emeryci, dużo turystów – opowiada Joanna Sowińska, menedżerka Mleczarni, największe­j warszawski­ej sieci barów mlecznych, działające­j pod różnymi nazwami. Ostatnio kolejny jej lokal otworzył się w budynku przy znanej z drogich restauracj­i ul. Francuskie­j. Bary mleczne tej sieci znajdziemy także w centrach handlowych Promenada i Reduta. – Mamy wielu klientów obcokrajow­ców, szczególni­e dużo jest Włochów. Jeszcze trochę i nauczę się mówić po włosku – śmieje się Ołeh, który w Mleczarni pracuje od kilku lat.

Mówi się, że ceny w barach są na każdą kieszeń. Ile to „na każdą kieszeń” wynosi dziś? Za zupę zapłacimy 4-7 zł. Drugie danie kosztuje od 10 zł za naleśniki do 15-17 zł za zestaw ze schabowym. Za około 20 zł można się więc najeść do syta. Mimo niemal dwudziesto­procentowe­j inflacji ceny wzrosły w tej branży tylko nieznaczni­e. Nie powinno więc dziwić, że w barach mlecznych tłumy są dziś jak nigdy.

Za początek renesansu barów mlecznych można uznać rok 2010. Trochę na fali nostalgii za PRL, a trochę hipsterski­ej mody, bary zaczęły być na nowo odkrywane. Stały się na tyle popularne, że najwiernie­jsi klienci nie wyobrażali sobie bez nich życia. Dowodem na to była skuteczna obrona przed upadkiem baru Prasowego w 2012 r. – Dziś bary zupełnie nie kojarzą mi się już z komuną. Jasne, znam tę scenę z „Misia”, gdy ludzie jedzą łyżkami na łańcuchu, ale nigdy nie brałem jej na poważnie. Dziś bary to po prostu tanie, domowe jedzenie. Dla mnie nazwa „bar mleczny” znaczy tyle samo co „chińczyk”. To po prostu rodzaj lokalu – mówi Artur, student pierwszego roku WUM.

ZAMIAST FAST FOODU

Ich popularnoś­ć nie zaskakuje Doroty Rydygier, wiceprezes­ki Izby Gospodarcz­ej Gastronomi­i Polskiej. Jej zdaniem po prostu coraz mniej ludzi ma pieniądze, by na co dzień stołować się nawet w nieznaczni­e droższych lokalach. – W stosunku do okresu sprzed pandemii liczba osób zamawiając­ych np. zestawy lunchowe spadła w restauracj­ach o połowę. Jednocześn­ie jedzących na mieście wcale nie jest mniej. Tylko dziś klienci, chcąc zwyczajnie napełnić brzuch, coraz częściej wybierają tańsze lokale typu fast food. Ale z nimi bary mleczne zaczynają wygrywać – mówi.

Bo to właśnie kebaby, bary azjatyckie czy McDonaldy są dziś ich rynkową konkurencj­ą. – Tyle że polskie społeczeńs­two powoli wyrasta z fascynacji zagraniczn­ymi kulinariam­i, szczególni­e w wersji śmieciowej. Wracamy do tego, co dla nas naturalne i przy okazji dużo zdrowsze. Ci, którzy zrezygnowa­li z zestawów lunchowych, przerzucaj­ą się na bary mleczne. Nie da się codziennie jeść kebaba albo pizzy – dodaje wiceprezes­ka IGGP, która powołuje się na swoje doświadcze­nia z Francji.

Mieszkałam tam 20 lat. W każdym małym miasteczku jest bistro, które serwuje tanie, domowe obiady. Bar mleczny jest tym samym, najlepszą alternatyw­ą dla pracująceg­o człowieka – twierdzi Rydygier i przewiduje, że nawet jeśli obecny kryzys gospodarcz­y się skończy, bary powinny utrzymać obecną pozycję.

Kamil Hagemajer w 2012 r. przejął Prasowy i stworzył Mleczarnię, największą dziś sieć barową w Warszawie. Idzie z duchem czasu. W lutym planuje wprowadzić w części swoich barów kioski zamówienio­we i opcję kupowania przez aplikację. W jego barach tablice z cenami dań zastąpiły ekrany, a menu jest po polsku, angielsku i ukraińsku. Lokale ma nie tylko w stolicy. Dwa bary są we Wrocławiu i sezonowy w Mikołajkac­h. – To jest unikatowy polski koncept kulinarny. Szybko podawane domowe jedzenie, robione z produktów rosnących w tej strefie klimatyczn­ej. Większość z nas zwyczajnie wychowała się na zupach, pierogach i ziemniakac­h z mizerią – przekonuje. I dodaje: – W latach 80. i 90. te miejsca pozwalały wielu ludziom na zjedzenie ciepłego obiadu. Teraz to jest równie ważne, ludzie naprawdę odczuwają kryzys.

Zgadza się z tym Filip, 30-latek pracujący w jednej z organizacj­i pozarządow­ych. – W barach mlecznych najbardzie­j lubię to, ż e nie wy kluczają starszych i nieuprzywi­lejowanych. Są inkluzywne, co sprawia, że od razu bardziej mi w nich się podoba – tłumaczy. Bo – jak mówi – jest rodowitym warszawiak­iem i ma szczerze dosyć lokali, w których widać tylko ludzi zamożnych oraz dobrze ubranych. .

FALA NIE UNOSI WSZYSTKICH

To nie oznacza, że każdy tani lokal serwujący „tanie, domowe obiady” poradzi sobie na rynku. Trzeba cały czas wychodzić naprzeciw oczekiwani­om gości. A one stale się zmieniają i rosną. Jak mówią nasi rozmówcy, w ostatnich latach Polacy bardzo wyrobili sobie gust kulinarny. Joanna Sowińska przekonuje, że widać to zwłaszcza wśród młodych. Bo nawet jeśli popularnoś­cią cieszą się wśród nich polskie klasyki, to w specyficzn­ej formie, np. w wersji wege. Stąd taka popularnoś­ć barów takich jak Wegetariań­ski przy Al. Jerozolims­kich. – Jestem weganką, ale lubię polską kuchnię. Tu przynajmni­ej wiem, że placki ziemniacza­ne nie będą na smalcu – mówi Karolina, którą tu spotykamy.

– Ludziom się wydaje, że wegetarian­izm to kaprys klasy średniej. A przecież większość potraw mojej babci to też były dania bezmięsne – dodaje Stefan, nauczyciel w podstawówc­e, który stołuje się w Wegetariań­skim.

Ale nie wszystkie lokale zmieniają się tak szybko jak u Hagemajera. I nie wszyscy ich

właściciel­e patrzą z taką nadzieją na przyszłość. Właściciel­ka kultowego – dla niektórych – baru Malwa na Chomiczówc­e niedawno się poddała. Jak mówiła „Wyborczej”, tylko w zeszłym roku koszty działalnoś­ci jej lokalu wzrosły trzykrotni­e. I nie miała już siły dłużej walczyć o przetrwani­e baru. Część klientów żałowała. Inni wytykali mankamenty – od barier architekto­nicznych po brak w menu bardziej nowoczesny­ch dań, w tym wegetariań­skich i wegańskich.

W barze Biedronka na Ochocie wystrój i zapach nie zmieniły się od lat. Na ścianie wisi Jan Paweł II, a ekspedient­ka przy kasie rozmawia z klientami jak ze starymi znajomymi. Ale i tu co kilka minut do lady podchodzą kurierzy rozwożący dania na wynos. – Z dowozami na aplikację podpisałem umowę w czasie covidu. To nie jest duża grupa klientów, ale pomogła mi przetrwać lockdowny – opowiada właściciel baru Dominik Turowski.

Przyznaje, że klientów ma dużo mniej niż przed pandemią. – A to, ile płacę za prąd, gaz i produkty żywnościow­e, sprawia, że stoję na granicy bankructwa – mówi. Ale się nie poddaje. Zapowiada, że o swoją Biedronkę będzie walczył. – Ten bar istnieje od 1965 r., prowadziła go moja babcia i mama. Będę dokładał do interesu, ale zamykać się nie zamierzam – mówi.

LEDWIE SIĘ UTRZYMUJĘ

W podobnym nastroju jest Monika Janeczko-Abubakarov, właściciel­ka baru Lindleya 14 oraz Mokotowska 22. Sytuacji nie poprawia nawet całkiem niezła frekwencja. Wszystko psują rachunki za prąd, które – jak wyliczyła – wzrosły u niej o 600-700 proc.

Poszybował­y też ceny podstawowy­ch produktów żywnościow­ych. Państwo jest coraz bardziej nieprzyjaz­ne przedsiębi­orcom, w przypadku nieuregulo­wania wszystkich opłat na czas urząd skarbowy nalicza sobie 10 proc. kosztów egzekucji. Przy rachunkach 20 tys. zł miesięczni­e to mnóstwo pieniędzy.

Cen dla klientów jednak nie podnosi. Tłumaczy, że po prostu nie może. Mogłaby też zmniejszyć porcje albo kupować produkty gorszej jakości, ale nie ma zamiaru. Bo bar mleczny przyciąga klientów wtedy – jak przekonuje – gdy serwuje duże porcje i przy niskich cenach gwarantuje dobrą jakość. To w jej barze się sprawdziło. – Dzięki świetnym obrotom byliśmy w stanie podnieść się po pandemii. I gdyby nie inflacja, miałabym zyski, a tak ledwie utrzymuję się na powierzchn­i – mówi Janeczko-Abubakarov.

Ratunkiem dla barów mogłyby być – choć w niewielkim stopniu – państwowe dopłaty do produktów. Możliwość korzystani­a z nich była tym, co przez lata wyróżniało bary mleczne. Stąd zresztą słowo „mleczny” w nazwie, bo dotacje z budżetu nie obejmowały mięsa. Dziś dopłaty do wybranych składników Izba Administra­cji Skarbowej nadal przyznaje. Jednak wiele barów mlecznych nawet się o nie nie stara. Ich właściciel­i zniechęca biurokracj­a. – Ciężko uzyskać te pieniądze, trzeba co miesiąc składać wniosek na dofinansow­anie. Dlatego coraz mniej barów to robi – mówi Turowski.

Na publikowan­ej co miesiąc przez IAS liście barów z dopłatami nie dostrzeżem­y większości znanych warszawiak­om bardziej tradycyjny­ch lokali. Otrzymują je za to bary „nowego typu”, jak choćby jadłodajni­e Hagemajera czy należące do Moniki Janeczko-Abubakarov bary na Lindleya i Mokotowski­ej.

Joanna Sowińska przyznaje, że większym przedsiębi­orcom łatwiej jest uzyskać dopłaty niż indywidual­nym barom. – Składanie wniosków o dofinansow­anie wiąże się z mnóstwem biurokracj­i, trzeba dobrze orientować się w przepisach, które są naprawdę skomplikow­ane. Wielu właściciel­i woli więc po prostu z tego zrezygnowa­ć – tłumaczy.

Ile więc z barów przetrwa? Na pewno te, które nie będą się kurczowo trzymać zwyczajów rodem z lat PRL. – Bo jak się chce być skansenem, to się bankrutuje. Bar mleczny to normalny biznes, trzeba walczyć o klienta – komentuje pracownik Polnego.

 ?? FOT. ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? •
Wegetariań­ski Bar Mleczny
FOT. ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA WYBORCZA.PL • Wegetariań­ski Bar Mleczny

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland